poniedziałek, 28 marca 2016

Biblijne, czy niebiblijne?

Biblijne, czy niebiblijne? 

W tym artykule spróbuję odpowiedzieć na kilka pytań dotyczących bardzo istotnych zagadnień, które porusza Biblia. Oto te pytania:

1. Czy Bóg wspiera tych, którzy sami siebie wspierają? Czy Pan Bóg pomaga tym, którzy sami sobie pomagają?

2. Czy skoro Bóg jest Stwórcą wszystkiego, to wszyscy ludzie są Jego dziećmi?

3. Czy Pan Bóg w duchowych i wynikających z nich "życiowych" doświadczeniach może dopuścić więcej "obciążeń" niż jesteśmy to w stanie znieść?

4. Czy Pan Bóg chce, żebyśmy wszyscy byli szczęśliwi?

5. Czy wszyscy wyznajemy i czcimy tego samego Boga?

6. Czy wszyscy ludzie trafią do tego samego miejsca po śmierci fizycznej?

7. Czy złe doświadczenia zdarzają się dobrym ludziom?

To są istotne pytania i nieraz nie zawsze biblijne, ale często słyszane, czy czytane odpowiedzi na nie, po jakimś czasie stają się dla nas "biblijne". Dlaczego? Ponieważ często powtarzane tzw. "półprawdy", czy nawet kłamstwa po jakimś czasie mogą stać się dla nas "prawdami". Nie chcę skupiać swojej, ani twojej uwagi na Bożym przeciwniku. Jednak on po mistrzowsku posługuje się "półprawdami", które tak naprawdę są po prostu kłamstwami. Nawet w dyskusji z Panem Jezusem Chrystusem próbował swoich manipulacji. W Ewangelii Łukasza 4,5 czytamy: I wyprowadził go na górę, i pokazał mu wszystkie królestwa świata w mgnieniu oka. I rzekł do niego diabeł: Dam ci tę całą władzę i chwałę ich, ponieważ została mi przekazana, i daję ją, komu chcę. To klasyczna diabelska "podróbka prawdy". Rzeczywiście, prawdą w tych słowach jest to, że władza na tym świecie została diabłu przekazana. Jednak kłamstwem jest to, że ta władza została mu przekazana przez Pana Boga, jak sugeruje to w tej wypowiedzi, chcąc "przekazać" ją wraz z chwałą Synowi Bożemu. Ta władza została przekazana diabłu przez doprowadzenie do upadku człowieka poprzez dobrowolny wybór niezależności od Boga pierwszych ludzi, czyli Adama i Ewy. Natomiast chwały domaga się od ludzi jako uzurpator.

Autor relacji z podróży misyjnych apostoła Pawła, prawdopodobnie ewangelista Łukasz przedstawił nam postawę pewnej grupy Żydów i pogan z Berei, raczej jako wzór do naśladowania. Czytamy o tym w Dziejach Apostolskich 17,10-12: Bracia zaś wyprawili zaraz w nocy Pawła i Sylasa do Berei; ci, gdy tam przybyli, udali się do synagogi Żydów, którzy byli szlachetniejszego usposobienia niż owi w Tesalonice; przyjęli oni Słowo z całą gotowością i codziennie badali Pisma, czy tak się rzeczy mają. Wielu też z nich uwierzyło, również niemało wybitnych greckich niewiast i mężów. To bardzo istotne w naszym osobistym i społecznym chrześcijaństwie. Musimy "przyjmować Słowo Boże z całą gotowością i codziennie badać Pisma". Powinniśmy też unikać prób uzasadniania odpowiedzi na trudne i łatwe pytania na podstawie wersetów "wyrwanych z kontekstu" fragmentu, rozdziału, księgi, czy całego przesłania Biblii na określony temat.

Przejdźmy do samych pytań i moich prób odpowiedzi na nie. 

1. Czy Bóg wspiera tych, którzy sami siebie wspierają? Czy pomaga tym, którzy sami sobie pomagają?

Pewne odpowiedzi, które często słyszymy, także na podstawie Biblii, stają się z czasem dla nas "biblijne". Jednak co mówi na ten temat Biblia? W Ewangelii Mateusza 16,24-25 czytamy: Wtedy Jezus rzekł do uczniów swoich: Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój, i niech idzie za mną. Bo kto by chciał życie swoje zachować, utraci je, a kto by utracił życie swoje dla mnie, odnajdzie je. Poleganie tylko na samym sobie, to nic innego jak własna sprawiedliwość. Niepoleganie na Bożej sprawiedliwości jest przeszkodą dla wykonywania Bożego dzieła w nas. Jezus Chrystus jest Panem tych, którzy zapierają się samych siebie. Pan Jezus Chrystus jest Zbawicielem tych, którzy umierają dla samych siebie. No cóż, w tym kontekście odpowiedz sam(a) sobie na te pytania. 

2. Czy skoro Bóg jest Stwórcą wszystkiego, to wszyscy ludzie są Jego dziećmi?

Często słuchanie twierdzących odpowiedzi na to pytanie, zwłaszcza na gruncie "szerokiego ekumenizmu", w tym także popartego argumentacją na podstawie Biblii prowadzi do tego, że ludzie uznają je za poprawne. Co mówi na ten temat Biblia? W Liście do Rzymian 8,14-17 czytamy: Bo ci, których Duch Boży prowadzi, są dziećmi Bożymi. Wszak nie wzięliście ducha niewoli, by znowu ulegać bojaźni, lecz wzięliście ducha synostwa, w którym wołamy: Abba, Ojcze! Ten to Duch świadczy wespół z duchem naszym, że dziećmi Bożymi jesteśmy. Tylko ci, którzy w pełni powierzyli swoje życie Chrystusowi i poddali się w posłuszeństwie prowadzeniu przez Ducha Świętego są dziećmi Bożymi. Natomiast ci, którzy nie uznali Jezusa Chrystusa jako swojego Pana i Zbawiciela są dziećmi Bożego przeciwnika. W poniższych biblijnych fragmentach jest wyraźne rozróżnienie dwóch grup ludzi ze względu na ich wybór, czyli dzieci Bożych i diabelskich.

(1. List Jana 3,9-10): Kto z Boga się narodził, grzechu nie popełnia, gdyż posiew Boży jest w nim, i nie może grzeszyć, gdyż z Boga się narodził. Po tym poznaje się dzieci Boże i dzieci diabelskie. Kto nie postępuje sprawiedliwie, nie jest z Boga, jak też ten, kto nie miłuje brata swego.

(List do Efezjan 2,1-5): I wy umarliście przez upadki i grzechy wasze, w których niegdyś chodziliście według modły tego świata, naśladując władcę, który rządzi w powietrzu, ducha, który teraz działa w synach opornych. Wśród nich i my wszyscy żyliśmy niegdyś w pożądliwościach ciała naszego, ulegając woli ciała i zmysłów, i byliśmy z natury dziećmi gniewu, jak i inni; ale Bóg, który jest bogaty w miłosierdzie, dla wielkiej miłości swojej, którą nas umiłował, i nas, którzy umarliśmy przez upadki, ożywił wraz z Chrystusem - łaską zbawieni jesteście.

Dziećmi Bożymi stajemy się tylko przez nowo narodzenie w Chrystusie. Jeżeli prawdziwie narodziliśmy się z Ducha Bożego, to jesteśmy dziećmi Bożymi. To pytanie powinno raczej brzmieć indywidualnie: Czy jestem dzieckiem Bożym? Pan Bóg stworzył wszystkich, ale nie wszyscy do Niego należą przez swój wybór. To jest kwestia osobistej decyzji przynależności do Bożej rodziny. Czy należysz przez wiarę do Bożej rodziny? Na to pytanie możesz odpowiedzieć tylko ty sam(a) na podstawie zgodnego świadectwa Ducha Świętego i twojego ducha. 

3. Czy Pan Bóg w duchowych i wynikających z nich "życiowych" doświadczeniach może dopuścić więcej "obciążeń" niż jesteśmy to w stanie znieść?

No cóż, moja osobista odpowiedź na to pytanie brzmi: TAK. Jednak taka odpowiedź była aktualna w momencie, kiedy przez takie trudne próby przechodziłem. Wtedy wydawało mi się, że odpowiedź brzmi: TAK! Moim "usprawiedliwieniem" w tak wydawałoby się niebiblijnej odpowiedzi niech będzie emocjonalna wypowiedź apostoła Pawła w 2. Liście do Koryntian 1,8-10: Nie chcemy bowiem, abyście nie wiedzieli, bracia, o utrapieniu naszym, jakie nas spotkało w Azji, iż ponad miarę i ponad siły nasze byliśmy obciążeni tak, że nieomal zwątpiliśmy o życiu naszym; doprawdy, byliśmy już całkowicie pewni tego, że śmierć nasza jest postanowiona, abyśmy nie na sobie samych polegali, ale na Bogu, który wzbudza umarłych, który z tak wielkiego niebezpieczeństwa śmierci nas wyrwał i wyrwie; w nim też nadzieję pokładamy, że i nadal wyrywać będzie. To była reakcja Pawła na wielkie doświadczenia wiary. Powinniśmy jednak odróżniać "obciążenia z Bożej ręki" od "ciężarów ludzkich", np. religijnych. Wyraźnie pisze o tym apostoł Paweł w Dziejach Apostolskich 15,10: Przeto teraz, dlaczego wyzywacie Boga, wkładając na kark uczniów jarzmo, którego ani ojcowie nasi, ani my nie mogliśmy unieść?. Jeżeli jednak obiektywnie spojrzymy na nasze życie, to przyznamy, że przeżywamy takie okresy, w których wydaje nam się, iż już więcej obciążeń nie jesteśmy w stanie znieść. W tym etapie naszego "życia w świecie" nie chodzi o to, żeby mocno starać się dźwigać jego ciężar, ale raczej o to, by poddać całe nasze życie pod pełną Bożą zależność. Doświadczenia, zwłaszcza te wynikające z pokuszeń są elementem śmierci poszczególnych elementów naszego "starego" i zmartwychwstania do życia naszego "nowego" charakteru. Biblia nazywa to kształtowaniem charakteru Chrystusowego w nas. Oczywiście to nie Bóg jest autorem pokuszeń. W Liście Jakuba 1,13 czytamy: Niechaj nikt, gdy wystawiony jest na pokusę, nie mówi: Przez Boga jestem kuszony; Bóg bowiem nie jest podatny na pokusy ani sam nikogo nie kusi. Kusi nas "stara natura", podsycana próbami kontroli i działalnością Bożego przeciwnika. Jednak to Pan Bóg ma nad wszystkim kontrolę. Wyraźnie pisze o tym apostoł Paweł w 1. Liście do Koryntian 10,13: Dotąd nie przyszło na was pokuszenie, które by przekraczało siły ludzkie; lecz Bóg jest wierny i nie dopuści, abyście byli kuszeni ponad siły wasze, ale z pokuszeniem da i wyjście, abyście je mogli znieść. Moje życie jest czymś więcej, niż jestem w stanie znieść, ale nie jest to więcej niż może i dźwiga to za mnie Jezus Chrystus. Pocieszeniem i zachętą niech będą dla nas słowa Jezusa z Ewangelii Mateusza 11,28: Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest miłe, a brzemię moje lekkie. Pocieszyło? Mnie tak! 

4. Czy Pan Bóg chce, żebyśmy wszyscy byli szczęśliwi?

Moja osobista odpowiedź jest TAK. Jednak z punktu widzenia Biblii jest to odpowiedź warunkowa. W Liście do Rzymian 8,28 czytamy: A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia jego są powołani. Biblijne szczęście jest dla ludzi, którzy kochają Boga, a przez szczerą miłość do Niego są powołani do wiecznego szczęścia. Jednak kochać Pana Boga można tylko z całego serca i z całej siły swojej. Nie możemy ograniczać się do miłości Pana Boga tylko z całej siły swojej. Szczęście jest dobre, o ile pochodzi od Boga. Jednak ludzkie szczęście jest związane z emocjami i uczuciami, które zmieniają się i są zależne od okoliczności. Pan Bóg wszystko robi dla naszego dobra, nawet jeśli nie czyni nas to "szczęśliwymi" w danym momencie. Jednak Bóg czyni wszystko, co dobre dla nas, o ile ufamy Mu i jesteśmy Mu w pełni posłuszni. Jesteśmy wierzącymi nie tylko dlatego, że wierzymy w Boga, ale dlatego, iż wierzymy Panu Bogu. W Psalmie 73,28, czytamy: Lecz moim szczęściem być blisko Boga. Prawdziwym szczęściem jest życie w Bożej obecności. To wymaga zbliżenia się do Boga, a więc także szczerej pokuty. To wielka Boża obietnica dla każdego, kto tego szczerze pragnie. Także o tym pisze apostoł Piotr w swoim 2. Liście 3,9: Pan nie zwleka z dotrzymaniem obietnicy, chociaż niektórzy uważają, że zwleka, lecz okazuje cierpliwość względem was, bo nie chce, aby ktokolwiek zginął, lecz chce, aby wszyscy przyszli do upamiętania. 

5. Czy wszyscy wyznajemy i czcimy tego samego Boga?

Raczej niemożliwe jest odpowiedzieć na to pytanie za "wszystkich". Prawdą natomiast jest to, że jest tylko jeden ŻYWY i PRAWDZIWY BÓG. Przedstawia nam się ustami Mojżesza w jego 5. Księdze 4,39: Dowiedz się tedy dzisiaj i weź to sobie do serca, że Pan jest Bogiem na niebie w górze i na ziemi w dole, nie ma innego!. Skoro tak jest, to rzeczywiście wszyscy powinni wyznawać i czcić tego samego Boga, który objawił się nam na kartach Biblii w Trzech Osobach: Ojca, Syna Bożego – Chrystusa i Ducha Świętego. Więc teraz "wszyscy" osobiście mogą sobie odpowiedzieć na to pytanie. Biblia mówi, że Bóg akceptuje uwielbienie, które przychodzi do Niego przez Pana Jezusa Chrystusa. Wyraźnie mówi o tym apostoł Piotr. Jego słowa znajdujemy w Dziejach Apostolskich 4,12: I nie ma w nikim innym zbawienia; albowiem nie ma żadnego innego imienia pod niebem, danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni. Biblia nie mówi o innych pośrednikach między Bogiem i ludźmi, takich jak Mahomet, Budda, a nawet Maria, matka Jezusa. W przypadku Marii, oczywiście jest ona błogosławioną matką Jezusa, ale nawróciła się do Chrystusa po Jego Zmartwychwstaniu. W 1. Liście do Tymoteusza 2,5-6 czytamy: Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus, który siebie samego złożył jako okup za wszystkich, aby o tym świadczono we właściwym czasie. Jest jednak szansa i zachęta dla "wszystkich". Znajdujemy ją w Liście do Rzymian 10,13: Każdy bowiem, kto wzywa imienia Pańskiego, zbawiony będzie. Jeżeli jeszcze nie masz pewności, że Jezus Chrystus jest twoim osobistym Panem i Zbawicielem, to zawołaj do Niego szczerze. On na pewno odpowie na twoją modlitwę i objawi ci się osobiście. 

6. Czy wszyscy ludzie trafią do tego samego miejsca po śmierci fizycznej?

No cóż, może zabrzmi to kontrowersyjnie, ale moja odpowiedź brzmi – TAK. Biblia mówi, że jest takie miejsce. To "miejsce" Bożego sądu nad wszystkimi ludźmi. Oczywiście to duchowe miejsce zlokalizowane w Bożym wiecznym TERAZ. To nie jest raczej "miejsce" określone czasem i przestrzenią. Mówią o tym dwa poniższe fragmenty Bożego Słowa.

(List do Hebrajczyków 9,27-28): A jak postanowione jest ludziom raz umrzeć, a potem sąd, tak i Chrystus, raz ofiarowany, aby zgładzić grzechy wielu, drugi raz ukaże się nie z powodu grzechu, lecz ku zbawieniu tym, którzy go oczekują.

(2. List do Koryntian 5,9-11): Dlatego też dokładamy starań, żeby, niezależnie od tego, czy mieszkamy w ciele, czy jesteśmy poza ciałem, jemu się podobać. Albowiem my wszyscy musimy stanąć przed sądem Chrystusowym, aby każdy odebrał zapłatę za uczynki swoje, dokonane w ciele, dobre czy złe. Wiedząc tedy, co to jest bojaźń Pańska, staramy się przekonywać ludzi; a przed Bogiem wszystko w nas jest jawne, spodziewam się też, że i w sumieniach waszych jest to jawne.

Jednak w wyniku Bożej sprawiedliwości każdy człowiek będzie spędzał wieczność albo w zmartwychwstałym i uwielbionym ciele w Bożej obecności, czyli w niebie, albo w wiecznym oddaleniu od Pana Boga, czyli w piekle. Boży sąd dotyczy zarówno tych, którzy szczerze uwierzyli w Chrystusa, a właściwie Chrystusowi. Jak i tych, którzy odrzucili Boży dar zbawienia w Chrystusie. Rezultatami Bożego sądu są odpowiednio "nagroda wieczna" lub potępienie. Czytamy o tym w dwóch poniższych fragmentach Bożego Słowa.

(1. List Piotra 4,17): Nadszedł bowiem czas, aby się rozpoczął sąd od domu Bożego; a jeśli zaczyna się od nas, to jakiż koniec czeka tych, którzy nie wierzą ewangelii Bożej?.

(List do Rzymian 8,1): Przeto teraz nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie.

Jednak każdy człowiek, w tym także wierzący musi być gotowy na Boży sąd. Wyraźnie pisze o tym apostoł Piotr w swoim 2. Liście 3,10-12: A dzień Pański nadejdzie jak złodziej; wtedy niebiosa z trzaskiem przeminą, a żywioły rozpalone stopnieją, ziemia i dzieła ludzkie na niej spłoną. Skoro to wszystko ma ulec zagładzie, jakimiż powinniście być wy w świętym postępowaniu i w pobożności, jeżeli oczekujecie i pragniecie gorąco nastania dnia Bożego. Pan Jezus Chrystus odpowiada każdemu, kto szczerze pragnie spędzić wieczność w Bożej obecności w Ewangelii Jana 14,6: JA JESTEM DROGA i PRAWDA, i ŻYWOT, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie. 

7. Czy złe doświadczenia zdarzają się dobrym ludziom?

No cóż, większość z nas pewnie odpowie – TAK. Ja również tak bym odpowiedział na podstawie własnych doświadczeń i świadectw innych ludzi. Z tymże osobiście nie uważam się za dobrego człowieka. Zadajmy więc sobie pytanie: Kto jest dobry? Odpowiedź na to pytanie padła z ust Pana Jezusa Chrystusa. Znajdujemy ją w Ewangelii Łukasza 18,18-19: I zapytał go pewien dostojnik tymi słowy: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby odziedziczyć żywot wieczny? Rzekł do niego Jezus: Dlaczego zwiesz mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko jeden Bóg. Nawet Jezus, jako w pełni człowiek nie pozwolił nazywać siebie dobrym. Na marginesie, odpowiedź Jezusa mogła być bardzo prowokacyjna i zmuszała słuchających do przełamania swoich barier religijnych. Moja parafraza odpowiedzi Chrystusa, której udzielił dostojnikowi w 19. wersecie, to: "Dlaczego uważasz mnie tylko za człowieka, przecież JESTEM BOGIEM". Dlaczego? Bo Jezus jako BÓG mówił: tylko Bóg jest DOBRY. Pozwolę sobie jeszcze na jedną osobistą interpretację i parafrazę tego dialogu. Dostojnik na podstawie zasłyszanych informacji o Synu Bożym, też mógł zadać Jezusowi prowokacyjne pytanie w 18. wersecie: "Czy ty rzeczywiście jesteś Bogiem?". Dlaczego? Bo jako Żyd znał Torę. Tam jest napisane: tylko Bóg jest Święty, czyli DOSKONALE DOBRY. Jedynie BÓG JEST DOBRY. Biblijną odpowiedzią jest to, że nikt z ludzi z natury nie jest ani dobry, ani sprawiedliwy. Wyraźnie czytamy o tym w Liście do Rzymian 3,10-12: Jak napisano: Nie ma ani jednego sprawiedliwego, nie masz, kto by rozumiał, nie masz, kto by szukał Boga; wszyscy zboczyli, razem stali się nieużytecznymi, nie masz, kto by czynił dobrze, nie masz ani jednego. Nasza grzeszna natura musi umrzeć, ale po to, by w Mocy Zmartwychwstania Chrystusa została wskrzeszona do nowego życia. Biblia nazywa to nowo narodzeniem. Jednak wracając do naszego pytania. Złe, ale także dobre doświadczenia zdarzają się wszystkim ludziom. Pan Jezus Chrystus jasno wyraził to w Ewangelii Mateusza 5,44-45: A Ja wam powiadam: Miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście byli synami Ojca waszego, który jest w niebie, bo słońce jego wschodzi nad złymi i dobrymi i deszcz pada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Problemem jest tylko to, że to my klasyfikujemy doświadczenia jako "złe" lub "dobre" z naszego punktu widzenia. Z Bożego punktu widzenia zdarza się tak, że "złe" w naszych oczach doświadczenie w konsekwencji okazuje się dla nas "dobre". Bywa też przeciwnie, czyli "dobre" w naszym mniemaniu doświadczenie może mieć "złe" konsekwencje dla naszego życia duchowego. Myślę, że najlepsza osobista odpowiedź dla każdego z nas jest w Liście do Rzymian 8,28: A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia jego są powołani. 

Te siedem pytań i prób moich osobistych odpowiedzi są jakimś uzasadnieniem faktu, że rozsądzanie tego, co słyszymy, czy czytamy w kontekście całego nauczania Biblii jest "śmiertelnie ważne". Wyraźnie pisze o tym apostoł Piotr w swoim 2. Liście 2,1: Lecz byli też fałszywi prorocy między ludem, jak i wśród was będą fałszywi nauczyciele, którzy wprowadzać będą zgubne nauki i zapierać się Pana, który ich odkupił, sprowadzając na się rychłą zgubę. Potwierdzają to także prorok Izajasz i apostoł Jan.

(Księga Izajasza 34,16): Badajcie Pismo Pana i czytajcie: Żadnej z tych rzeczy nie brak, żadna z nich nie pozostaje bez drugiej, gdyż usta Pana to nakazały i jego Duch je zgromadził.

(1. List Jana 4,1): Umiłowani, nie każdemu duchowi wierzcie, lecz badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków wyszło na ten świat.

Na zakończenie moja gorąca prośba. Badajcie i rozsądzajcie na podstawie Biblii wszystko, co słyszycie lub czytacie, także to, co ja piszę i publikuję.


Bogdan Podlecki

niedziela, 20 marca 2016

Depresyjny gołąb cz. 4

Depresyjny gołąb cz. 4

W poprzednich częściach tego artykułu dowiedzieliśmy się tego, że Jonasz, załoga statku oraz mieszkańcy Niniwy dostali nową szansę od Pana Boga w wyniku pokuty. Nasz Pan jest Bogiem wielu szans, jednak zawsze warunkiem jest szczera pokuta i posłuszeństwo Bożej woli. Jonasz okazał posłuszeństwo, lecz nie było ono pełne. Był posłuszny nogami, bo poszedł i ustami, bo głosił. Jednak nie był posłuszny sercem. Kluczem do zrozumienia przesłania Księgi Jonasza jest znaczenie słowa "posłuszeństwo". Z wymuszonego przez Pana Boga posłuszeństwa Jonasza zrodziła się pokuta i nawrócenie mieszkańców Niniwy. Działa tu duchowa zasada: "posłuszeństwo rodzi posłuszeństwo". Wierzącymi jesteśmy nie tyle dlatego, że wierzymy w Pana Boga, ale raczej dlatego, iż wierzymy Bogu. Jako wierzący mamy w posłuszeństwie przywodzić innych ludzi do posłuszeństwa i osobistego poznania Boga. 

Przeczytajmy ostatni, czwarty rozdział Księgi Jonasza. Dlaczego Jonaszowi tak bardzo nie spodobało się okazanie Bożego miłosierdzia w stosunku do mieszkańców Niniwy, że aż się rozgniewał? Jego reakcja potwierdza to, że problemem była jego zbytnio przetworzona wiedza, która wynikała z "urzędu proroka". Jonasz od początku spodziewał, że Bóg oszczędzi Niniwę. Czytamy o tym w 2 wierszu: „I modlił się do Pana, mówiąc: Ach, Panie! Czy nie to miałem na myśli, gdy jeszcze byłem w mojej ojczyźnie? Dlatego pierwszym razem uciekałem do Tarszyszu; wiedziałem bowiem, że Ty jesteś Bogiem łaskawym i miłosiernym, cierpliwym i pełnym łaski, który żałuje nieszczęścia”. Jednak w jego reakcji było coś pozytywnego. Skarżył się nie tylko na Pana Boga, ale przede wszystkim przed Bogiem i był w tym konsekwentnie szczery. Próbował usprawiedliwiać swoje pierwotne nieposłuszeństwo. Parafrazując, jego słowa brzmiały tak: "Wiedziałem, że JESTEŚ, jaki JESTEŚ. Zrobiłem to, co CHCIAŁEŚ. Nie stało się tak, jak ja chciałem. Więc zabij mnie, bo sam nie jestem w stanie zmienić swojego myślenia”. Boży prorok po okazaniu posłuszeństwa nogami i ustami, rozgniewał się na Pana Boga za Jego miłosierdzie dla Niniwy. Jonasz nie od razu odpowiedział ustami na Boże pytanie z 4. wersetu: „Czy to słuszne, tak się gniewać?”. Jego odpowiedzią była postawa wyczekiwania. Często nie trzeba słów, żeby po reakcji człowieka poznać jego odpowiedź na zadane pytanie. Dlaczego Jonasz był tak rozgniewany? Może została podrażniona nie do końca złamana duma wielkiego Bożego proroka? Może Jonasz myślał, że zrobił z siebie pośmiewisko zapowiadając sąd, który nie nadszedł. Jednak z punktu widzenia mieszkańców Niniwy, to mało prawdopodobne wytłumaczenie. Kto krytykowałby Jonasza za to, że Bóg okazał się miłosierny? Jeżeli darujemy komuś dług, to raczej nie spodziewamy się tego, że ten ktoś wyśmieje nas z tego powodu, iż nie wyegzekwowaliśmy od niego swojej należności.

Prawdziwy problem Jonasza tkwił w jego sercu i w nieznajomości Bożego Serca. Pan Bóg pragnie, byśmy wzorowali się na Jego miłosierdziu. W Księdze Jakuba 2,13 czytamy: „Nad tym, który nie okazał miłosierdzia, odbywa się sąd bez miłosierdzia, miłosierdzie góruje nad sądem”. Jonasz od początku nie kochał zgubionych mieszkańców Niniwy. To, że pokutowali wcale nie sprawiło, iż zaczęło mu na nich bardziej zależeć. Dlaczego? Rozważaliśmy to w pierwszej części tego artykułu. Problemem Jonasza mogła być zbytnio przetworzona przez niego znajomość Słowa Bożego. Nie jest łatwo kochać ludzi, o których ma się proroczo uzasadnioną wiedzę o tym, że mogą być późniejszymi wrogami. Jednak najistotniejsze jest to, że Jonasz nie kochał mieszkańców Niniwy, tak jak kochał ich Pan Bóg. Urażony Jonasz pomimo tego, że życzył sobie śmierci, to jednak bardzo kochał siebie. Często pycha w sercu człowieka powoduje jego egocentryczne reakcje, czasem polegające nawet na pozornym poniżaniu samego siebie. Mamy tu wyraźną sprzeczność z Bożym Prawem, streszczonym przez apostoł Pawła w Liście do Galacjan 5,14: „Albowiem cały zakon streszcza się w tym jednym słowie, mianowicie w tym: Będziesz miłował bliźniego swego, jak siebie samego”. Nie da się pogodzić braku miłości do ludzi z kochaniem samego siebie na gruncie Bożego Prawa Łaski. Nie możemy też prawdziwie kochać innych ludzi, jeżeli nie uporządkujemy akceptacji samego siebie przed Bogiem, czyli po prostu przebaczymy samemu sobie. Jonasz był chyba przykładem takiej sprzeczności. 

Jonasz przeniósł się za miasto i czekał. Przyjęta postawa bez słów wrażała jego odpowiedź Bogu: "No to poczekamy na wynik tego TWOJEGO MIŁOSIERDZIA". Nie wiedział jednak, że czeka go dalszy ciąg Bożego karcenia swojej cielesności i szkolenia w zakresie dyscypliny duchowej. Jonasz chciał być samowystarczalny i zbudował sobie szałas. Jednak Bóg sprawił, że wyrósł nad nim krzew rycynowy, dający lepszy cień niż szałas. Przyszedł czas na karcenie. Pan Bóg dał Jonaszowi coś dobrego tylko z jednego powodu. Po to, by mu to zabrać. Ciekawe, że Jonasz już nie pamiętał, iż całkiem niedawno Pan Bóg wyznaczył wielką rybę do uratowania go. Dalej czytamy o wyznaczeniu przez Boga robaka, który spowodował uschnięcie tego krzewu. Wydawałoby się, że Pan Bóg spowodował coś, co było przeciw Jonaszowi. Jednak w konsekwencji okazało się to ku dobremu. Czy w naszym życiu nie doświadczamy podobnych sytuacji? Dostajemy coś od Boga i z czasem staje się to dla nas na tyle normalne, że na wszelkie zmiany reagujemy buntem. Jaka byłaby nasza reakcja, gdyby Pan Bóg dał nam coś dobrego tylko po to, by to potem odebrać? Dlaczego Bóg miałby robić coś takiego Jonaszowi, tobie lub mnie? Robi tak, ponieważ kocha swoje dzieci i dlatego je karci. Pan Bóg zabrał Jonaszowi dobrą rzecz, by dać mu coś jeszcze lepszego – miłość do zgubionych ludzi. 

Jonasz w dalszym ciągu odrzuca tę Bożą lekcję. Jednak to doświadczanie wymusza na nim odpowiedź na postawione wcześniej Boże pytanie z 4. wersetu: „Czy to słuszne, tak się gniewać?”. Wreszcie prorok odpowiedział Panu Bogu. Jego odpowiedź znajdujemy w 8. wersecie: „Lepiej mi umrzeć niż żyć”. No cóż, nie była zbyt optymistyczna. Jednak nareszcie dochodzi do tego, na czym Panu Bogu szczególnie zależy w życiu każdego z nas. Do otwarcia się na Boży głos i szczerej rozmowy z naszym Stwórcą. Pan Bóg jest cierpliwy i ponawia swoje pytanie w 9. wersecie: „Czy to słuszne, tak się gniewać z powodu krzewu rycynowego?”. Odpowiedź Jonasza jest teraz natychmiastowa: „Słusznie jestem zagniewany, i to na śmierć”. Czy to był świadomy wybór wyrażający zatwardziałość jego serca? Pan Bóg jeszcze raz podsumował całą sytuację i odpowiedział Jonaszowi ze Swojej perspektywy w 10. i 11. wierszu: „Ty żałujesz krzewu rycynowego, koło którego nie pracowałeś i którego nie wyhodowałeś; wyrósł on w ciągu jednej nocy i w ciągu jednej nocy zginął, a Ja nie miałbym żałować Niniwy, tego wielkiego miasta, w którym żyje więcej niż sto dwadzieścia tysięcy ludzi, którzy nie umieją rozróżnić między tym, co prawe, a tym, co lewe, a nadto wiele bydła?”. Nawet jeśli była jeszcze odpowiedź Jonasza na to Boże podsumowanie, to nie znajdujemy jej w tekście biblijnym. Nie wiemy też, czy wzmianka o nim w 2. Księdze Królewskiej 14,25 dotyczy okresu przed, czy po misji ewangelizacyjnej do Niniwy. Więc także nie znamy końcowego wyniku sporu Jonasza z Bogiem. Oczywiście mówię o odczuwalnym rezultacie dla Jonasza, bo Pan Bóg na pewno wygrał w tym sporze. Ja nie wiem, jakbym odpowiedział na to ostatnie Boże pytanie w kontekście mojego życia chrześcijańskiego. Jaka byłaby twoja odpowiedź, drogi czytelniku, wie Bóg i być może ty sam(a).

W Ewangelii Mateusza 16,17 jest fragment, być może powiązany z historią Jonasza: „A Jezus odpowiadając, rzekł mu: Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jonasza, bo nie ciało i krew objawiły ci to, lecz Ojciec mój, który jest w niebie”. Nie interpretuję aż tak informacji biblijnych o rodowodach i nie twierdzę, że jest jakaś analogia z faktem, iż Szymon był synem człowieka o imieniu Jonasz. Jednak wiem, że przede wszystkim prorok Jonasz potrzebował po prostu przyjąć objawienie o Bożej miłości tak, jak zrobił to Szymon Piotr. Ciekawe, że Pan Jezus Chrystus testował miłość Piotra trzy razy. Piotr zdał ten test. Czy zdał go ostatecznie Jonasz? Nie wiem. Bóg patrzy na serce.

Czy gniew Jonasza z powodu zwykłej rośliny nie wydaje nam się głupi? Pewnie tak. Tu jednak nie chodziło o roślinę, ale o życie wielu ludzi. Szczególnie, także o życie duchowe Jonasza. Jakie powody doprowadzają nas do gniewu? Czy nie są to czasem równie błahe sprawy, jak to wyglądało w przypadku krzewu rycynowego Jonasza? Jaki jest nasz gniew? To, co nas gniewa jest miarą naszej duchowej dojrzałości chrześcijańskiej. Jednak istotne jest także to, co nam sprawia radość. W Księdze Jonasza 4,6 czytamy: „A Pan, Bóg, wyznaczył krzew rycynowy, aby wyrósł nad Jonaszem, dawał cień jego głowie i osłaniał go przed grożącym mu nieszczęściem. I Jonasz radował się bardzo z tego krzewu rycynowego”. Bóg dał Jonaszowi osłonę przed nieszczęściem duchowym, a on skupił się na radości doczesnej. Krzew był dla niego tymczasowy i szybko przekonał się, że bardzo nietrwały. Jonasz cieszył się bardzo z nietrwałej rośliny, lecz wieczne rezultaty nawrócenia Niniwy nie wzbudziły jego radości. Czy ziemskie rzeczy sprawiają nam więcej radości, niż sprawy Królestwa Bożego? Wyciągnijmy wnioski, każdy z nas dla siebie, w kontekście jakże znanego fragmentu Bożego Słowa w Ewangelii Mateusza 6,33: „Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane”. Usługa Jonasza nad doprowadzeniem Niniwy do pokuty trwała jeden dzień. Nie zrobił też nic, co przyczyniłoby się do wzrostu krzewu rycynowego, bo to Pan Bóg daje wzrost. Co jest dla nas ważniejsze, nietrwałe sprawy tego świata, czy wieczne sprawy Królestwa Bożego? Lekcją dla nas jest to, że powinniśmy okazywać miłość i współczucie zgubionym ludziom. Pan Bóg kocha zgubionych ludzi. Czy patrzymy na innych ludzi z perspektywy Bożej miłości? Czy pragniemy mieć serce takie, jak ma Bóg dla zgubionych ludzi? 

Księga Jonasza jest pełna lekcji dla każdego z nas. W jakim miejscu jesteś dzisiaj? Czy jesteś na pierwszym etapie "nie będę posłuszny(a)”? Może właśnie uciekasz przed swoim powołaniem, by mówić ludziom o Panu Jezusie Chrystusie? Może pilnie potrzebujesz Bożego ratunku z życiowej burzy? Tak, jak w historii Jonasza, ratunek był we wnętrzu wielkiej ryby, którą Pan Bóg wyznaczył i posłał do niego. Tak nasz ratunek jest tylko w Chrystusie, którego wybrał i posłał nasz Ojciec.

Czy jesteś może na drugim etapie "będę posłuszny(a)"? Może właśnie jesteś w trakcie Bożego karcenia i próbujesz wymodlić sobie drogę powrotną do Bożej woli dla twojego życia? Ta droga to szczera pokuta i pełne posłuszeństwo woli Bożej.

Czy jesteś na trzecim etapie "już jestem posłuszny(a)"? Może już widzisz, że Bóg dokonuje wielkich rzeczy wokół ciebie, jednak ty nie służysz Mu całym sercem. Pan Jezus Chrystus pokazał, że kochać, to znaczy służyć. Mamy kochać Pana Boga całym sercem i ze wszystkich sił Mu służyć.

Czy może jesteś na czwartym etapie "żałuję, że byłem posłuszny(a)"? Wtedy przed tobą jeszcze jest lekcja nauki kochania zgubionych ludzi.

Księga Jonasza to historia o posłuszeństwie, pokucie i kolejnych szansach. Pan Bóg daje nam kolejne szanse, lecz wymaga pełnego posłuszeństwa i oczekuje szczerej pokuty. Może właśnie dzisiaj mamy kolejną szansę do przyjęcia od Boga?

Bogdan Podlecki

piątek, 18 marca 2016

Depresyjny gołąb cz. 3

Depresyjny gołąb cz. 3 

Z poprzednich dwóch części tego artykułu dowiedzieliśmy się, że Pan Bóg dał swojemu prorokowi Jonaszowi bardzo wyraźne polecenia. Znajdujemy je Księdze Jonasza 1,2: „Wstań, idź do Niniwy, tego wielkiego miasta, i mów głośno przeciwko niej, gdyż jej nieprawość doszła do mnie”. Miał wstać, czyli przyjąć Boże powołanie. Pójść do Niniwy, czyli okazać posłuszeństwo. Mówić głośno, czyli wykonać Bożą wolę przekazując Jego Słowo. Jak dotąd Jonasz wykonał tylko to pierwsze. Wstał, ale udał się w przeciwnym kierunku. Próbował uciec od Boga i od wyznaczonej mu przez Niego służby. Jonasz nie wszedł w Boże powołanie, bo nie okazał w pełni posłuszeństwa Bożej woli. Kluczem tej księgi jest "posłuszeństwo", które jednak jako słowo nie występuje w jej tekście. Jonasz otrzymał takie samo powołanie, jakie otrzymali wszyscy apostołowie i ewangeliści powołani przez Pana Jezusa Chrystusa w każdym czasie i miejscu. Pisze o tym apostoł Paweł w Liście do Rzymian 1,5: „Przez którego otrzymaliśmy łaskę i apostolstwo, abyśmy dla imienia jego przywiedli do posłuszeństwa wiary wszystkie narody”. Działa tu duchowa zasada: "posłuszeństwo rodzi posłuszeństwo". Znaczenie greckiego słowa "apostolos", to "posłany". Mamy łaskę być posłanymi przez Pana Boga, by w pełnym posłuszeństwie, przywodzić innych do posłuszeństwa Bogu. Jednak Pan Bóg wykorzystał także nieposłuszeństwo swojego proroka po to, by nawrócili się do Niego marynarze na statku. Bóg skarcił go, doświadczył i doprowadził do pokuty. W tych trudnych doświadczeniach Jonasz dokonał właściwego wyboru. Uznał, że najważniejsze dla niego jest odnowienie społeczności z Bogiem. Czy my też dokonujemy właściwych wyborów w naszym życiu? To są ważne wybory z konsekwencjami na wieczność. Nasz Bóg jest Panem wielu szans, ale On się nie zmienia. Próg pełnego posłuszeństwa Panu Bogu, prędzej czy później musi być przy naszym współudziale pokonany w nas.

Przeczytajmy uważnie trzeci rozdział Księgi Jonasza. Pan Bóg dał swojemu prorokowi kolejną szansę i ponownie nakazał mu wstać i iść do Niniwy. Tym razem Jonasz posłuchał. Doświadczenie burzliwego napominania oraz trzydobowego odosobnienia, najwyraźniej dodały mu ochoty na posłuszeństwo. Bóg skarcił Jonasza i doprowadził do tego, że pokutował i zaczął być posłuszny. Wreszcie Pan Bóg mógł dokonywać przez niego wielkich rzeczy. Jednak, jak się wkrótce przekonamy, Jonasz nie był w pełni posłuszny Bogu. Do posłuszeństwa w zakresie "wstań", dojdzie jeszcze posłuszeństwo w zakresie "idź" i "mów". Jonasz stał się posłuszny Bogu swoimi nogami i ustami, ale niestety nie był posłuszny sercem. Pan Bóg bardzo wyraźnie przekazał Swoje Prawo, które obowiązuje wszystkich i wszędzie. Jego streszczenie znajdujemy w 5. Księdze Mojżeszowej 6,5: „Będziesz tedy miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej siły swojej”. Kochać Pana Boga, to także znaczy być mu w pełni posłusznym. Pan Bóg mówi o tym jasno w Swoim Słowie w Księdze Ozeasza 6,6: „Gdyż miłości chcę, a nie ofiary, i poznania Boga, nie całopaleń”. Najważniejszym celem każdego chrześcijańskiego zwiastowania powinno być doprowadzenie człowieka do osobistego poznania Boga i Jego bezinteresownej Miłości. 

Jak na razie Jonasz kochał Pana Boga tylko z całej swojej siły. Jego duch był już poruszony przez Bożego Ducha, ale blokada tkwiła w jego sercu. Jonasz w dalszym ciągu próbował swoim rozumem tłumaczyć w sercu swoje nieposłuszeństwo. Na temat całkowitego posłuszeństwa, którego oczekuje od nas Pan Bóg, bardzo wyraźnie mówi apostoł Paweł w 2. Liście do Koryntian 10,3-6: „Bo chociaż żyjemy w ciele, nie walczymy cielesnymi środkami. Gdyż oręż nasz, którym walczymy, nie jest cielesny, lecz ma moc burzenia warowni dla sprawy Bożej; nim też unicestwiamy złe zamysły i wszelką pychę, podnoszącą się przeciw poznaniu Boga, i zmuszamy wszelką myśl do poddania się w posłuszeństwo Chrystusowi, gotowi do karania wszelkiego nieposłuszeństwa, gdy posłuszeństwo wasze będzie całkowite”. Ucząc się na przykładzie Jonasza możemy rozpoznać i dzięki Bożej łasce przeciwstawić się wszelkiej pysze podnoszącej się przeciw poznaniu Boga w naszym życiu. Jeżeli szybko nie będziemy uczyć się na błędach Jonasza, to Pan Bóg przez doświadczenia będzie powodował zmuszenie wszelkiej myśli do poddania się w posłuszeństwo Chrystusowi, by osiągnąć w nas Boży cel, czyli całkowite posłuszeństwo Jego woli.

Tak, jak czytaliśmy w poprzedniej części tego artykułu, problemem Jonasza była zbytnio przetworzona przez niego znajomość Słowa Bożego. Czy my czasem nie postępujemy podobnie? Czy nie interpretujemy Bożego Słowa na naszą korzyść? We współczesnych systemach prawnych wątpliwości interpretuje się na korzyść oskarżonego. Czyżby robiąc tak, czujemy się oskarżeni? Jednak największym przywilejem dla Jonasza było to, że Bóg dał mu kolejną szansę powrotu do służby. Grzech pychy, który spowodował jego nieposłuszeństwo nie zdyskwalifikował go w Bożych oczach na zawsze. Czy jest to uniwersalna zasada? Czy Pan Bóg stosuje identyczne standardy dla każdego wierzącego w służbie? Nie wiem. Bóg patrzy na serce. Mam jednak swoje prywatne zdanie na ten temat, którym oczywiście nie trzeba się sugerować. Niektóre grzechy mogą na stałe zdyskwalifikować ze służby publicznej w określonym charakterze i miejscu. Taka dyskwalifikacja może nastąpić wtedy, gdy nie możemy być już świadectwem dla tych, którym usługujemy w dziedzinie, w której zawiedliśmy. To jednak wcale nie znaczy, że Pan Bóg nas przekreśla. Po szczerej pokucie być może będziemy mogli usługiwać w tych, czy innych dziedzinach. Jednak zawsze musi być pełna zgodność naszego świadectwa wobec tych, którym usługujemy z charakterem naszej służby. Jonasz dostał drugą szansę, bo dalej mógł być świadectwem dla mieszkańców Niniwy. Nieposłuszeństwo wobec Boga było jego osobistym, wewnętrznym problemem. Natomiast raczej nie mógł już być usługującym "kapelanem" dla załogi statku, którym uciekał od Bożej woli. Tam jego świadectwo mogłoby nie zadziałać. Zresztą Bóg patrzy na serce. Posyła kogo chce i tam, gdzie chce. Dosyć bezpośrednio różne motywacje ewangelizowania określił apostoł Paweł w Liście do Filipian 1,18: „Lecz o co chodzi? Byle tylko wszelkimi sposobami Chrystus był zwiastowany, czy obłudnie, czy szczerze, z tego się raduję i radować będę. 

Prorok Jonasz ostatecznie dotarł do Niniwy. W 4. wersecie czytamy: „A Jonasz rozpoczął wędrówkę do miasta, odbywając drogę jednego dnia”. Nie podejmuję się uzasadnienia możliwości pokonania w ciągu jednego dnia odległości ok. tysiąca kilometrów, dzielących wybrzeże Morza Śródziemnego od Niniwy w tamtych czasach. Jednak Pan Bóg ma swoje sposoby. Dla Niego odległość i czas nie stanowią problemu. W Biblii mamy przykłady nadnaturalnej Bożej ingerencji w sposoby przemieszczania się. Prorok Eliasz pokonał spory dystans z prędkością konnego rydwanu króla Achaba. Czytamy o tym w 1. Księdze Królewskiej 18,46: „Eliasza zaś ogarnęła moc Pana, bo przepasawszy swoje biodra, biegł przed Achabem aż do wejścia do Jezreelu”. W Dziejach Apostolskich 8,39-40, znajdujemy opis nadnaturalnego przeniesienia Filipa pomiędzy miastami odległymi od siebie o kilkadziesiąt kilometrów: „(…) Duch Pański porwał Filipa i eunuch nie ujrzał go więcej, lecz radując się jechał dalej swoją drogą. Filip zaś znalazł się w Azocie”.

Jonasz miał zwiastować w wielkim mieście Niniwie, stolicy Asyrii. Ciekawe, że w Księdze Jonasza czterokrotnie podana jest informacja, iż Niniwa jest "wielkim miastem". Czyżby to była tak istotna informacja? Wykopaliska w północnym Iraku potwierdzają, że było to duże miasto. Archeolodzy określają, że Niniwa w okresie swojej największej świetności była co najmniej cztery razy większa od Babilonu. Na podstawie najlepiej obecnie udokumentowanych wykopalisk miasta Babilon, szacuje się jego wielkość w czasach starożytnych na około sto tysięcy mieszkańców. Uwzględniając powyższe dane, można oszacować, że Niniwa mogła liczyć nawet pół miliona mieszkańców. Dlaczego więc w ostatnim wersecie Księgi Jonasza znajdujemy informację, wydawałoby się dosyć mało precyzyjną, w stosunku do powyższych szacunków? Czytamy tam: „A Ja nie miałbym żałować Niniwy, tego wielkiego miasta, w którym żyje więcej niż sto dwadzieścia tysięcy ludzi, którzy nie umieją rozróżnić między tym, co prawe, a tym, co lewe, a nadto wiele bydła?”. Jednym z możliwych wyjaśnień może być to, że w czasach opisywanych w Księdze Jonasza, Niniwa była jednym z państw – miast na terytorium Asyrii. Mogła być jeszcze przed okresem swojego największego rozkwitu i rzeczywiście liczyć tylko nieco "więcej niż 120 tysięcy ludzi". Może być jednak inne wyjaśnienie, które uwzględnia "wielkość" tego miasta w okresie jego największej świetności. W przytoczonym powyżej wersecie jest specyficzne określenie: "ludzi, którzy nie umieją rozróżnić między tym, co prawe, a tym, co lewe". Otóż ta informacja może dotyczyć po prostu dzieci. Potwierdzeniem tego wniosku może być analogiczne, ale wyraźne odniesienie do dzieci w 5. Księdze Mojżeszowej 1,39: „Także wasze małe dzieci, o których mówiliście, że staną się łupem, i wasi synowie, którzy dziś jeszcze nie rozróżniają między dobrem a złem (…)”. Może misja ewangelizacyjna Jonasza i późniejsze odroczenie kary dla Niniwy miały nastąpić ze względu na dzieci mieszkańców miasta, które nieświadome przyczyn nieprawości swoich rodziców, nie mogły dokonywać dobrych wyborów. Wobec takiej interpretacji, zastosowanie odpowiedniego przelicznika demograficznego daje podstawę do wnioskowania, że Niniwa mogła liczyć nawet pół miliona mieszkańców. 

Wspomniane wcześniej wykopaliska nie potwierdzają jednak aż tak dużej powierzchni, że potrzeba było "trzech dni drogi pieszej" na obejście miasta. Jednak źródła historyczne z tamtego okresu podają, że w celu ogłaszania rozporządzeń władz, wysyłano posłańców do najważniejszych punktów, którymi były place miejskie. Trasę posłańców określano właśnie w "dniach drogi pieszej". To może oznaczać, że Jonasz miał obejść Niniwę i zwiastować Boże poselstwo od placu do placu przez trzy dni. Myślę jednak, że nie jest tak istotna wielkość Niniwy, ale ogrom Bożego Serca. Niniwa była przede wszystkim "wielka" w Bożym Sercu. Pan Bóg chciał uratować miasto, być może ze względu na dzieci. Jednak potrzebował do tego posłuszeństwa Jonasza, który miał przekazać Boże ostrzeżenie dla mieszkańców Niniwy przed zbliżającą się karą. Pan Bóg potrzebuje ludzi, aby mówili innym o Ewangelii Zbawienia w Chrystusie. Potrzebuje do tego ludzi posłusznych, ale przykład Jonasza pokazuje, że wykorzysta także tych nieposłusznych. Jednak nieposłuszni Bożej woli mogą przejść poważne doświadczenia w swoim życiu. 

Jonasz wołał do ludzi zgromadzonych na placach miejskich:Jeszcze czterdzieści dni pozostaje do zburzenia Niniwy”. Te słowa musiały dosyć głupio brzmieć w tak wielkim i dumnym mieście. Dlaczego ktokolwiek miałby posłuchać tego żydowskiego proroka w kwitnącej asyryjskiej stolicy? Dlaczego ludzie mieliby uwierzyć w to, co im przekazywał? Dlaczego ktokolwiek miałby posłuchać nas, gdy mówimy komuś, że musi uwierzyć Panu Jezusowi Chrystusowi i na nowo narodzić się? Dlaczego ktokolwiek miałby posłuchać ciebie, czy mnie? Dlaczego w takim razie uwierzyli Jonaszowi? Czy to, co mówił nie było głupie z ludzkiego punktu widzenia? Czy niektórzy z członków naszych rodzin, czy naszych znajomych nie uważają, że nasza wiara jest delikatnie mówiąc mało poważna w dzisiejszych czasach? Odpowiedzią może być fragment z 1. Listu do Koryntian 1,18-25: „Albowiem mowa o krzyżu jest głupstwem dla tych, którzy giną, natomiast dla nas, którzy dostępujemy zbawienia, jest mocą Bożą. Napisano bowiem: Wniwecz obrócę mądrość mądrych, a roztropność roztropnych odrzucę. (…) Czyż Bóg nie obrócił w głupstwo mądrości świata? Skoro bowiem świat przez mądrość swoją nie poznał Boga w jego Bożej mądrości, przeto upodobało się Bogu zbawić wierzących przez głupie zwiastowanie. Podczas gdy Żydzi znaków się domagają, a Grecy mądrości poszukują, my zwiastujemy Chrystusa ukrzyżowanego, dla Żydów wprawdzie zgorszenie, a dla pogan głupstwo, natomiast dla powołanych - i Żydów, i Greków, zwiastujemy Chrystusa, który jest mocą Bożą i mądrością Bożą. Bo głupstwo Boże jest mędrsze niż ludzie, a słabość Boża mocniejsza niż ludzie”. Czyli co? Jonasz zwiastował im Chrystusa, a wszyscy mieszkańcy Niniwy w prostocie serca nawrócili się? A dlaczego nie? Z załogą statku też tak było. Pan Bóg żyje w wiecznym TERAZ. Dla niego nie istnieje czas. Jego plan zbawienia w Chrystusie jest już od założenia świata. Owszem, Krzyż Chrystusa był w konkretnym momencie historii ludzkości, ale jego moc jest ponadczasowa i dotyczy przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Jonasz w czasie swojego odosobnienia we wnętrzu wielkiej ryby mógł mieć osobiste spotkanie z Bogiem i doświadczyć objawienia Bożego planu odkupienia i zbawienia w Chrystusie. Nie bez powodu Chrystus powołał się na "znak Jonasza". Tak, jak to miało miejsce wcześniej w przypadku spotkania Abrahama z Melchizedekiem. Abraham złożył mu dziesięcinę przed nadaniem Prawa Mojżeszowego. Melchizedek podarował Abrahamowi chleb i wino. Abraham dając dziesięcinę uznał i podporządkował się autorytetowi Melchizedeka, który jest typem wiecznego Królestwa i Kapłaństwa Chrystusa. To sam Chrystus mógł objawić się Abrahamowi w osobie Króla i Kapłana, pokazując mu moc Nowego Przymierza, którego symbolami są chleb i wino. 

Jaką mamy szansę na przyprowadzenie kogokolwiek do Pana Boga przez zwiastowanie im czegoś, co wydaje się głupie? Pan Jezus Chrystus dał odpowiedź na to pytanie w Ewangelii Marka 10,27: „(…) U ludzi to rzecz niemożliwa, ale nie u Boga; albowiem u Boga wszystko jest możliwe”. Dzisiaj z naszego punktu widzenia, pewne przypadki wydają się tak trudne, że aż niemożliwe. Mój wierzący szwagier, który od wielu lat modlił się o moje zbawienie, powiedział mi kiedyś: "Dałem już sobie spokój z modlitwą o ciebie. Wydawało mi się po tylu latach niemożliwe jest już twoje nawrócenie". No cóż, w moim przypadku trwało to tylko ok. 20 lat … . Czasem nam się wydaje, że coś jest niemożliwe, ale u Boga wszystko jest możliwe. Także to, aby nasi bliscy i znajomi uwierzyli, także przez nasze świadectwo i narodzili się na nowo. Nasza osobista misja nie jest wcale bardziej nierealna niż zadanie Jonasza. Zwiastowanie Jonasza okazało się bardzo skuteczne i przyprowadziło do Boga całą Niniwę. Co Pan Bóg może uczynić przez nas, jeśli będziemy posłuszni w przekazywaniu Jego Słowa tym, którzy są wokół nas? Spróbujmy sobie wyobrazić, że do naszej miejscowości przyjeżdża jakiś nieznany ewangelista i głosi negatywne przesłanie o Bożym gniewie i karze. Czy zbory w naszych miastach włączyłyby się do kampanii ewangelizacyjnej takiego proroka? Moim zdaniem, raczej miałby spore problemy z uzyskaniem zgody lokalnych przywódców chrześcijańskich na głoszenie takiego przesłania. Czasem wydaje się to dobre, że przyjezdni ewangeliści nie zawsze pytają o zgodę lokalnych przywódców chrześcijańskich. Wspaniale, jeśli ludzie słyszą pozytywne zwiastowanie o Bożej miłości i łasce. Jednak potrzebują także usłyszeć zwiastowanie o sądzie Bożym. Nie podejmuję się dyskusji na temat, który charakter zwiastowania jest ważniejszy. Istotą każdego zwiastowania jest pełne posłuszeństwo Słowu Bożemu. Najważniejsze jest to, abyśmy przyjęli Boże powołanie i uwierzyli, że Pan Bóg wybrał właśnie nas. Mamy mówić ludziom tylko o tym, co w danym momencie posłusznie odbieramy od Boga.

Jonasz wreszcie posłusznie przekazał Boże przesłanie w Bożym czasie i w Bożym miejscu. W efekcie wszyscy mieszkańcy Niniwy uwierzyli. Przesłanie zaakceptował nawet król. Cała Niniwa zwróciła się do Jedynego Prawdziwego Boga za sprawą służby Jonasza. Co spowodowało, że jego służba była tak skuteczna? Odpowiedź, która chyba sama się nasuwa, to posłuszeństwo Jonasza. Pan Bóg miał plan dla tego miasta, ale potrzebny do jego realizacji był posłuszny prorok. To był spektakularny cud upamiętania się i pokuty "wielkich i małych" tego miasta. Władze świeckie nakazały wręcz post dla ludzi i zwierząt, by uchronić Niniwę przed Bożym gniewem. To świadczy o tym, że zwiastowanie Jonasza o Bożym gniewie i karze było skuteczne. Czy wobec tego powinniśmy naśladować ten skuteczny przykład zwiastowania ewangelizacyjnego? Czy możemy w jakiś sposób czerpać z przykładu Jonasza? Tak, w zakresie dojścia do posłuszeństwa woli Bożej i Słowu Bożemu. Czy możemy sobie wyobrazić, co by się dzisiaj działo w naszych miejscowościach, gdyby chrześcijanie posłusznie przekazywali Boże przesłanie w Bożym czasie i w Bożym miejscu? Czy posłusznie przekazujemy Boże przesłanie w Bożym czasie i miejscu? Jeżeli nawet nie mamy takiej pewności, że to Boży czas i Boże miejsce, to i tak przekazujmy dobrą nowinę, nawet wtedy, gdy sytuacja wydaje się głupio wyglądać. Słowo Boże wyraźnie mówi do każdego z nas w 2. Liście do Koryntian 6,2: „W czasie łaski wysłuchałem cię, A w dniu zbawienia pomogłem ci; oto teraz czas łaski, oto teraz dzień zbawienia”. To nie my wyznaczamy czas i miejsce. To nie my przekonujemy o grzechu, sprawiedliwości i sądzie. To sprawia Bóg, Duch Święty. Czytamy o tym w Ewangelii Jana 16,8: „A On, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu i o sprawiedliwości, i o sądzie”. Pan Bóg wyznacza miejsce i czas. Powołuje do wykonania określonego zadania misyjnego. Daje nawet konkretne przesłanie i przygotowuje ludzi na jego przyjęcie. My możemy być tylko posłusznymi narzędziami. Jednak nasze posłuszeństwo musi być całkowite, czyli nieograniczone naszymi barierami poznawczymi i interpretacyjnymi.

Proroka Jonasza uznano na statku za głupiego, a mimo to żeglarze nawrócili się do Boga. W Niniwie pewnie też jego zwiastowanie wyglądało głupio dla wielu obserwatorów. Przyjrzyjmy się bliżej przesłaniu, które głosił Jonasz: "Jeszcze czterdzieści dni pozostaje do zburzenia Niniwy". To, co zwiastował brzmiało bardzo jednoznacznie i groźnie. Parafrazując, słowa Jonasza brzmiały tak: "Za czterdzieści dni Niniwa będzie zniszczona". On nie głosił: "Ukórzcie się, bo jeśli nie, to za czterdzieści dni Niniwa będzie zniszczona". W tym zwiastowaniu nie było żadnej furtki polegającej na tym, że jeśli będą pokutować, to Bóg zrezygnuje z kary. Jednak król i mieszkańcy Niniwy mieli nadzieję i wołali do Boga. Wyrazili skruchę i pokutowali. W efekcie Pan Bóg oszczędził ich i ulitował się nad miastem. Czytamy o tym w 10. wersecie trzeciego rozdziału: „A gdy Bóg widział ich postępowanie, że zawrócili ze swojej złej drogi, wtedy użalił się Bóg nieszczęścia, które postanowił zesłać na nich, i nie uczynił tego”. Z tej sytuacji można wyciągnąć pewien wniosek. Wydawałoby się, że Bóg zmienił zdanie. Czy jednak Pan Bóg rzeczywiście zmienił zdanie? Jeśli nawet zmienił, to czy nie mógł tego zrobić? Jednym z atrybutów Boga jest Jego wszechwiedza. Bóg nie ma ograniczeń czasowych. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość są naszymi ograniczeniami. Pan Bóg żyje w "wiecznym teraz" i na pewno wiedział, że w wyniku upamiętania i pokuty oszczędzi Niniwę. Więc wniosek, że Bóg nie może zmienić zdania jest zbyt wielkim rozumowym uproszczeniem. Nawet powiedziałbym, że jest próbą rozumowego ograniczenia woli nieograniczonego Boga. Przy takim stawianiu problemu można łatwo zapętlić się w logikę filozoficzną, która powoduje ciąg kolejnych pytań i wątpliwości, na które niekoniecznie potrafimy odpowiedzieć.
  • Czy ustalony przez Boga plan wydarzeń powoduje, że Stwórca staje się ubezwłasnowolniony przez swoją wszechwiedzę?
  • Jeżeli tak, to kiedy Pan Bóg zaplanował wszystkie wydarzenia w historii ludzkości? Biblia mówi jednoznacznie – przed założeniem świata.
  • Jeżeli Pan Bóg jest Wszechwiedzący i już wszystko zaplanował, to czy jest to równoznaczne z tym, że wszystkie decyzje zostały już przez Niego podjęte?
  • Czy w takim razie Pan Bóg zanim podjął wszystkie decyzje i potem zmienił zdanie, to nie był już od początku Wszechwiedzący?
W tym ciągu, wydawałoby się logicznych pytań i wniosków, łatwo się zgubić. Ja już się pogubiłem. Nie możemy rozumowo objąć Bożych dróg. Proroczo pisał już o tym Izajasz w swojej Księdze 55,9: „Lecz jak niebiosa są wyższe niż ziemia, tak moje drogi są wyższe niż drogi wasze i myśli moje niż myśli wasze”. Twierdzenie, że Bóg nie może zmienić zdania jest równoznaczne z tezą, że Bóg nigdy nie podjął żadnej decyzji. To absurd. Więc, jeśli Bóg wiedział, że zmieni zdanie zanim ta zmiana nastąpi, to tak naprawdę nigdy nie zmienił zdania. Takie logiczne roztrząsanie Bożego atrybutu transcendencji, czyli niemożności rozumowego poznania Stwórcy przez stworzenie jest bezcelowe. Czy jednak z ludzkiego punktu widzenia, Pan Bóg zmienia zdanie? Przeanalizujmy w poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie dwa poniższe fragmenty Bożego Słowa.

(2. Księga Mojżeszowa 32,9-14): „Rzekł jeszcze Pan do Mojżesza: Patrzę na lud ten i widzę, że jest to lud twardego karku. Teraz zostaw mnie, żeby zapłonął mój gniew na nich. Wytracę ich, a ciebie uczynię wielkim ludem. Lecz Mojżesz łagodził gniew Pana, Boga swego i mówił: Dlaczegóż, Panie, płonie gniew twój przeciwko ludowi twojemu, który wyprowadziłeś z ziemi egipskiej wielką siłą i ręką potężną? Dlaczego to mają rozpowiadać Egipcjanie: W złym zamiarze wyprowadził ich, by pozabijać ich w górach i wytracić z powierzchni ziemi. Odwróć się od zapalczywości swego gniewu i użal się nad złem, jakie chcesz zgotować ludowi swemu. Wspomnij na Abrahama, Izaaka i Izraela, sługi twoje, którym poprzysiągłeś na siebie samego, mówiąc do nich: Rozmnożę potomstwo wasze jak gwiazdy niebieskie i całą tę ziemię, o której mówiłem, dam potomstwu waszemu i posiądą ją na wieki. I użalił się Pan nad złem, które zamierzał sprowadzić na swój lud”.

(Księga Izajasza 38,1-5): „W owych dniach Hiskiasz śmiertelnie zachorował. I przyszedł do niego Izajasz, syn Amosa, prorok, i rzekł do niego: Tak mówi Pan: Uporządkuj swój dom, albowiem umrzesz, a nie będziesz żył. Wtedy Hiskiasz obrócił się twarzą do ściany i modlił się do Pana, i rzekł: Ach, Panie! Wspomnij, proszę, że postępowałem wobec ciebie wiernie i szczerze i czyniłem to, co dobre w twoich oczach. Następnie Hiskiasz wybuchnął wielkim płaczem. I doszło Izajasza słowo Pana tej treści: Idź i powiedz Hiskiaszowi: Tak mówi Pan, Bóg Dawida, twojego ojca: Słyszałem twoją modlitwę, widziałem twoje łzy. Oto dodam do twoich dni piętnaście lat”. 

Czy na podstawie pierwszego z powyższych fragmentów możemy powiedzieć, że Bóg zmienił zdanie w sprawie Izraela? Czy analizując drugi z tych fragmentów możemy wnioskować, że Bóg zmienił zadanie w sprawie króla Hiskiasza? Pan Bóg patrzy na serce. Tak, jak wejrzał na serce Mojżesza, czy Hiskiasza. Rozumowe pojmowanie Bożej woli wykracza poza nasze ludzkie zrozumienie. Czy nie mamy wrażenia, że Pan Bóg w Swojej łasce zmieniał kiedyś zdanie na naszą korzyść?

W dotychczas analizowanych rozdziałach Księgi Jonasza, widoczny jest pewien schemat. Załoga statku pokutowała i upamiętała się, w wyniku tego wyszli cało i dostali od Boga szansę. Jonasz pokutował i także dostał nową szansę. Mieszkańcy Niniwy pokutowali i także oni dostali od Pana Boga szansę. Ten schemat, to szczera pokuta i w jej wyniku kolejna szansa od Boga. To jest także lekcja dla każdego z nas. Nasz Pan jest Bogiem wielu szans, jednak warunkiem jest szczera pokuta i posłuszeństwo Bożej woli. Można sobie wyobrazić, jaka radość zapanowała w Niniwie, gdy Pan Bóg odstąpił od kary. Wydawałoby się, że radość Jonasza ze skuteczności pracy ewangelizacyjnej powinna być jeszcze większa. Gdyby był prowadzony plebiscyt na najskuteczniejszego ewangelistę wszech czasów, to Jonasz miałby duże szanse na zwycięstwo. Jednak świadomość bycia użytym przez Boga powinna wyzwolić wielką pokorę. Reakcja Jonasza wcale nie wskazywała ani na radość, ani na pokorę. Jonasz okazał posłuszeństwo, lecz nie było ono pełne. Był posłuszny nogami, bo poszedł i ustami, bo głosił. Jednak nie był posłuszny sercem. Jonasz niechętnie współpracował z Bogiem i nie był w tym szczery. Pan Bóg dokonał wielkich rzeczy przez Jonasza, jednak on sam w wyniku tego nie wzrósł duchowo. Pozostał w tym samym miejscu swojego rozwoju. Jak jest w naszym życiu? Boża lekcja karcenia nie była jeszcze dla Jonasza zakończona. Boży prorok przekazał Boże przesłanie w Bożym czasie i w Bożym miejscu. W niebie jest wielka radość wśród Bożych aniołów z powodu upamiętania się jednego pokutującego grzesznika. To ile radości musiało być w tym dniu, gdy pokutowała cała Niniwa? To był radosny dzień, kiedy wykonała się Boża wola w niebie i na ziemi, w Niniwie. Tak, jak w modlitwie Pańskiej, której uczył Jezus Chrystus swoich uczniów. Dlaczego Jonasz nie dzielił radości z innymi tego dnia? Czy my zawsze okazujemy szczerą radość nawet w sytuacjach, gdy wypadki niekoniecznie potoczyły się po naszej myśli?

Ciąg dalszy w części 4.

Bogdan Podlecki

czwartek, 17 marca 2016

Depresyjny gołąb cz. 2

Depresyjny gołąb cz. 2

W pierwszej części tego artykułu dowiedzieliśmy się, w jaki sposób Pan Bóg wykorzystał nieposłuszeństwo swojego proroka Jonasza. Słowo Boże skierowane do nas nie wraca do Niego puste, lecz wykonuje swoją pracę w nas. Pan Bóg potrzebuje naszego posłuszeństwa, ale do realizacji Jego woli może wykorzystać także nasze nieposłuszeństwo. Zachowanie Jonasza na statku, wynikające z nieposłuszeństwa i zagłuszania w sobie Słowa Bożego, spowodowały, że żeglarze nawrócili się do Boga. Ciekawą rzeczą jest to, że Pan Bóg tak pokierował rozwojem wydarzeń, że Jonasz do końca nie wiedział, iż jego nieposłuszeństwo przyczyniło się do cudownego nawrócenia ludzi na statku. Nie miał szans popaść w pychę. Bóg wziął całą chwałę dla siebie. Czy my będąc w różnych sytuacjach, oczekujemy natychmiastowej nagrody? No cóż, nie wiem jak ty, drogi czytelniku, ale ja lubię być pochwalony, czy nawet tylko usprawiedliwiony przez kogoś, jeśli coś nie poszło po mojej myśli. Tak, mamy oczekiwać nagrody. Pan Bóg obiecał to w Swoim Słowie. Pisze o tym apostoł Paweł w 1. Liście do Koryntian 15,58: „(…) Bądźcie stali, niewzruszeni, zawsze pełni zapału do pracy dla Pana, wiedząc, że trud wasz nie jest daremny w Panu”. Jednak tylko Pan Bóg jest godzien chwały. To, że czasami długo lub nawet wcale, nie widzimy efektów pracy w służbie dla Boga może wynikać z tego, iż On nie chce żebyśmy popadli w pychę. Pocieszeniem, a jednocześnie refleksją dla każdego z nas mogą być słowa z Księgi Kaznodziei Salomona 3,22: „Tak więc stwierdziłem, że nie ma nic lepszego nad to, że człowiek raduje się ze swoich dzieł, gdyż taki jest jego los; bo któż da mu oglądać to, co się po nim stanie?. Mamy łaskę, że możemy pracować w służbie Pana panów i Króla królów. Powinniśmy się cieszyć, także efektami naszej pracy. Bóg obiecał, że nie pozostanie to bez nagrody. 

Przeczytajmy uważnie fragment z Księgi Jonasza 2, 2-10. Jonasz próbował uciec przed Bogiem, lecz wreszcie dostał szansę powrotu do Niego w pokucie i modlitwie. Przyjrzyjmy się bliżej jego modlitwie. Można się dużo dowiedzieć o relacji człowieka z Panem Bogiem, słysząc jego modlitwę. Jonasz modlił się słowami, które pochodzą z Psalmów. Porównajmy modlitwę Jonasza zapisaną w ośmiu wersetach z odpowiadającymi im analogicznymi fragmentami Psalmów. 

1) 3. werset: „(…) Wzywałem Pana w mojej niedoli i odpowiedział mi, z głębi krainy umarłych wołałem o pomoc i wysłuchał mojego głosu”.

Psalm 120,1: „Do Pana wołałem w swej niedoli i wysłuchał mnie”.

Psalm 18,7: „W niedoli mojej wzywałem Pana i wołałem o pomoc do Boga mego, z przybytku swego usłyszał głos mój, a wołanie moje doszło uszu jego”. 

2) 4. werset: „Wrzucił mnie na głębię pośród morza i porwał mnie wir; wszystkie twoje bałwany i fale przeszły nade mną”. 

Psalm 42,8: „Głębina przyzywa głębinę w odgłosie wodospadów twoich; wszystkie nawałnice i fale twoje przeszły nade mną”.

3) 5. werset: „Już pomyślałem: Jestem wygnany sprzed twoich oczu, jakże będę mógł jeszcze spojrzeć na twój święty przybytek?”.

Psalm 31,23: „A ja rzekłem w niepokoju swoim: Zostałem odtrącony sprzed oczu twoich”. 

4) 6. werset: „Wody sięgały mi aż do gardła, ogarnęło mnie topielisko, sitowie wiło się koło mojej głowy”.

Psalm 69,2-3.16: „Wybaw mnie, Boże, bo wody grożą duszy mojej! Ugrzązłem w głębokim błocie i nie mam oparcia dla nóg, Dostałem się w głębokie wody, a nurt zalewa mnie. (…) Niech nie zaleją mnie fale, Niech nie pochłonie mnie głębina i czeluść niech nie zawrze nade mną swej paszczy!”. 

5) 7. werset: „Zstąpiłem do stóp gór, zawory ziemi na zawsze się za mną zamknęły. Lecz Ty wydobyłeś z przepaści moje życie, Panie, Boże mój”. 

Psalm 40,3: „Wyciągnął mnie z dołu zagłady, z błota grząskiego. Postawił na skale nogi moje. Umocnił kroki moje”. 

Psalm 103,4: „On ratuje od zguby życie twoje; On wieńczy cię łaską i litością”.

6) 8. werset: „Gdy ustawało we mnie życie, wspomniałem na Pana; i tak doszła moja modlitwa do ciebie, do twojego świętego przybytku”.

Psalm 18,7: „W niedoli mojej wzywałem Pana i wołałem o pomoc do Boga mego, z przybytku swego usłyszał głos mój, a wołanie moje doszło uszu jego”. 

7) 9. werset: „Ci, którzy trzymają się marnych bożyszczy, opuszczają swojego Miłościwego”.

Psalm 31,7: „Nienawidzisz tych, którzy czczą marne bałwany, ja jednak ufam Panu”. 

8) 10. werset: „Lecz ja pragnę ci złożyć ofiarę z głośnym dziękczynieniem, spełnię, co ślubowałem. U Pana jest wybawienie”. 

Psalm 50,14-15: „Ofiaruj Bogu dziękczynienie i spełnij Najwyższemu śluby swoje! I wzywaj mnie w dniu niedoli, wybawię cię, a ty mnie uwielbisz!”. 

Psalm 116,17-18: „Tobie złożę ofiarę dziękczynną i będę wzywał imienia Pana. Spełnię Panu śluby moje wobec całego ludu jego”.

Jak widać, nie są to dokładne cytaty z Psalmów, ale ich parafrazy. Jakie wnioski możemy wyciągnąć? Pierwszy wniosek, jaki mi się nasuwa jest taki, że Boże Słowo, w tym Psalmy musiały być Jonaszowi dobrze znane. Raczej trudno przypuszczać, że po wyrzuceniu go za burtę statku i połknięciu przez wielką rybę, miał przy sobie jakieś kaznodziejskie notatki. Dosyć trudno jest mi sobie wyobrazić Jonasza we wnętrzu wielkiej ryby, czytającego zwoje Pisma, o ile wtedy już były takowe. Stąd drugi wniosek, jaki mi się nasuwa to, że Jonasz przechowywał w swoim sercu Słowo Boże, które wypłynęło z niego w modlitwie. Nawet wtedy, gdy Jonasz był w tragicznym położeniu, to w jego sercu mieszkało Słowo Boże. Czy nie o tym mówi werset z Psalmu 119,11: „W sercu moim przechowuję słowo twoje, abym nie zgrzeszył przeciwko tobie”?
Czy my też przechowujemy Boże Słowo w swoim sercu? Czy z naszych modlitw można rozpoznać to, że dobrze znamy Słowo Boże? Jakiś czas temu w naszej lokalnej społeczności gościło przyjezdne małżeństwo. Siostra modliła się na zgromadzeniu, cytując z pamięci całe, bądź obszerne fragmenty Psalmów. Szczera modlitwa Słowem Bożym jest poruszająca. Czy może przyzwyczailiśmy się już do swoich ulubionych zwrotów modlitewnych? Czy mamy przekonanie, że nasza modlitwa wypływa z serca i podoba się Bogu? Modlitwa Jonasza podobała się Bogu. To wcale nie znaczy, że powinniśmy naśladować to, co robią inni. Pan Bóg patrzy na serce. Każda modlitwa powinna wynikać z potrzeby serca. Każda modlitwa jest inna, indywidualna dla każdego. Ja staram się stosować wskazówkę naszego Pana Jezusa Chrystusa, która jest w Ewangelii Mateusza 6,7 „A modląc się, nie bądźcie wielomówni jak poganie; albowiem oni mniemają, że dla swej wielomówności będą wysłuchani”. Zastanówmy się, czy to nie jest pora na zmianę czegoś w naszym życiu modlitewnym. Może częstsze czytanie Słowa Bożego przyczyni się do tego, że odnowimy lub pogłębimy swoją osobistą relację z Panem Bogiem, w szczególności w modlitwie.

Jonasz spał, zamiast modlić się na statku. Burza i napomnienie kapitana okrętu nie wystarczyły, by zmusić go do modlitwy. Musiał więc zainterweniować Pan Bóg. Jonasz przebudził się i zaczął się modlić dopiero we wnętrzu wielkiej ryby. Wszyscy powinniśmy mieć rozwinięte życie modlitewne. Czy jednak tak jest w naszym życiu chrześcijańskim? Nasza modlitwa nie jest potrzebna Bogu na tyle, na ile jest potrzebna przede wszystkim nam, by zbliżyć się do Pana Boga! Jakie doświadczenia musi nam zesłać Bóg, abyśmy się przebudzili? Może to właśnie jest dobra pora, abyśmy się obejrzeli, czy za naszym statkiem życia chrześcijańskiego, nie płynie już jakaś wielka ryba, przysłana przez Pana Boga. Jeżeli tak jest, to może oznaczać, że niedługo możemy zostać wyrzuceni za burtę naszego mniej lub bardziej wygodnego statku po to, by znaleźć się w miejscu odnowienia naszej relacji pełnego posłuszeństwa Bogu. Czy mamy swoją stałą porę modlitwy, w której wołamy do Boga? To ważne! Jeśli tak nie jest, to co Pan Bóg będzie musiał zrobić, żeby nas do tego zmobilizować. Bożą wolą przekazaną nam osobistym przykładem Pana Jezusa Chrystusa jest to, abyśmy mieli regularny czas przeznaczony tylko dla Niego.

Pan Bóg zesłał Jonasza do miejsca odosobnienia, by go skarcić i doprowadzić do pokuty. To nie była kara, ale karcenie. Kara zdecydowanie różni się od karcenia. Powinniśmy oczekiwać od Pana Boga, jako od naszego kochającego Ojca, że będzie nas karcił. Jako wierzący spodziewamy się karcenia. Bóg jest wierny i nie karałby nas za to samo, za co już wycierpiał za nas Chrystusa. Mamy tę pewność, która wynika z Bożego Słowa i osobistego potwierdzenia w sercu przez naszego Zbawiciela. Pan Bóg proroczo zapowiedział to w Księdze Izajasza 53,5: „Lecz on zraniony jest za występki nasze, starty za winy nasze. Ukarany został dla naszego zbawienia, a jego ranami jesteśmy uleczeni”. Tę obietnicę zbawienia wypełnił wobec każdego, kto wierzy w Chrystusie. Gdyby Pan Bóg nas nie karcił, gdy tego potrzebujemy, to byłoby to wyrazem braku Ojcowskiej miłości. Jonasz w swojej modlitwie opisał swoje doświadczenie Bożego karcenia jako pobyt w krainie umarłych. Nie wiedział, czy umrze, ani czy będzie żył. Z ludzkiego punktu widzenia był bezsilny. Czy nie doświadczamy podobnych sytuacji w naszym życiu? Nagłe i z Bożej ręki odosobnienie może zdecydowanie zmienić nasze osobiste życie modlitewne w relacji pełnego posłuszeństwa Bogu. Czy jednak musimy czekać na sytuacje, kiedy Bóg wymusi na nas dobre zmiany?

Jonasz wreszcie zaczął się modlić do Boga. Wreszcie rozpoznał fakt, że znalazł się w odosobnieniu w wyniku Bożej interwencji. Czy jesteśmy w stanie rozpoznać to, że Bóg chce nas doświadczyć, bo ma dla nas jakieś zadanie do wykonania? Czy też będziemy pielęgnować w sobie poczucie buntu i krzywdy? Jonasz próbował uciekać przed wolą Bożą. Ciekawe, że dążenie do izolacji od Boga, stało się elementem jego karcenia. Miał wyraźne poczucie, że Pan Bóg go opuścił. Jego fizyczne utrapienie we wnętrzu wielkiej ryby było niczym w porównaniu z uczuciem oddzielenia od Boga. Nie bez powodu Pan Jezus Chrystus odwoływał się do znaku Jonasza. W takim kontekście jakże dobitnej brzmi okrzyk Bożego Mesjasza na Krzyżu w Ewangelii Marka 15,34: „O godzinie dziewiątej zawołał Jezus donośnym głosem: Eloi, Eloi, lama sabachtani? Co się wykłada: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”. Nawet w tym szczególnym odosobnieniu Bóg był obecny przy Jonaszu. Pan Bóg był gotowy dać mu kolejną szansę. Czy w naszym życiu nie ma teraz czegoś, co powoduje, iż wydaje nam się, że Bóg jest daleko od nas? Może już doświadczamy karcenia z tego powodu? Czy czujemy się oddzieleni od Boga? Boże karcenie może być tylko jednym z powodów poczucia stanu oddzielenia od Pana Boga. Czasami Bóg testuje w ten sposób naszą wiarę. W przypadku Jonasza, karcenie było decydującym czynnikiem dyscyplinującym jego życie zgodnie z Bożym powołaniem.

Jonasz zanurzony w głębinach stanął na krawędzi śmierci. Odbył podróż na dno morza, do stóp gór. W morzu są góry, w szczególności w Morzu Śródziemnym są głębiny dochodzące do kilkuset metrów i stanowią naturalne przedłużenie północnoafrykańskiego pasma górskiego Atlas. Jonasz musiał te okoliczności uznać za więzienie, lecz do końca nie stracił nadziei na wybawienie. Jego nieposłuszeństwo doprowadziło do tego, że upadł dosłownie bardzo nisko. Znalazł się w punkcie, w którym mógł już zawrócić tylko w jednym kierunku, czyli w górę do Boga. Czy my nie doświadczamy podobnych upadków? Nawet, jeżeli nasze osobiste dno nie jest tak widoczne jak u Jonasza, to Pan Bóg ma dla nas zawsze wybawienie i wysłucha nas, jeśli do niego szczerze zawołamy. Nasze posłuszeństwo Bogu też ma swoją cenę w naszym osobistym chrześcijaństwie. Jednak cena nieposłuszeństwa jest zawsze dużo wyższa niż cena posłuszeństwa. Kochać Pana Boga, to także znaczy być Mu w pełni posłusznym. Właśnie o tym mówi Bóg w fragmencie w Księdze Ozeasza 6,6: „Gdyż miłości chcę, a nie ofiary, i poznania Boga, nie całopaleń”. Jonasz był bardzo opornym przypadkiem, który potrzebował silnego karcenia, by go przywieść do pokuty. Nie pokutował aż do chwili, gdy zaczął tracić przytomność. Prawdopodobnie połknięte przez wielką rybę wodorosty okręciły mu się wokół głowy. Zaczęło uchodzić z niego życie. Zapewne nie wyglądało to tak, jak to można zobaczyć na niektórych religijnych obrazkach. Skupiony na modlitwie Jonasz w religijnej ekstazie, raczej nie pasuje do opisu jego warunków odosobnienia we wnętrzu wielkiej ryby. Wystarczy obejrzeć jakiś program przyrodniczy, np. o połowach wielorybów, by zorientować się w scenerii odosobnienia Jonasza. On sam w swojej modlitwie szczerze przyznaje w 8. wersecie: „gdy ustawało we mnie życie, wspomniałem na Pana”. Czy my też bywamy ciężkim przypadkiem? Zdecydowanie lepiej uczyć się na cudzych błędach, niż na własnych.

Bardzo interesujący jest fragment modlitwy Jonasza w 9. wersecie: „Ci, którzy trzymają się marnych bożyszczy, opuszczają swojego Miłościwego”. Nie pamiętam źródła, ale kiedyś zapisałem sobie w mojej Biblii ciekawe dynamiczne tłumaczenie tego wersetu: „Ci, którzy idą za swoimi własnymi, bezwartościowymi planami zapominają być wiernymi Bogu i opuszczają Go”. Potwierdza to przykład Jonasza z jego pierwszego etapu "nie będę posłuszny", gdy poszedł za własnymi, bezwartościowymi planami i zapomniał być wiernym Bogu. W następnym, 10. wersecie czytamy, że Jonasz wreszcie odwrócił się od swoich własnych planów i zwrócił się do Boga. Słowo "dziękczynienie" w języku hebrajskim ma to samo znaczenie, co "uwielbienie". Ciekawe jest to, że Jonasz nie zobowiązał się do ofiarowania Bogu tzw. ofiar starotestamentowych za grzech. Obiecał Bogu ofiarę z dziękczynienia i uwielbienia. Czy w tym osobistym czasie z Bogiem otrzymał pewność wybaczenia i wybawienia? Czy my potrafimy składać taką ofiarę? Bóg mówi o tym wyraźnie w Liście do Hebrajczyków 13,15: „Przez niego więc nieustannie składajmy Bogu ofiarę pochwalną, to jest owoc warg, które wyznają jego imię”. Czytamy o tym także w Księdze Ozeasza 14,2: „Weźcie ze sobą słowa skruchy i nawróćcie się do Pana! Mówcie do niego: Odpuść nam wszelką winę i przyjmij naszą prośbę, a my złożymy ci w ofierze owoce naszych warg!. 

W końcówce swojej modlitwy w 10. wersecie, Jonasz modli się słowami: „(...) spełnię, co ślubowałem (...)”. Interpretacja Bożego Słowa jest jednoznaczna w tym zakresie. Jeżeli przysięgasz dobrowolnie uczynić coś zgodnie z Jego wolą, to robisz to przed Bogiem, więc wypełnij to, co ślubujesz. Wyraźnie czytamy o tym w 5. Księdze Mojżeszowej 23,23-24: „Jeżeli zaś nie złożysz ślubu, to nie będziesz miał grzechu na sobie. Co wyszło z twoich ust, tego dotrzymaj i postąp tak, jak ślubowałeś Panu, Bogu twemu, dobrowolnie, jak powiedziałeś swoimi ustami”. Jednoznaczną radę w tej kwestii znajdujemy również w Księdze Kaznodziei Salomona 5,3: „Gdy złożysz Bogu ślub, nie zwlekaj z wypełnieniem go, bo mu się głupcy nie podobają. Co ślubowałeś, to wypełnij!. Jednak zdecydowanie ważniejsze od zapewniania wszem i wobec jest szczere i widoczne dla wszystkich świadectwo naszego przemienionego życia. Pisze o tym apostoł Jakub w swoim Liście 5,12: „A przede wszystkim, bracia moi, nie przysięgajcie ani na niebo, ani na ziemię, ani nie składajcie żadnej innej przysięgi; ale niech wasze "tak" będzie "tak", a wasze "nie" niech będzie "nie", abyście nie byli pociągnięci pod sąd”.

Jonasz wreszcie poddał się woli Bożej i zamierzał iść posłusznie głosić Słowo Boże w Niniwie. Ostatnie słowa modlitwy Jonasza w 10. wersecie, to: „(...) u Pana jest wybawienie (...)”. To był finał jego wyraźnego przyznania się, że wszystko, czego doświadczył, czyli kolejno: powołania misyjnego, nawałnicy, wyrzucenia za burtę statku i pobytu we wnętrzu wielkiej ryby, pochodziły od Pana Boga. Wreszcie przyznał, że wszelkie karcenie pochodzi od Pana. Na samym końcu Jonasz przyznał, że od Pana pochodzi też wybawienie. Co miał Jonasz na myśli? O jakie wybawienie mu chodziło? Czy mówił o wybawieniu fizycznym, czyli zachowaniu życia? Czy też o wybawieniu duchowym? Przecież mówiąc te słowa był jeszcze we wnętrzu wielkiej ryby. Czy stwierdza w ten sposób, że wierzy i jest pewny, iż Bóg ocali jego życie duchowe? Jonasz odczuł i wyraził to już na początku swojej modlitwy. Czytaliśmy jego słowa w 3. wersecie: „Wzywałem Pana w mojej niedoli i odpowiedział mi, z głębi krainy umarłych wołałem o pomoc i wysłuchał mojego głosu. Jeżeli była to modlitwa wiary, to miał pewność, że Bóg wyprowadzi go z przepaści duchowej. Czy wielbił Boga za to, że jest źródłem wszelkiego wybawienia? Jestem przekonany, że Jonasz stwierdza tu swoje wybawienie z duchowych konsekwencji swojego nieposłuszeństwa. Czuł się odrzucony sprzed Bożego oblicza i w końcu pokutował z tego. Jednak w dalszym ciągu nie mógł być pewien fizycznego uwolnienia z wnętrza wielkiej ryby. Najistotniejsze dla niego było to, że jego relacja z Bogiem została odnowiona. Jego duchowe wybawienie miało miejsce jeszcze wtedy, gdy był we wnętrzu wielkiej ryby. Uwolnienie duchowe było dla niego ważniejsze od fizycznej potrzeby wybawienia z doświadczeń. Był świadomy, że fizyczne okoliczności były tylko konsekwencją jego stanu duchowego. Okoliczności, czyli uwięzienie we wnętrzu wielkiej ryby nie zmieniły się, aż do chwili, gdy uległ zmianie się jego stan duchowy. Czy my nie czujemy się czasem zagubieni w tej kwestii? Czy zdarza się nam, że na zmianie okoliczności bardziej nam zależy, niż na naszym stanie duchowym? Jest wyraźna Boża odpowiedź w tej kwestii w Ewangelii Mateusza 6,33: „Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane”.

Wreszcie ostatnie słowa drugiego rozdziału Księgi Jonasza w końcówce 10. wersetu: „(…) Wtedy Pan rozkazał rybie, a ta wypluła Jonasza na ląd”. Pan Bóg uwolnił Jonasza i mógł wrócić do pracy dla Niego. Może to, co przechodził Jonasz jest lekcją przeznaczoną dla mnie i dla ciebie? Czy nie powinniśmy przenieść naszej uwagi z tego, co fizyczne na to, co duchowe? Czy wręcz nie powinniśmy wołać do Boga i współdziałać z Nim w zmianie naszego stanu duchowego? Czy nie powinniśmy pokutować z tego powodu? Pan Bóg może nie zmienić naszych trudnych okoliczności, np. fizycznych dolegliwości, dopóki nie poddamy się naprawie naszego stanu duchowego w wyniku szczerej pokuty. Wielka ryba była narzędziem karcenia dla Jonasza. Pan Bóg sam wyznacza kogo lub czego chce użyć do naszego karcenia. Wszystkie duchowe siły muszą być posłuszne Bogu. Na jego rozkaz muszą uwolnić nawróconego do Pana Boga człowieka. Dla nas lekcją z drugiego rozdziału Księgi Jonasza jest to, że Bóg używa karcenia, by doprowadzić nas do pokuty. Jonasz próbował uciec przed Panem i otrzymał od Niego to, czego szukał, czyli czasowe oddzielenie od Boga. Pan Bóg skarcił go, doświadczył i doprowadził do pokuty.

Czy jakiś grzech zaburza naszą osobistą relację z Bogiem? Czy mamy poczucie oddzielenia od Jego obecności w naszym życiu? Czy czujemy, że nasze życie duchowe obniżyło poziom, a być może mamy już poczucie zbliżającego się dna? Wbrew pozorom, to może być bardzo dobry moment, żeby się od niego odbić w górę. Zwróćmy się z tym do Pana Boga, On czeka na nasze szczere zawołanie. Czytamy o tym w 1. Liście Jana 1,8-10: „Jeśli mówimy, że grzechu nie mamy, sami siebie zwodzimy, i prawdy w nas nie ma. Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości. Jeśli mówimy, że nie zgrzeszyliśmy, kłamcę z niego robimy i nie ma w nas Słowa jego”. Przestrogą, ale też motywacją niech będzie dla nas fragment Bożego Słowa z Księgi Przypowieści 28,13-14: „Kto ukrywa występki, nie ma powodzenia, lecz kto je wyznaje i porzuca, dostępuje miłosierdzia. Szczęśliwy jest człowiek, który stale trwa w bojaźni Bożej; lecz kto zatwardza serce, wpada w nieszczęście”. Nasz stan duchowy jest znacznie ważniejszy, niż nasze okoliczności życiowe. Szukajmy najpierw duchowego wybawienia, a wtedy, jeśli Bóg tak zechce, nastąpi również wybawienie fizyczne. Nasz Ojciec kocha nas miłością bezwarunkową i dlatego karci nas wtedy, gdy tego potrzebujemy. Wyraźnie pisze o tym autor Listu do Hebrajczyków w fragmencie 12,11-12: „Żadne karanie nie wydaje się chwilowo przyjemne, lecz bolesne, później jednak wydaje błogi owoc sprawiedliwości tym, którzy przez nie zostali wyćwiczeni. Dlatego opadłe ręce i omdlałe kolana znowu wyprostujcie”. 

Uczmy się na przykładzie Jonasza i nie stawiajmy Bogu warunków oraz nie wyznaczajmy Mu granic naszego posłuszeństwa. Jonasz w końcu znalazł się ponownie na lądzie z nową szansą od Pana Boga. Cierpienie Jonasza było spowodowane jego własnym grzechem. Jednak nie możemy tego uogólniać. Mogą też być inne powody widocznego dla nas cierpienia u innych. Nie możemy patrzyć na wszystkich, którzy cierpią z jakiegoś powodu, jak na wielkich grzeszników. Wszyscy jesteśmy byłymi grzesznikami. Przez doświadczanie, Pan Bóg może przygotowywać nas do innych, być może jeszcze nam nieznanych celów. Jednak zawsze jedynym lekarstwem na spowodowane grzechem cierpienie jest pokuta. Lecz nie zawsze, gdy pokutujemy, Bóg zabiera od nas cierpienie i natychmiast następuje zmiana okoliczności. Przykładem może być apostoł Paweł i jego tajemniczy cierń. Przeanalizujmy szczerze i w modlitwie swoje własne doświadczenia życiowe. Jeśli wyjaśnieniem naszego cierpienia jest grzech, to wyznajmy go, pokutujmy i odwróćmy się od niego, nie czekając na Boże karcenie. Jeżeli mamy świadomość tego, że uciekamy od woli Bożej, to uczmy się szybko na błędach Jonasza. Jeżeli nie mamy pokoju w tej sprawie, to wołajmy do Boga. Może Pan Bóg postawi koło nas jakiegoś "Jonasza", którego świadectwo wyjścia w Bożej mocy ze swoich doświadczeń, będzie dla nas wskazówką i zachętą. Wykonajmy ten krok wiary, a Pan Bóg na pewno da nam najlepsze rozwiązanie naszych problemów. Na koniec słowo zachęty dla każdego z nas z Ewangelii Mateusza 11,28: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie”.

Ciąg dalszy w części 3.

Bogdan Podlecki