czwartek, 17 marca 2016

Depresyjny gołąb cz. 2

Depresyjny gołąb cz. 2

W pierwszej części tego artykułu dowiedzieliśmy się, w jaki sposób Pan Bóg wykorzystał nieposłuszeństwo swojego proroka Jonasza. Słowo Boże skierowane do nas nie wraca do Niego puste, lecz wykonuje swoją pracę w nas. Pan Bóg potrzebuje naszego posłuszeństwa, ale do realizacji Jego woli może wykorzystać także nasze nieposłuszeństwo. Zachowanie Jonasza na statku, wynikające z nieposłuszeństwa i zagłuszania w sobie Słowa Bożego, spowodowały, że żeglarze nawrócili się do Boga. Ciekawą rzeczą jest to, że Pan Bóg tak pokierował rozwojem wydarzeń, że Jonasz do końca nie wiedział, iż jego nieposłuszeństwo przyczyniło się do cudownego nawrócenia ludzi na statku. Nie miał szans popaść w pychę. Bóg wziął całą chwałę dla siebie. Czy my będąc w różnych sytuacjach, oczekujemy natychmiastowej nagrody? No cóż, nie wiem jak ty, drogi czytelniku, ale ja lubię być pochwalony, czy nawet tylko usprawiedliwiony przez kogoś, jeśli coś nie poszło po mojej myśli. Tak, mamy oczekiwać nagrody. Pan Bóg obiecał to w Swoim Słowie. Pisze o tym apostoł Paweł w 1. Liście do Koryntian 15,58: „(…) Bądźcie stali, niewzruszeni, zawsze pełni zapału do pracy dla Pana, wiedząc, że trud wasz nie jest daremny w Panu”. Jednak tylko Pan Bóg jest godzien chwały. To, że czasami długo lub nawet wcale, nie widzimy efektów pracy w służbie dla Boga może wynikać z tego, iż On nie chce żebyśmy popadli w pychę. Pocieszeniem, a jednocześnie refleksją dla każdego z nas mogą być słowa z Księgi Kaznodziei Salomona 3,22: „Tak więc stwierdziłem, że nie ma nic lepszego nad to, że człowiek raduje się ze swoich dzieł, gdyż taki jest jego los; bo któż da mu oglądać to, co się po nim stanie?. Mamy łaskę, że możemy pracować w służbie Pana panów i Króla królów. Powinniśmy się cieszyć, także efektami naszej pracy. Bóg obiecał, że nie pozostanie to bez nagrody. 

Przeczytajmy uważnie fragment z Księgi Jonasza 2, 2-10. Jonasz próbował uciec przed Bogiem, lecz wreszcie dostał szansę powrotu do Niego w pokucie i modlitwie. Przyjrzyjmy się bliżej jego modlitwie. Można się dużo dowiedzieć o relacji człowieka z Panem Bogiem, słysząc jego modlitwę. Jonasz modlił się słowami, które pochodzą z Psalmów. Porównajmy modlitwę Jonasza zapisaną w ośmiu wersetach z odpowiadającymi im analogicznymi fragmentami Psalmów. 

1) 3. werset: „(…) Wzywałem Pana w mojej niedoli i odpowiedział mi, z głębi krainy umarłych wołałem o pomoc i wysłuchał mojego głosu”.

Psalm 120,1: „Do Pana wołałem w swej niedoli i wysłuchał mnie”.

Psalm 18,7: „W niedoli mojej wzywałem Pana i wołałem o pomoc do Boga mego, z przybytku swego usłyszał głos mój, a wołanie moje doszło uszu jego”. 

2) 4. werset: „Wrzucił mnie na głębię pośród morza i porwał mnie wir; wszystkie twoje bałwany i fale przeszły nade mną”. 

Psalm 42,8: „Głębina przyzywa głębinę w odgłosie wodospadów twoich; wszystkie nawałnice i fale twoje przeszły nade mną”.

3) 5. werset: „Już pomyślałem: Jestem wygnany sprzed twoich oczu, jakże będę mógł jeszcze spojrzeć na twój święty przybytek?”.

Psalm 31,23: „A ja rzekłem w niepokoju swoim: Zostałem odtrącony sprzed oczu twoich”. 

4) 6. werset: „Wody sięgały mi aż do gardła, ogarnęło mnie topielisko, sitowie wiło się koło mojej głowy”.

Psalm 69,2-3.16: „Wybaw mnie, Boże, bo wody grożą duszy mojej! Ugrzązłem w głębokim błocie i nie mam oparcia dla nóg, Dostałem się w głębokie wody, a nurt zalewa mnie. (…) Niech nie zaleją mnie fale, Niech nie pochłonie mnie głębina i czeluść niech nie zawrze nade mną swej paszczy!”. 

5) 7. werset: „Zstąpiłem do stóp gór, zawory ziemi na zawsze się za mną zamknęły. Lecz Ty wydobyłeś z przepaści moje życie, Panie, Boże mój”. 

Psalm 40,3: „Wyciągnął mnie z dołu zagłady, z błota grząskiego. Postawił na skale nogi moje. Umocnił kroki moje”. 

Psalm 103,4: „On ratuje od zguby życie twoje; On wieńczy cię łaską i litością”.

6) 8. werset: „Gdy ustawało we mnie życie, wspomniałem na Pana; i tak doszła moja modlitwa do ciebie, do twojego świętego przybytku”.

Psalm 18,7: „W niedoli mojej wzywałem Pana i wołałem o pomoc do Boga mego, z przybytku swego usłyszał głos mój, a wołanie moje doszło uszu jego”. 

7) 9. werset: „Ci, którzy trzymają się marnych bożyszczy, opuszczają swojego Miłościwego”.

Psalm 31,7: „Nienawidzisz tych, którzy czczą marne bałwany, ja jednak ufam Panu”. 

8) 10. werset: „Lecz ja pragnę ci złożyć ofiarę z głośnym dziękczynieniem, spełnię, co ślubowałem. U Pana jest wybawienie”. 

Psalm 50,14-15: „Ofiaruj Bogu dziękczynienie i spełnij Najwyższemu śluby swoje! I wzywaj mnie w dniu niedoli, wybawię cię, a ty mnie uwielbisz!”. 

Psalm 116,17-18: „Tobie złożę ofiarę dziękczynną i będę wzywał imienia Pana. Spełnię Panu śluby moje wobec całego ludu jego”.

Jak widać, nie są to dokładne cytaty z Psalmów, ale ich parafrazy. Jakie wnioski możemy wyciągnąć? Pierwszy wniosek, jaki mi się nasuwa jest taki, że Boże Słowo, w tym Psalmy musiały być Jonaszowi dobrze znane. Raczej trudno przypuszczać, że po wyrzuceniu go za burtę statku i połknięciu przez wielką rybę, miał przy sobie jakieś kaznodziejskie notatki. Dosyć trudno jest mi sobie wyobrazić Jonasza we wnętrzu wielkiej ryby, czytającego zwoje Pisma, o ile wtedy już były takowe. Stąd drugi wniosek, jaki mi się nasuwa to, że Jonasz przechowywał w swoim sercu Słowo Boże, które wypłynęło z niego w modlitwie. Nawet wtedy, gdy Jonasz był w tragicznym położeniu, to w jego sercu mieszkało Słowo Boże. Czy nie o tym mówi werset z Psalmu 119,11: „W sercu moim przechowuję słowo twoje, abym nie zgrzeszył przeciwko tobie”?
Czy my też przechowujemy Boże Słowo w swoim sercu? Czy z naszych modlitw można rozpoznać to, że dobrze znamy Słowo Boże? Jakiś czas temu w naszej lokalnej społeczności gościło przyjezdne małżeństwo. Siostra modliła się na zgromadzeniu, cytując z pamięci całe, bądź obszerne fragmenty Psalmów. Szczera modlitwa Słowem Bożym jest poruszająca. Czy może przyzwyczailiśmy się już do swoich ulubionych zwrotów modlitewnych? Czy mamy przekonanie, że nasza modlitwa wypływa z serca i podoba się Bogu? Modlitwa Jonasza podobała się Bogu. To wcale nie znaczy, że powinniśmy naśladować to, co robią inni. Pan Bóg patrzy na serce. Każda modlitwa powinna wynikać z potrzeby serca. Każda modlitwa jest inna, indywidualna dla każdego. Ja staram się stosować wskazówkę naszego Pana Jezusa Chrystusa, która jest w Ewangelii Mateusza 6,7 „A modląc się, nie bądźcie wielomówni jak poganie; albowiem oni mniemają, że dla swej wielomówności będą wysłuchani”. Zastanówmy się, czy to nie jest pora na zmianę czegoś w naszym życiu modlitewnym. Może częstsze czytanie Słowa Bożego przyczyni się do tego, że odnowimy lub pogłębimy swoją osobistą relację z Panem Bogiem, w szczególności w modlitwie.

Jonasz spał, zamiast modlić się na statku. Burza i napomnienie kapitana okrętu nie wystarczyły, by zmusić go do modlitwy. Musiał więc zainterweniować Pan Bóg. Jonasz przebudził się i zaczął się modlić dopiero we wnętrzu wielkiej ryby. Wszyscy powinniśmy mieć rozwinięte życie modlitewne. Czy jednak tak jest w naszym życiu chrześcijańskim? Nasza modlitwa nie jest potrzebna Bogu na tyle, na ile jest potrzebna przede wszystkim nam, by zbliżyć się do Pana Boga! Jakie doświadczenia musi nam zesłać Bóg, abyśmy się przebudzili? Może to właśnie jest dobra pora, abyśmy się obejrzeli, czy za naszym statkiem życia chrześcijańskiego, nie płynie już jakaś wielka ryba, przysłana przez Pana Boga. Jeżeli tak jest, to może oznaczać, że niedługo możemy zostać wyrzuceni za burtę naszego mniej lub bardziej wygodnego statku po to, by znaleźć się w miejscu odnowienia naszej relacji pełnego posłuszeństwa Bogu. Czy mamy swoją stałą porę modlitwy, w której wołamy do Boga? To ważne! Jeśli tak nie jest, to co Pan Bóg będzie musiał zrobić, żeby nas do tego zmobilizować. Bożą wolą przekazaną nam osobistym przykładem Pana Jezusa Chrystusa jest to, abyśmy mieli regularny czas przeznaczony tylko dla Niego.

Pan Bóg zesłał Jonasza do miejsca odosobnienia, by go skarcić i doprowadzić do pokuty. To nie była kara, ale karcenie. Kara zdecydowanie różni się od karcenia. Powinniśmy oczekiwać od Pana Boga, jako od naszego kochającego Ojca, że będzie nas karcił. Jako wierzący spodziewamy się karcenia. Bóg jest wierny i nie karałby nas za to samo, za co już wycierpiał za nas Chrystusa. Mamy tę pewność, która wynika z Bożego Słowa i osobistego potwierdzenia w sercu przez naszego Zbawiciela. Pan Bóg proroczo zapowiedział to w Księdze Izajasza 53,5: „Lecz on zraniony jest za występki nasze, starty za winy nasze. Ukarany został dla naszego zbawienia, a jego ranami jesteśmy uleczeni”. Tę obietnicę zbawienia wypełnił wobec każdego, kto wierzy w Chrystusie. Gdyby Pan Bóg nas nie karcił, gdy tego potrzebujemy, to byłoby to wyrazem braku Ojcowskiej miłości. Jonasz w swojej modlitwie opisał swoje doświadczenie Bożego karcenia jako pobyt w krainie umarłych. Nie wiedział, czy umrze, ani czy będzie żył. Z ludzkiego punktu widzenia był bezsilny. Czy nie doświadczamy podobnych sytuacji w naszym życiu? Nagłe i z Bożej ręki odosobnienie może zdecydowanie zmienić nasze osobiste życie modlitewne w relacji pełnego posłuszeństwa Bogu. Czy jednak musimy czekać na sytuacje, kiedy Bóg wymusi na nas dobre zmiany?

Jonasz wreszcie zaczął się modlić do Boga. Wreszcie rozpoznał fakt, że znalazł się w odosobnieniu w wyniku Bożej interwencji. Czy jesteśmy w stanie rozpoznać to, że Bóg chce nas doświadczyć, bo ma dla nas jakieś zadanie do wykonania? Czy też będziemy pielęgnować w sobie poczucie buntu i krzywdy? Jonasz próbował uciekać przed wolą Bożą. Ciekawe, że dążenie do izolacji od Boga, stało się elementem jego karcenia. Miał wyraźne poczucie, że Pan Bóg go opuścił. Jego fizyczne utrapienie we wnętrzu wielkiej ryby było niczym w porównaniu z uczuciem oddzielenia od Boga. Nie bez powodu Pan Jezus Chrystus odwoływał się do znaku Jonasza. W takim kontekście jakże dobitnej brzmi okrzyk Bożego Mesjasza na Krzyżu w Ewangelii Marka 15,34: „O godzinie dziewiątej zawołał Jezus donośnym głosem: Eloi, Eloi, lama sabachtani? Co się wykłada: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”. Nawet w tym szczególnym odosobnieniu Bóg był obecny przy Jonaszu. Pan Bóg był gotowy dać mu kolejną szansę. Czy w naszym życiu nie ma teraz czegoś, co powoduje, iż wydaje nam się, że Bóg jest daleko od nas? Może już doświadczamy karcenia z tego powodu? Czy czujemy się oddzieleni od Boga? Boże karcenie może być tylko jednym z powodów poczucia stanu oddzielenia od Pana Boga. Czasami Bóg testuje w ten sposób naszą wiarę. W przypadku Jonasza, karcenie było decydującym czynnikiem dyscyplinującym jego życie zgodnie z Bożym powołaniem.

Jonasz zanurzony w głębinach stanął na krawędzi śmierci. Odbył podróż na dno morza, do stóp gór. W morzu są góry, w szczególności w Morzu Śródziemnym są głębiny dochodzące do kilkuset metrów i stanowią naturalne przedłużenie północnoafrykańskiego pasma górskiego Atlas. Jonasz musiał te okoliczności uznać za więzienie, lecz do końca nie stracił nadziei na wybawienie. Jego nieposłuszeństwo doprowadziło do tego, że upadł dosłownie bardzo nisko. Znalazł się w punkcie, w którym mógł już zawrócić tylko w jednym kierunku, czyli w górę do Boga. Czy my nie doświadczamy podobnych upadków? Nawet, jeżeli nasze osobiste dno nie jest tak widoczne jak u Jonasza, to Pan Bóg ma dla nas zawsze wybawienie i wysłucha nas, jeśli do niego szczerze zawołamy. Nasze posłuszeństwo Bogu też ma swoją cenę w naszym osobistym chrześcijaństwie. Jednak cena nieposłuszeństwa jest zawsze dużo wyższa niż cena posłuszeństwa. Kochać Pana Boga, to także znaczy być Mu w pełni posłusznym. Właśnie o tym mówi Bóg w fragmencie w Księdze Ozeasza 6,6: „Gdyż miłości chcę, a nie ofiary, i poznania Boga, nie całopaleń”. Jonasz był bardzo opornym przypadkiem, który potrzebował silnego karcenia, by go przywieść do pokuty. Nie pokutował aż do chwili, gdy zaczął tracić przytomność. Prawdopodobnie połknięte przez wielką rybę wodorosty okręciły mu się wokół głowy. Zaczęło uchodzić z niego życie. Zapewne nie wyglądało to tak, jak to można zobaczyć na niektórych religijnych obrazkach. Skupiony na modlitwie Jonasz w religijnej ekstazie, raczej nie pasuje do opisu jego warunków odosobnienia we wnętrzu wielkiej ryby. Wystarczy obejrzeć jakiś program przyrodniczy, np. o połowach wielorybów, by zorientować się w scenerii odosobnienia Jonasza. On sam w swojej modlitwie szczerze przyznaje w 8. wersecie: „gdy ustawało we mnie życie, wspomniałem na Pana”. Czy my też bywamy ciężkim przypadkiem? Zdecydowanie lepiej uczyć się na cudzych błędach, niż na własnych.

Bardzo interesujący jest fragment modlitwy Jonasza w 9. wersecie: „Ci, którzy trzymają się marnych bożyszczy, opuszczają swojego Miłościwego”. Nie pamiętam źródła, ale kiedyś zapisałem sobie w mojej Biblii ciekawe dynamiczne tłumaczenie tego wersetu: „Ci, którzy idą za swoimi własnymi, bezwartościowymi planami zapominają być wiernymi Bogu i opuszczają Go”. Potwierdza to przykład Jonasza z jego pierwszego etapu "nie będę posłuszny", gdy poszedł za własnymi, bezwartościowymi planami i zapomniał być wiernym Bogu. W następnym, 10. wersecie czytamy, że Jonasz wreszcie odwrócił się od swoich własnych planów i zwrócił się do Boga. Słowo "dziękczynienie" w języku hebrajskim ma to samo znaczenie, co "uwielbienie". Ciekawe jest to, że Jonasz nie zobowiązał się do ofiarowania Bogu tzw. ofiar starotestamentowych za grzech. Obiecał Bogu ofiarę z dziękczynienia i uwielbienia. Czy w tym osobistym czasie z Bogiem otrzymał pewność wybaczenia i wybawienia? Czy my potrafimy składać taką ofiarę? Bóg mówi o tym wyraźnie w Liście do Hebrajczyków 13,15: „Przez niego więc nieustannie składajmy Bogu ofiarę pochwalną, to jest owoc warg, które wyznają jego imię”. Czytamy o tym także w Księdze Ozeasza 14,2: „Weźcie ze sobą słowa skruchy i nawróćcie się do Pana! Mówcie do niego: Odpuść nam wszelką winę i przyjmij naszą prośbę, a my złożymy ci w ofierze owoce naszych warg!. 

W końcówce swojej modlitwy w 10. wersecie, Jonasz modli się słowami: „(...) spełnię, co ślubowałem (...)”. Interpretacja Bożego Słowa jest jednoznaczna w tym zakresie. Jeżeli przysięgasz dobrowolnie uczynić coś zgodnie z Jego wolą, to robisz to przed Bogiem, więc wypełnij to, co ślubujesz. Wyraźnie czytamy o tym w 5. Księdze Mojżeszowej 23,23-24: „Jeżeli zaś nie złożysz ślubu, to nie będziesz miał grzechu na sobie. Co wyszło z twoich ust, tego dotrzymaj i postąp tak, jak ślubowałeś Panu, Bogu twemu, dobrowolnie, jak powiedziałeś swoimi ustami”. Jednoznaczną radę w tej kwestii znajdujemy również w Księdze Kaznodziei Salomona 5,3: „Gdy złożysz Bogu ślub, nie zwlekaj z wypełnieniem go, bo mu się głupcy nie podobają. Co ślubowałeś, to wypełnij!. Jednak zdecydowanie ważniejsze od zapewniania wszem i wobec jest szczere i widoczne dla wszystkich świadectwo naszego przemienionego życia. Pisze o tym apostoł Jakub w swoim Liście 5,12: „A przede wszystkim, bracia moi, nie przysięgajcie ani na niebo, ani na ziemię, ani nie składajcie żadnej innej przysięgi; ale niech wasze "tak" będzie "tak", a wasze "nie" niech będzie "nie", abyście nie byli pociągnięci pod sąd”.

Jonasz wreszcie poddał się woli Bożej i zamierzał iść posłusznie głosić Słowo Boże w Niniwie. Ostatnie słowa modlitwy Jonasza w 10. wersecie, to: „(...) u Pana jest wybawienie (...)”. To był finał jego wyraźnego przyznania się, że wszystko, czego doświadczył, czyli kolejno: powołania misyjnego, nawałnicy, wyrzucenia za burtę statku i pobytu we wnętrzu wielkiej ryby, pochodziły od Pana Boga. Wreszcie przyznał, że wszelkie karcenie pochodzi od Pana. Na samym końcu Jonasz przyznał, że od Pana pochodzi też wybawienie. Co miał Jonasz na myśli? O jakie wybawienie mu chodziło? Czy mówił o wybawieniu fizycznym, czyli zachowaniu życia? Czy też o wybawieniu duchowym? Przecież mówiąc te słowa był jeszcze we wnętrzu wielkiej ryby. Czy stwierdza w ten sposób, że wierzy i jest pewny, iż Bóg ocali jego życie duchowe? Jonasz odczuł i wyraził to już na początku swojej modlitwy. Czytaliśmy jego słowa w 3. wersecie: „Wzywałem Pana w mojej niedoli i odpowiedział mi, z głębi krainy umarłych wołałem o pomoc i wysłuchał mojego głosu. Jeżeli była to modlitwa wiary, to miał pewność, że Bóg wyprowadzi go z przepaści duchowej. Czy wielbił Boga za to, że jest źródłem wszelkiego wybawienia? Jestem przekonany, że Jonasz stwierdza tu swoje wybawienie z duchowych konsekwencji swojego nieposłuszeństwa. Czuł się odrzucony sprzed Bożego oblicza i w końcu pokutował z tego. Jednak w dalszym ciągu nie mógł być pewien fizycznego uwolnienia z wnętrza wielkiej ryby. Najistotniejsze dla niego było to, że jego relacja z Bogiem została odnowiona. Jego duchowe wybawienie miało miejsce jeszcze wtedy, gdy był we wnętrzu wielkiej ryby. Uwolnienie duchowe było dla niego ważniejsze od fizycznej potrzeby wybawienia z doświadczeń. Był świadomy, że fizyczne okoliczności były tylko konsekwencją jego stanu duchowego. Okoliczności, czyli uwięzienie we wnętrzu wielkiej ryby nie zmieniły się, aż do chwili, gdy uległ zmianie się jego stan duchowy. Czy my nie czujemy się czasem zagubieni w tej kwestii? Czy zdarza się nam, że na zmianie okoliczności bardziej nam zależy, niż na naszym stanie duchowym? Jest wyraźna Boża odpowiedź w tej kwestii w Ewangelii Mateusza 6,33: „Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane”.

Wreszcie ostatnie słowa drugiego rozdziału Księgi Jonasza w końcówce 10. wersetu: „(…) Wtedy Pan rozkazał rybie, a ta wypluła Jonasza na ląd”. Pan Bóg uwolnił Jonasza i mógł wrócić do pracy dla Niego. Może to, co przechodził Jonasz jest lekcją przeznaczoną dla mnie i dla ciebie? Czy nie powinniśmy przenieść naszej uwagi z tego, co fizyczne na to, co duchowe? Czy wręcz nie powinniśmy wołać do Boga i współdziałać z Nim w zmianie naszego stanu duchowego? Czy nie powinniśmy pokutować z tego powodu? Pan Bóg może nie zmienić naszych trudnych okoliczności, np. fizycznych dolegliwości, dopóki nie poddamy się naprawie naszego stanu duchowego w wyniku szczerej pokuty. Wielka ryba była narzędziem karcenia dla Jonasza. Pan Bóg sam wyznacza kogo lub czego chce użyć do naszego karcenia. Wszystkie duchowe siły muszą być posłuszne Bogu. Na jego rozkaz muszą uwolnić nawróconego do Pana Boga człowieka. Dla nas lekcją z drugiego rozdziału Księgi Jonasza jest to, że Bóg używa karcenia, by doprowadzić nas do pokuty. Jonasz próbował uciec przed Panem i otrzymał od Niego to, czego szukał, czyli czasowe oddzielenie od Boga. Pan Bóg skarcił go, doświadczył i doprowadził do pokuty.

Czy jakiś grzech zaburza naszą osobistą relację z Bogiem? Czy mamy poczucie oddzielenia od Jego obecności w naszym życiu? Czy czujemy, że nasze życie duchowe obniżyło poziom, a być może mamy już poczucie zbliżającego się dna? Wbrew pozorom, to może być bardzo dobry moment, żeby się od niego odbić w górę. Zwróćmy się z tym do Pana Boga, On czeka na nasze szczere zawołanie. Czytamy o tym w 1. Liście Jana 1,8-10: „Jeśli mówimy, że grzechu nie mamy, sami siebie zwodzimy, i prawdy w nas nie ma. Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości. Jeśli mówimy, że nie zgrzeszyliśmy, kłamcę z niego robimy i nie ma w nas Słowa jego”. Przestrogą, ale też motywacją niech będzie dla nas fragment Bożego Słowa z Księgi Przypowieści 28,13-14: „Kto ukrywa występki, nie ma powodzenia, lecz kto je wyznaje i porzuca, dostępuje miłosierdzia. Szczęśliwy jest człowiek, który stale trwa w bojaźni Bożej; lecz kto zatwardza serce, wpada w nieszczęście”. Nasz stan duchowy jest znacznie ważniejszy, niż nasze okoliczności życiowe. Szukajmy najpierw duchowego wybawienia, a wtedy, jeśli Bóg tak zechce, nastąpi również wybawienie fizyczne. Nasz Ojciec kocha nas miłością bezwarunkową i dlatego karci nas wtedy, gdy tego potrzebujemy. Wyraźnie pisze o tym autor Listu do Hebrajczyków w fragmencie 12,11-12: „Żadne karanie nie wydaje się chwilowo przyjemne, lecz bolesne, później jednak wydaje błogi owoc sprawiedliwości tym, którzy przez nie zostali wyćwiczeni. Dlatego opadłe ręce i omdlałe kolana znowu wyprostujcie”. 

Uczmy się na przykładzie Jonasza i nie stawiajmy Bogu warunków oraz nie wyznaczajmy Mu granic naszego posłuszeństwa. Jonasz w końcu znalazł się ponownie na lądzie z nową szansą od Pana Boga. Cierpienie Jonasza było spowodowane jego własnym grzechem. Jednak nie możemy tego uogólniać. Mogą też być inne powody widocznego dla nas cierpienia u innych. Nie możemy patrzyć na wszystkich, którzy cierpią z jakiegoś powodu, jak na wielkich grzeszników. Wszyscy jesteśmy byłymi grzesznikami. Przez doświadczanie, Pan Bóg może przygotowywać nas do innych, być może jeszcze nam nieznanych celów. Jednak zawsze jedynym lekarstwem na spowodowane grzechem cierpienie jest pokuta. Lecz nie zawsze, gdy pokutujemy, Bóg zabiera od nas cierpienie i natychmiast następuje zmiana okoliczności. Przykładem może być apostoł Paweł i jego tajemniczy cierń. Przeanalizujmy szczerze i w modlitwie swoje własne doświadczenia życiowe. Jeśli wyjaśnieniem naszego cierpienia jest grzech, to wyznajmy go, pokutujmy i odwróćmy się od niego, nie czekając na Boże karcenie. Jeżeli mamy świadomość tego, że uciekamy od woli Bożej, to uczmy się szybko na błędach Jonasza. Jeżeli nie mamy pokoju w tej sprawie, to wołajmy do Boga. Może Pan Bóg postawi koło nas jakiegoś "Jonasza", którego świadectwo wyjścia w Bożej mocy ze swoich doświadczeń, będzie dla nas wskazówką i zachętą. Wykonajmy ten krok wiary, a Pan Bóg na pewno da nam najlepsze rozwiązanie naszych problemów. Na koniec słowo zachęty dla każdego z nas z Ewangelii Mateusza 11,28: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie”.

Ciąg dalszy w części 3.

Bogdan Podlecki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz