piątek, 13 maja 2016

Prawdziwa, a fałszywa pokora cz. 2

Prawdziwa, a fałszywa pokora cz. 2 

Ten artykuł jest o prawdziwej i fałszywej pokorze w kontekście historii o "pokorze Boga" wobec "pysznego człowieka" z 13. rozdziału Ewangelii Jana. Kilka myśli z 1. części tego rozważania. W 21. wersecie czytamy: „Po tych słowach Jezus, wstrząśnięty do głębi, oświadczył, mówiąc: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie wyda”. Zrozumienie tego fragmentu może być takie, że aby umyć komuś nogi, to trzeba się co najmniej nachylić lub nawet przyklęknąć przed tym kimś. Każdy z uczniów zobaczył klęczącego Syna Bożego przed sobą, czyli pysznym człowiekiem. To musiało być wstrząsające przesiewanie pychy z serca każdego z nich. Jednak to Jezus był wstrząśnięty do głębi tym, że pokora Boga nie była w stanie oczyścić z pychy serca człowieka. W 10. wersecie naszego kluczowego fragmentu czytaliśmy: „Rzecze mu Jezus: Kto jest umyty, nie ma potrzeby myć się, chyba tylko nogi, bo czysty jest cały. I wy czyści jesteście, lecz nie wszyscy”? Zdecydowanie chodzi tu o czystość duchową, symbolicznie przedstawioną za pomocą wschodniego zwyczaju umycia nóg gościowi przekraczającemu progi domostwa, czy namiotu. Tym bardziej, że greckie słowo "katharos", które zostało przetłumaczone w tym wersecie jako "czysty" ma oryginalne znaczenie "oczyszczony". Podstawowym znaczeniem tego słowa jest "oczyszczenie umysłu", a w kategoriach moralnych – "oczyszczenie duszy", natomiast w kategoriach religijnych – oczyszczenie, w sensie odrodzenie ducha. Greka nowotestamentowa ma zupełnie inne określenie – "leloumenos" na "tego, który jest umyty", czyli "czysty na ciele". W 10. wersecie naszego kluczowego fragmentu są użyte oba te słowa dla kontrastu. Na tłumaczenie: „Kto jest umyty” użyto słowa "leloumenos", czyli "czysty na ciele". Na tłumaczenie: „czysty jest cały” użyto słowa "katharos", czyli "oczyszczony na duszy". To oznacza, że w duchowym sensie "być umytym", nie zawsze jest równoznaczne z "być czystym".

Umycie nóg nie jest ceremonią, ale symbolem oczyszczenia, w sensie odnowienia ducha człowieczego dla Bożych celów poprzez uniżenie przed drugim człowiekiem. W tamtych czasach zwyczaj umycia komuś nóg był po prostu okazaniem grzeczności i szacunku, czyli można powiedzieć był "duchowy" na tle kulturowym. Słowa Jezusa wzywające do wzajemnego umywania nóg są raczej zdecydowaną zachętą do służenie sobie nawzajem w miłości, choćby w najprostszy przyjęty w danej sytuacji i kulturze sposób. Umycie nóg jest obrazem prawdziwej pokory wyrażonej w zwykły sposób, czyli zgodny z aktualnymi uwarunkowaniami kulturowymi. Żadnemu z uczniów podczas "ostatniej wieczerzy" nie nasunęła się myśl umycia nóg Chrystusowi. Okazuje się, że jako chrześcijanie jesteśmy zdolni do okazania samolubstwa nawet w miłości. Ponieważ sprawia nam trudność rozeznanie swojego własnego serca, to powinniśmy być bardzo powściągliwi w ocenianiu serc i intencji innych osób. Powinniśmy raczej okazywać zbyt wielkie miłosierdzie, czy nawet nadmierną pobłażliwość, niż mielibyśmy drugiego człowieka potępić za to, co on robi lub czego nie robi. Nasze, czy czyjeś "święte oburzenie" nie rozwiąże problemu przyjęcia lub nie przyjęcia objawienia życia w wolności dzieci Bożych. Ta sytuacja w historii o "umyciu nóg" przedstawia nam smutną prawdę, o której mówi Biblia w Księdze Przypowieści Salomona 4,23: „Czujniej niż wszystkiego innego strzeż swego serca, bo z niego tryska źródło życia!”. Jaka może być definicja serca ludzkiego w tym kontekście? To duchowe miejsce, gdzie mieszają się nasze i zewnętrzne myśli z naszymi emocjami. Serce ludzkie jest zwodnicze i potrzebuje nieustannego i uważnego czuwania, bo w przeciwnym wypadku, czyli, np. gdy poddamy się tylko emocjom, to pod płaszczykiem dobrych motywacji mogą być pielęgnowane także i złe uczucia. Zasadą, która wynika z całego nauczania Biblii jest to, że jeżeli złe myśli i emocje są rozpoznane, czy nawet zdemaskowane, to muszą być natychmiast usunięte z naszego umysłu i serca. Moim zdaniem nie ma dobrych, czy złych emocji. Problemem jest wyrażanie lub nie wyrażanie naszych emocji w dobrej, czy w złej sprawie. Prawdziwa i fałszywa pokora jest w nas i powoduje w nas rozdwojenie. Indianie opowiadają bajkę o dwóch wilkach, dobrym i złym żyjących w człowieku. Ten rośnie i dominuje, którego karmimy. Coś w tym jest. Zakończyłem 1. część tego rozważania fragmentem bez komentarza, który właśnie o takim rozdwojeniu mówi z Listu Jakuba 4,8: „Zbliżcie się do Boga, a zbliży się do was. Obmyjcie ręce, grzesznicy, i oczyśćcie serca, ludzie o rozdwojonej duszy”. Jednak w tym fragmencie jest też wskazany jedyny sposób, w jaki można wyjść z takiej sytuacji rozdwojenia – zbliżyć się do Boga.


Idziemy dalej, chociaż może właściwsze będzie określenie: "idziemy głębiej". Z prawdziwą pokorą możemy iść dalej w naszym osobistym chrześcijaństwie. Natomiast fałszywa pokora, czy jak kto woli – pycha, zagnieżdża się w nas głęboko i trzeba też głęboko sięgać, żeby ją stamtąd wygonić. Trudno jest powiedzieć, co wtedy miał na myśli Chrystus, gdy zaczął przygotowania do umycia nóg swoim uczniom. Może pozwolił na to, aby ta sprawa doszła aż do takiej prowokacji, by zobaczyć czy który z Jego uczniów wykorzysta sposobność stania się sługą wszystkich. W tłumaczeniu Biblii Warszawskiej czytamy: „(4) wstał od wieczerzy, złożył szaty, a wziąwszy prześcieradło, przepasał się. (5) Potem nalał wody do misy i począł umywać nogi uczniów i wycierać prześcieradłem, którym był przepasany”. To by sugerowało, że Jezus czekał z umyciem nóg aż do chwili, gdy wieczerza już zaczęła się lub nawet do jej zakończenia. Ciekawe jest jednak to, że w tekście nie znajdujemy informacji o umyciu nóg Jezusowi. W wyniku tej sytuacji, to Chrystus umył nogi tylko swoim uczniom. Jedynie w pełni CZYSTY BÓG może naprawdę oczyścić człowieka. Myślę, że objawienie tego faktu miał Piotr domagając się umycia nie tylko swoich nóg, ale także rąk i głowy. Można sobie wyobrazić przerażenie uczniów, gdy przyglądali się przygotowaniom, a później jak Jezus przechodził od jednego do drugiego i umywał ich nogi. Ówczesny sposób mycia nóg różnił się od dzisiejszego. Nogi były polewane wodą z dzbana i wycierane, ponieważ nie tyle chodziło o umycie, ile o opłukanie z kurzu i o ochłodzenie. Miednicy używano tylko po to, aby do niej spływała z nóg brudna woda. Na marginesie, być może inaczej też wyglądało "siedzenie" przy stole – jeżeli to było na sposób rzymski, czyli w pozycji półleżącej, to nóg do miski w ogóle nie wkładano. To, co zrobił Chrystus mogło być takim niemym zwróceniem uwagi uczniom na zaniechanie, którego dopuścili się w Jego obecności. To zaniechanie, dotyczyło dwóch aspektów. Po pierwsze – nie umycia nóg Chrystusowi, czyli nie powitania i nie wywyższenia Boga wśród ludzi. Po drugie – nie umycia nóg jedni drugim, czyli wywyższania się jednych nad drugimi. Biblia jednoznacznie określa zaniechanie jako grzech w Liście Jakuba 4,17: „Kto więc umie dobrze czynić, a nie czyni, dopuszcza się grzechu”.

Z opisu w naszym kluczowym fragmencie wynika, że Piotr nie był pierwszy w kolejce do mycia. Natomiast wszyscy, którzy go poprzedzali w tej kolejce zachowali milczenie. Gdy Jezus podszedł do Piotra, to jego emocjonalna reakcja jest dwustopniowa. Najpierw mówi: (6) Panie, Ty miałbyś umywać moje nogi?A następnie: „Przenigdy nie będziesz umywał nóg moich!”. To oburzenie Piotra mogło być spowodowane tym, że bardzo poważał Pana, aby Mu pozwolić na tę usługę. Piotr z natury miał więcej śmiałości i odwagi niż inni uczniowie, więc to mogło pobudzić go do zaprotestowania. Chyba jednak nie było to do końca szczere. Sam to wiem czasem po moich reakcjach. Gdy zaniedbuję czegoś zrobić, co powinno być raczej zrobione i ktoś to robi w mojej obecności, to też czasem reaguję buntem. Odpowiedź Jezusa też była dwustopniowa. Najpierw powiedział: „(7) Co Ja czynię, ty nie wiesz teraz, ale się potem dowiesz”. A potem: „Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał działu ze mną”. Łącząc te dwie emocjonalne wypowiedzi Piotra z dwiema odpowiedziami Jezusa możemy wnioskować, że Piotr nie rozumiał, jak mycie nóg miało mu zapewnić "dział z Panem". Na marginesie "dział" jest odpowiednikiem współczesnego zwrotu "mieć udział w czymś". A może bardziej poprawnie należałoby powiedzieć: "mieć udział w KIMŚ", jeżeli ten KTOŚ jest BOGIEM. Zaskakujące jest to, że Piotr odpowiedział od razu: „(9) Panie, nie tylko nogi moje, lecz i ręce, i głowę”. Parafrazując jego słowa, on powiedział: "Oczyść mnie całego, nie tylko nogi, bo chcę mieć jeszcze większy udział w TOBIE, niż tylko rytualny!". Ciekawa jest odpowiedź Jezusa: „(10) Kto jest umyty, nie ma potrzeby myć się, chyba tylko nogi, bo czysty jest cały. I wy czyści jesteście, lecz nie wszyscy”. W kontekście poprzedniej odpowiedzi: „(7) Co Ja czynię, ty nie wiesz teraz, ale się potem dowiesz”, ta odpowiedź nabiera innego znaczenia. Każdy musi być oczyszczony, zanim może mieć dział z Chrystusem. W przypadku uczniów dotyczyło to uczestnictwa w Jego cierpieniach, a w przyszłości w Jego Chwale. Pamiętajmy, że dziesięciu z nich zginęło śmiercią męczeńską. Wyjątkami byli Jan, który prawdopodobnie zmarł w Efezie śmiercią naturalną i Judasz – w wyniku śmierci samobójczej.
 
Wszyscy musimy być oczyszczeni zanim możemy być członkami Ciała Chrystusa, czyli Jego Kościoła. Prawdziwy Kościół Pana Jezusa Chrystusa tworzą ludzie w pełni nawróceni i oczyszczeni do wypełniania Bożej woli. Można powiedzieć, że Pan Jezus Chrystus udzielał bardzo poważnej lekcji duchowej polegającej na tym, że z natury nikt nie nadaje się do Królestwa Bożego bez oczyszczenia w uniżeniu przed Bogiem. I tego problemu nie rozwiązuje ceremonia umycia nóg. Przez praktyczną lekcję uniżenia się Boga przed pysznym człowiekiem, Chrystus pokazał uczniom jakie powinni mieć usposobienie jedni przed drugimi. Ta lekcja polegała na tym, że bez względu na to, czy umycie było konieczne, czy też nie, to wszyscy uczniowie Chrystusa powinni być zawsze gotowi uczynić wszystko, co należy do obowiązków sługi Bożego w praktyczny sposób względem każdego bliźniego. Nie może tu być mowy o ustanowieniu ceremonii "umywania nóg", ponieważ ta czynność już wcześniej była praktykowana jako użyteczna i zwyczajowa. Musimy pamiętać, gdzie to wydarzenie miało to miejsce. Czyli jakie były uwarunkowania klimatyczne i kulturowe. Izrael, to jest rejon, gdzie bezpośrednio oddziałuje kultura bliskowschodnia. Tam zima trwa ok. 3 miesiące i nawet wtedy temperatura rzadko kiedy spada poniżej zera. W większości kraju klimat jest suchy, a nawet w niektórych rejonach pustynny. Wtedy noszono sandały, więc nogi łatwo ulegały zbrudzeniu nawet przy niedalekiej podróży. Więc wymagały częstszego umycia i ochłody. Np. w gospodach zatrudniano specjalnych służących, których obowiązkiem było usługiwać gościom, a także myć im nogi, nie tylko dla zwyczaju, ale dla wygody i ochłody strudzonych podróżnych. To była usługa, którą często wykonywali niewolnicy w domach bogatszych ludzi. Dlatego Jezus posłużył się taką usługą dla przykładu, aby pokazać uczniom, że wszyscy, którzy mają być członkami JEGO CIAŁA, czyli Kościoła Pana Jezusa Chrystusa powinni się uniżyć jedni przed drugimi.
 
Pan Jezus raczej nie uczynił tego w celu ustanowienia obowiązującej wszystkich wierzących ceremonii. Była to rzecz w owym czasie zwykła i potrzebna. Świadczy też o tym przypadek nierządnicy, która umyła Mu stopy swoimi łzami. Słowa Jezusa pochwalające jej czyn, czyli umycie mu stóp były jednocześnie wyrzutem wobec faryzeusza Szymona – gospodarza przyjęcia, na które wdarła się nieproszona nierządnica. W Ewangelii Łukasza czytamy: „I zwróciwszy się do kobiety, powiedział Szymonowi: Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twojego domu, a nie dałeś wody dla nóg moich; ona zaś łzami skropiła nogi moje i włosami swoimi wytarła”. Dla uczestników tego przyjęcia, to też była prawdziwa lekcja pokory. Ta nierządnica poświęciła Chrystusowi dwie cenne rzeczy: olejek i swoje łzy. Wygląda na to, że Jezus docenił bardziej jej łzy jako lekcję pokory dla innych. Jezus wykorzystał sytuację "umycia nóg uczniom" do przekazania lekcji prawdziwej pokory. Obecnie tego rodzaju usługa nie jest potrzebna, ponieważ nosimy obuwie osłaniające całą nogę. Postępowanie Jezusa jest lekcją prawdziwej pokory dla każdego. Lekcją dla nas jest to, że powinniśmy być chętni służyć każdemu, gdziekolwiek mamy ku temu okazję, a nie stawiać siebie w roli przeznaczonych do posług "godniejszych" nas.
 
Ciekawe, że nie ma żadnej wzmianki w Biblii o tym, że mycie nóg było kiedykolwiek praktykowane jako ceremonia. Jest jednak wzmianka o tym, że było to zwyczajem w Palestynie. W 1. Liście do Tymoteusza 5,10 mamy wymienione pożądane cechy wdowy: „mająca dobre imię z powodu szlachetnych uczynków: że dzieci wychowała, że gościny udzielała, że świętym nogi umywała, że prześladowanych wspomagała, że wszelkie dobre uczynki gorliwie pełniła”. Jak widać posługa "umywania nóg świętym" była traktowana jako jeden z wielu dobrych uczynków. Co raczej miało oznaczać, że jeśli wdowa pokazała usposobienie służenia świętym, nawet w tej najniższej usłudze umywania nóg, to taką kobietę apostoł Paweł zalecał mieć w szczególniejszej opiece, bo okazała dobrego i prawdziwego ducha pokory. W niektórych kościołach chrześcijanie przyjęli umywanie nóg jako religijną ceremonię. Nauczyciele, np. z kościoła Adwentystów Dnia Siódmego, czy innych denominacji powołują się na tradycję tzw. "obrzędu pokory", który rzeczywiście towarzyszył chrztom wodnym od pierwszych wieków chrześcijaństwa. No cóż, nie nam to osądzać. Wykład apostoła Pawła, także w odniesieniu do tego tematu znajdujemy w 14. rozdziale Listu do Rzymian. Bez zbędnego komentarza przytoczę tylko trzy fragmenty z nauczania o "różnorodnych sposobach okazywaniu pobożności". W 10. wersecie czytamy: „Ty zaś czemu osądzasz swego brata? Albo i ty, czemu pogardzasz swoim bratem? Wszak wszyscy staniemy przed sądem Bożym”. Rozwinięcie tej myśli mamy w 12. i 13. wersecie: „Tak więc każdy z nas za samego siebie zda sprawę Bogu. Przeto nie osądzajmy już jedni drugich, ale raczej baczcie, aby nie dawać bratu powodu do upadku lub zgorszenia”. Wreszcie podsumowanie tego wątku mamy w 22. wersecie: „Przekonanie, jakie masz, zachowaj dla siebie przed Bogiem. Szczęśliwy ten, kto nie osądza samego siebie za to, co uważa za dobre”. Biblia opisuje tylko to jedno "umywanie nóg" w 13. rozdziale Ewangelii Jana. Więc jest bardzo wątpliwe, aby było ono praktykowane publicznie w pierwotnym kościele chrześcijańskim pod przywództwem apostołów, oprócz tego opisanego przypadku z udziałem Jezusa. Jednak udział w nim Pana Jezusa Chrystusa wskazuje na wagę duchowej lekcji, którą wszyscy powinniśmy wziąć z tego wydarzenia.
 
Boże przykazanie "nie zabijaj" nabrało głębszego znaczenia, niż tylko to, aby nie odbierać drugiemu człowiekowi życia po wykładzie Chrystusa, np. w Ewangelii Mateusza 5,21-22: „Słyszeliście, iż powiedziano przodkom: Nie będziesz zabijał, a kto by zabił, pójdzie pod sąd. A Ja wam powiadam, że każdy, kto się gniewa na brata swego, pójdzie pod sąd, a kto by rzekł bratu swemu: Racha, stanie przed Radą Najwyższą, a kto by rzekł: Głupcze, pójdzie w ogień piekielny”. Podobnie i umycie nóg uczniom miało głębsze znaczenie i można nawet powiedzieć, że ma formę "przykazania Pańskiego". To przykazanie uczy tego, że członkowie Ciała Chrystusa powinni wzajemnie dbać o dobro jedni drugich w czystości i świętości. Powinni sobie wzajemnie pomagać w pokonywaniu przeszkód, pokus, jakie przychodzą ze strony świata, ciała i diabła. Więc jeśli inne przykazania zachowujemy niekoniecznie literalnie, czy też ceremonialnie, to także to "przykazanie pokory" powinniśmy zachowywać na co dzień. Przykazania "czcij ojca swego i matkę swoją" raczej nie przestrzegamy literalnie oddając im hołd, ale przez okazywanie miłości i szacunku na co dzień lub co najmniej "od święta". Na marginesie, jeżeli mamy problem z tym pierwszym przykazaniem z obietnicą, to pamiętajmy, że działa ono w relacji zwrotnej rodzice – dzieci. Czytamy o tym w Liście do Efezjan 6,1-4: „Dzieci, bądźcie posłuszne rodzicom swoim w Panu, bo to rzecz słuszna. Czcij ojca swego i matkę, to jest pierwsze przykazanie z obietnicą: Aby ci się dobrze działo i abyś długo żył na ziemi. A wy, ojcowie, nie pobudzajcie do gniewu dzieci swoich, lecz napominajcie i wychowujcie je w karności, dla Pana”. Tak samo powinno być z przestrzeganiem "przykazania pokory". Tylko w miarę na ile sami okazujemy owoce Ducha: pokorę, dobroć, cierpliwość, braterską uprzejmość, miłość, itp., na tyle możemy być pomocą innym ludziom w "wyzbywaniu się zmaz ciała i świata". To każdy z nas indywidualnie potrzebuje nabyć kwalifikacji, zanim możemy być pomocnymi innym w tym względzie. Więc najlepszą drogą do tego nie jest ceremonia, ale codzienność służenia jedni drugim w praktyczny sposób. Starszej osobie bardziej przydatna jest pomoc w codziennych trudnościach, niż zaproszenie jej na ceremonię "umycia nóg".
 
Przykładem prawdziwej pokory, także w nauczaniu świadectwem swojego przemienionego życia może być każdy, nie tylko nauczyciel. Możemy zawsze pomagać innym w oczyszczaniu ich życia, tak aby ich myśli, słowa i czyny były zgodne z wolą Bożą. Jednak skuteczność duchowego oddziaływania na ich życie będzie wtedy, gdy sami postępujemy według tych standardów. Prawdziwe znaczenie tego, co czytaliśmy w 1. Liście do Tymoteusza 5,10, czyli "umywania nóg świętym" jest tylko wtedy, gdy pielęgnujemy czystość myśli, słów i czynów we własnym postępowaniu i gdy przyswajamy sobie różne owoce Ducha w prawdziwej pokorze. Jeżeli prawdziwa pokora sprzyja uwalnianiu w nas darów i owoców Ducha Świętego, to musimy mieć też świadomość, że istnieje fałszywa pokora. Takowa przejawia się, np. "pokornym zachowaniem" na pokaz. Jednak konfrontacja z Bożym Duchem demaskuje takie zachowania. Dlaczego? Ponieważ Chrystus jest PRAWDĄ. Więc każdy fałsz i obłuda są prędzej, czy później demaskowane. Okazanie prawdziwej pokory powoduje to, że ludzie, którzy by nie przyjęli nawet słusznej krytyki ich postępowania lub życzliwej zachęty do dobrych zmian w swoim życiu, mogą okazać się bardzo uległymi wpływom takiej osoby, gdy zbliży się ona do nich ze szczerym objawem miłości i pokory. Jednak w przypadku fałszywej pokory nie nastąpią trwałe zmiany u ludzi, którym chcemy usłużyć nawet poprzez "umycie nóg". Znakiem rozpoznawczym prawdziwej lub fałszywej pokory jest czytelne dla ludzi, którym usługujemy prawdziwe świadectwo naszego życia. Każdy fałsz będzie zdemaskowany w konfrontacji z Bożym Duchem. Tylko ci, którzy chcą i umieją sympatyzować z innymi ludźmi, także wierzącymi mają najlepsze powodzenie, także w pomaganiu członkom Kościoła Pana Jezusa Chrystusa.
 
Tylko prawdziwa pokora i współczucie uwalniają Bożą moc do pomocy w uwolnieniu się z różnych sideł i trudności, jakie przychodzą na lud Boży w obecnym czasie. To właśnie jest prawdziwa i ponadczasowa, a więc i współczesna odpowiedź na wezwanie Pana Jezusa Chrystusa, które mamy w kluczowym dla tego rozważania fragmencie w Ewangelii Jana 13,14-17: „Jeśli tedy Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem nogi wasze, i wy winniście sobie nawzajem umywać nogi. Albowiem dałem wam przykład, byście i wy czynili, jak Ja wam uczyniłem. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Sługa nie jest większy nad pana swego ani poseł nie jest większy od tego, który go posłał. Jeśli to wiecie, błogosławieni jesteście, gdy zgodnie z tym postępować będziecie”. Tak, jak czytamy w ostatnim zdaniu powyższego fragmentu, raczej chodzi tu o "zgodność myśli, słów i uczynków", czyli prawdziwe, a mniej ceremonialne świadectwo naszego przemienionego życia. Popularne powiedzenie, że "przykład idzie z góry" jest bardzo adekwatne do sytuacji przedstawionej w 13. rozdziale Ewangelii Jana. Jednak ten przykład nie jest raczej zachętą do ceremonii, ale do stosowania prawdziwej pokory w osobistym i społecznym chrześcijaństwie. Mamy wiele sposobności do pocieszania, zachęcania i wspierania jedni drugich nawet w wydawałoby się mało istotnych sprawach życia codziennego, czy to pod względem często "niemiłych" obowiązków, czy doświadczeń i prób życiowych. Biblijne zaniechanie w zakresie "służenia jedni drugim" będzie ocenione na sprawiedliwym Bożym sądzie. Wyraźnie czytamy o tym w Biblii i są to słowa skierowane także do wierzących. Pisze o tym apostoł Paweł w 2. Liście do Koryntian 5,10: „Albowiem my wszyscy musimy stanąć przed sądem Chrystusowym, aby każdy odebrał zapłatę za uczynki swoje, dokonane w ciele, dobre czy złe”. Z miłością służymy jedni drugim, ale nie dla tylko dla formy. Każda usługa, jaką czynimy lub staramy się uczynić z miłości i z pragnienia dobra dla drugiego człowieka na pewno otrzyma uznanie Głowy Kościoła, czyli Pana Jezusa Chrystusa. Starajmy się nie przeoczyć żadnej sposobności uczynienia dobra. Nie przybierajmy tylko pozoru pokory.
 
Prawdziwa, ale i niestety fałszywa pokora są w nas. Ta prawdziwa, to obecność Boża w nas, czyli "Chrystus w nas". Jednak diabeł zawsze zadba o to, by była okazja do uzewnętrznienia się podróbki pokory, czyli po prostu mniej, czy bardziej zakamuflowanych przejawów pychy. Tylko prawdziwa pokora uzdolni nas do współczucia i służby wszystkim, z którymi stykamy się na co dzień. Wtedy też milszym będzie dla nas przywilej służenia tym, którzy są w Chrystusie lub tym, którzy dzięki tej służbie mogą być w Chrystusie. Po napisaniu i publikacji takiego rozważania nie będę zdziwiony, gdy Pan Bóg będzie chciał przetestować moją szczerość w "skromności" i pokorze w sytuacji, gdy będę musiał uniżyć się i nawet "umyć komuś nogi", może nie koniecznie w literalny sposób. Ponieważ z moich osobistych doświadczeń wynika, że tak działa nasz Bóg. Każdy nauczyciel chce, żeby to, czego naucza było zastosowane w życiu słuchacza. Nawet wtedy, gdy się do tego pragnienia nie przyznaje. Jeżeli nauczyciel zaprzecza pragnieniu wpływu nauczania na czyjeś życie, to jest to raczej przejawem fałszywej pokory. Ja pragnę być prawdziwym nauczycielem Bożego Słowa. Jest jednak pewien problem. Jeśli przyjmiesz to nauczanie i będziesz chciał(a) zastosować je w swoim życiu, to licz się także z tym, że twoja pokora będzie wypróbowana i to zapewne w najbliższym czasie. To także jest cena naszego osobistego i społecznego życia chrześcijańskiego.

Bogdan Podlecki

niedziela, 8 maja 2016

Przwdziwa, a fałszywa pokora cz. 1

Prawdziwa, a fałszywa pokora cz. 1

W 13. rozdziale Ewangelii Jana czytamy o tym, że Pan Jezus Chrystus wytłumaczył uczniom prawdziwy sens umycia im nóg. Bezpośrednią inspiracją dla mnie do napisania tego rozważania były dwie myśli pochodzące z cyklu nauczania Bogdana Olechnowicza o "pokorze Boga", które wysłuchałem na stronie "Górnej Izby" jakiś czas temu. Po pierwsze, aby umyć komuś nogi, to trzeba się co najmniej nachylić lub nawet przyklęknąć przed tym kimś. I po drugie, jeżeli tę czynność wykonał Pan Jezus Chrystus, to każdy z uczniów zobaczył klęczącego Syna Bożego przed sobą, czyli pysznym człowiekiem. Przeczytajmy uważnie ten fragment z Ewangelii Jana 13,1-17: „(1) Przed świętem Paschy, Jezus, wiedząc, iż nadeszła godzina jego odejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich, którzy byli na świecie, umiłował ich aż do końca. (2) A podczas wieczerzy, gdy diabeł wzbudził w sercu Judasza, syna Szymona Iskarioty, zamysł wydania go, (3) wiedząc, iż Ojciec wszystko dał mu w ręce i że od Boga wyszedł i do Boga odchodzi, (4) wstał od wieczerzy, złożył szaty, a wziąwszy prześcieradło, przepasał się. (5) Potem nalał wody do misy i począł umywać nogi uczniów i wycierać prześcieradłem, którym był przepasany. (6) Podszedł też do Szymona Piotra, który mu rzekł: Panie, Ty miałbyś umywać moje nogi? (7) Odpowiedział Jezus i rzekł mu: Co Ja czynię, ty nie wiesz teraz, ale się potem dowiesz. (8) Rzecze mu Piotr: Przenigdy nie będziesz umywał nóg moich! Odpowiedział mu Jezus: Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał działu ze mną. (9) Rzecze mu Szymon Piotr: Panie, nie tylko nogi moje, lecz i ręce, i głowę. (10) Rzecze mu Jezus: Kto jest umyty, nie ma potrzeby myć się, chyba tylko nogi, bo czysty jest cały. I wy czyści jesteście, lecz nie wszyscy. (11) Wiedział bowiem, kto go ma wydać; dlatego rzekł: Nie wszyscy jesteście czyści. (12) Gdy więc umył nogi ich i przywdział szaty swoje, i znów usiadł, rzekł do nich: Czy wiecie, co wam uczyniłem? (13) Wy nazywacie mnie Nauczycielem i Panem, i słusznie mówicie, bo jestem nim. (14) Jeśli tedy Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem nogi wasze, i wy winniście sobie nawzajem umywać nogi. (15) Albowiem dałem wam przykład, byście i wy czynili, jak Ja wam uczyniłem. (16) Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Sługa nie jest większy nad pana swego ani poseł nie jest większy od tego, który go posłał. (17) Jeśli to wiecie, błogosławieni jesteście, gdy zgodnie z tym postępować będziecie”.
 

Zwróćmy uwagę, że w 4. wersecie tego fragmentu czytamy, iż Jezus wstał od wieczerzy, żeby umyć nogi uczniom. Czyli to wydarzenie nie miało miejsca przed, ani po wieczerzy, ale w jej trakcie. W jednym z komentarzy do tego fragmentu znalazłem wzmiankę, że Jezus nie doczekawszy się umycia nóg, wstał i uczynił to sam. Ciekawe jest jednak to, że w tekście nie znajdujemy informacji o umyciu nóg Jezusowi. W wyniku tej sytuacji, to Chrystus umył nogi tylko swoim uczniom. Jedynie w pełni CZYSTY BÓG może naprawdę oczyścić człowieka. Myślę, że objawienie tego faktu miał Piotr domagając się umycia nie tylko swoich nóg, ale także rąk i głowy. Jedenastu z uczniów Jezusa prawdopodobnie najpierw zaakceptowało, a potem po Zmartwychwstaniu Chrystusa przyjęło to Boże objawienie. W tym szczególnie Piotr, który zrozumiał to, że jego początkowy opór nie wynikał z pokory, ale tak naprawdę z jego pychy. Jednak to niekoniecznie oznacza, że uczniowie zrozumieli wszystko w momencie tej zaskakującej usługi Jezusa.

Inaczej było w przypadku Judasza. W dalszej części tej historii znajdujemy dosyć tajemniczy 21. werset: „Po tych słowach Jezus, wstrząśnięty do głębi, oświadczył, mówiąc: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie wyda”. Jezus wcześniej wypowiedział wiele słów. Czy któreś z nich były aż tak wstrząsające dla Jezusa? Czy Jezus był wstrząśnięty faktem, że Judasz Go wyda? Przecież doskonale o tym wiedział i mówi o tym w 11. wersecie. Jak zaznaczyłem w wstępie do tego rozważania, zrozumienie tego fragmentu może być takie, że aby umyć komuś nogi, to trzeba się co najmniej nachylić lub nawet przyklęknąć przed tym kimś. Każdy z uczniów zobaczył klęczącego Syna Bożego przed pysznym człowiekiem. To musiało być wstrząsające przesiewanie pychy z serca każdego z nich. Jednak czytamy w tym fragmencie, że to Jezus był wstrząśnięty do głębi, a nie Jego uczniowie! Czym? Tym, że pokora Boga nie była w stanie oczyścić z pychy serca Judasza. Wcześniej, w 2. wersecie czytamy, że Judasz był poddany pokusie diabelskiej: „A podczas wieczerzy, gdy diabeł wzbudził w sercu Judasza, syna Szymona Iskarioty, zamysł wydania go”. Dopiero po jego osobistej decyzji wejścia w stan zatwardziałości serca, czytamy dalej w 27. wersecie: „A zaraz potem wszedł w niego szatan. Rzekł więc do niego Jezus: Czyń zaraz, co masz czynić”. To jest typowy schemat. Najpierw przyjmujemy pokusę. Potem następuje praca tej pokusy w naszym umyśle. Jeśli na tym etapie nie nastąpi zdemaskowanie i odrzucenie tych myśli, to zmierzamy w kierunku ulegania pokusie. To jest zawsze nasza decyzja. Jej wynikiem jest albo życie w wolności, albo zniewolenie. Apostoł Paweł dobitnie przedstawił ten problem w kontekście nieprzebaczenia w 2. Liście do Koryntian 2,11: „aby nas szatan nie podszedł; jego zamysły bowiem są nam dobrze znane”.

Judasz wraz z pozostałymi uczniami był poddany przesiewaniu. Zapowiedział to Pan Jezus Chrystus w Ewangelii Łukasza 22,31: „Szymonie, Szymonie, oto szatan wyprosił sobie, aby was przesiać jak pszenicę”. Jedenastu z nich wycofało się na jakiś czas w obliczu wielkiego zagrożenia i prześladowań. Natomiast próba Judasza była związana z pokusą zysku i ewentualnym uzyskaniem prestiżu u władz religijnych. Co prawda potem zwrócił pieniądze, lecz jego serce było już zbyt zatwardzone, aby przyjść do Boga po wybaczenie tak, jak zrobił to Piotr. Jezus miał wgląd w stan serca Judasza. To była jego dobrowolna decyzja. Judasz zatwardził serce i dlatego diabeł miał do niego dostęp. Jezus jest wstrząśnięty do głębi dobrowolnymi decyzjami ludzi. Słowo Boże mówi do każdego z nas w Liście do Hebrajczyków 4,7: „Dziś, jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych”. Judasz fizycznie słyszał Chrystusa, jednak ten głos nie trafiał już do jego serca. Jezus może być sprzedany z naszego życia, np. za doraźne korzyści finansowe. Jednak takie duchowe transakcje handlowe podlegają Bożemu przesiewaniu. To wcale, przynajmniej na początku nie musi boleć. To może nawet wyglądać bardzo obiecująco. Jednak po dłuższym lub krótszym czasie, ból rozłączenia z Panem Jezusem Chrystusem oraz niczym nie dająca się wypełnić pustka w naszym życiu w końcu nas dopadnie.


Postawa Judasza jest tragicznym przykładem fałszywej pokory, w odróżnieniu od postawy Piotra. On pomimo tego, że czasami nawet jak był "tak skromny, że aż chwilami z tego dumny", to zawsze jeśli okazywał pokorę, to była ona szczera. Co Chrystus miał na myśli, mówiąc w 10. wersecie naszego kluczowego fragmentu: „Rzecze mu Jezus: Kto jest umyty, nie ma potrzeby myć się, chyba tylko nogi, bo czysty jest cały. I wy czyści jesteście, lecz nie wszyscy”? Myślę, że zdecydowanie chodzi tu o czystość duchową, symbolicznie przedstawioną za pomocą wschodniego zwyczaju umycia nóg gościowi przekraczającemu progi domostwa, czy namiotu. Tym bardziej, że greckie słowo "katharos", które zostało przetłumaczone w tym wersecie jako "czysty" ma oryginalne znaczenie "oczyszczony". Formą podstawową tego słowa jest "katharsis", czyli "oczyszczenie". Co mówi o tym terminie Słownik Terminów Literackich? Czytamy w nim następujące słowa: "Jedna z podstawowych kategorii tragedii antycznej. Sprecyzował je i utrwalił Arystoteles w swej Poetyce w rozdz. VI o tragedii. Uznał on, że celem sztuki jest wzbudzenie u widza uczuć "litości i trwogi", aby przez to oczyścić jego umysł z tych doznań, co rozumiano jako rozładowanie uczuć. Widz, odczuwając litość i trwogę, dochodzi do zrozumienia ich istoty, a przez to uwalnia się od nich. Kategoria katharsis była także rozpatrywana w ujęciach religijnych i moralnych". Podstawowym znaczeniem tego słowa było oczyszczenie umysłu, a w kategoriach moralnych – oczyszczenie duszy, natomiast w kategoriach religijnych – oczyszczenie, w sensie odrodzenie ducha. Greka nowotestamentowa ma zupełnie inne określenie – "leloumenos" na "tego, który jest umyty", czyli "czysty na ciele". W 10. wersecie naszego kluczowego fragmentu są użyte oba te słowa dla kontrastu. To oznacza, że "być umytym", nie zawsze jest równoznaczne z "być czystym". W znanym fragmencie z 1. Listu Jana 1,7 czytamy: „Jeśli zaś chodzimy w światłości, jak On sam jest w światłości, społeczność mamy z sobą, i krew Jezusa Chrystusa, Syna jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu”. Jak myślicie jakie jest greckie słowo na przetłumaczenie "oczyszcza", które jest użyte w sensie "krew Chrystusa obmywa"? Oczywiście, że "katharizei", które jest tylko inną formą "katharsis".

 
W Biblii czytamy o tym, że Jezus oprócz tego, iż umył nogi uczniom, to także chrzcił. Informację o tym mamy w Ewangelii Jana 3,22: Potem Jezus poszedł wraz ze swymi uczniami do ziemi judzkiej i tam przebywał z nimi, i chrzcił. Więc przez analogię, jeżeli Jezus miałby ustanowić ceremonię "umywania nóg", to także była ustanowiona ceremonia chrztu. Jeżeli umycie nóg w trakcie takiej ceremonii oczyszcza duszę, to także każde ceremonialne zanurzenie w wodzie powinno być uznawane jako chrzest wodny. To jest oczywiście przejaskrawione porównanie, ale zmusza do myślenia. Chrzest nie jest ceremonią religijną. Jest dobrowolną i publiczną manifestacją śmierci "starego" i zmartwychwstania do "nowego" życia. "Umycie nóg" też nie jest ceremonią, ale symbolem oczyszczenia, w sensie odnowienia ducha człowieczego dla Bożych celów poprzez uniżenie przed drugim człowiekiem. Nie mam w zwyczaju komentowania praktyk religijnych w kościołach. Jednak jakoś pasuje mi ta ceremonia w wykonaniu papieża rzymskokatolickiego, jeżeli robi to w imieniu tego kościoła, ponieważ daje przykład takiej postawy wszystkim członkom kościoła, któremu przewodzi. Zdecydowanie mniej pasuje mi to jako usługa indywidualna "jedni drugim".

Zastanówmy się więc, co mogą oznaczać słowa Chrystusa w końcówce naszego kluczowego fragmentu z Ewangelii Jana 13,13-17: Wy nazywacie mnie Nauczycielem i Panem, i słusznie mówicie, bo jestem nim. Jeśli tedy Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem nogi wasze, i wy winniście sobie nawzajem umywać nogi. Albowiem dałem wam przykład, byście i wy czynili, jak Ja wam uczyniłem. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Sługa nie jest większy nad pana swego ani poseł nie jest większy od tego, który go posłał. Jeśli to wiecie, błogosławieni jesteście, gdy zgodnie z tym postępować będziecie”? Te słowa mogą oznaczać to, że uczniowie Chrystusa powinni wzajemnie troszczyć się o swoje dobro, by zachowywać siebie nawzajem w czystości, świętości i szczerości oraz pomagać sobie wzajemnie w przezwyciężaniu doświadczeń, pokus i zasadzek pochodzących z trzech źródeł pokuszenia: "świata", "ciała" i "diabła". Kolejność tych trzech źródeł nie jest przypadkowa. Nie gloryfikujmy diabła nadając mu pierwszeństwo w tym względzie. Wystrzegajmy się pokus "ciała" i "świata". Diabeł nie traci czasu na osobiste zajmowanie się przypadkami ulegania pokusom "ciała", czyli "własnych pożądliwości".
 
Pan Jezus Chrystus raczej nie myślał o "literalnych nogach", zachęcając uczniów do wzajemnego mycia nóg. Bóg żyje w WIECZNYM TERAZ i ustala ponadczasowe duchowe zasady. W tamtych czasach zwyczaj umycia komuś nóg był po prostu okazaniem grzeczności i szacunku, czyli można powiedzieć był "duchowy" na tle kulturowym. To tak samo, jakby dzisiaj, np. nie przywitać gościa przed nabożeństwem w kościele przez podanie mu ręki, jeśli jest to w danym kościele przyjęte jako "duchowe". Dzisiaj umywanie nóg, np. w polskiej kulturze jest raczej przeciwieństwem duchowości na tle kulturowym. Jednak było to normalne w tamtych czasach. "Wschodnia kultura" zwyczaju mycia nóg gościowi w bogatszych domach była realizowana poprzez niewolników lub służących. To nie gospodarz, ale jego służba wykonywała te czynności. Przez umycie nóg swoim uczniom Jezus sprawił, że oni poczuli się niewygodnie. To była taka terapia szokowa. Zwyczajowo zawsze "mniejszy" usługiwał "większemu". Być może usługując im w ten sposób, Jezus napomniał ich "wygodę" i przyzwyczajenie się do obecności Boga. Parafrazując, to mogło mieć taki wydźwięk: "Słuchajcie chłopaki. Wiem, że traktowałem was jak przyjaciół i partnerów w służbie. Jednak to JA JESTEM BOGIEM i gościem na tym świecie. Zresztą już niedługo nie będzie mnie wśród was". Słowa Jezusa wzywające do wzajemnego umywania nóg są raczej zdecydowaną zachętą do służenie sobie nawzajem w miłości, choćby w najprostszy przyjęty w danej sytuacji i kulturze sposób. Umycie nóg jest obrazem prawdziwej pokory wyrażonej w zwykły sposób, czyli zgodny z aktualnymi uwarunkowaniami kulturowymi.
 
Przypomnijmy sobie okoliczności, przy których Chrystus umył nogi swoim uczniom. Pan Jezus i Jego dwunastu uczniów zgromadzili się w "Górnej Izbie", czy jak kto woli w "Wieczerniku" w celu spożycia baranka paschalnego. W czasie tego wydarzenia Pan Jezus Chrystus ustanowił pamiątkę Wieczerzy Pańskiej. Uczniowie byli pełni entuzjazmu i zapału spotęgowanego jeszcze triumfalnym wjazdem Jezusa do Jerozolimy kilka dni wcześniej. Oni nie byli w stanie w tym momencie zrozumieć smutku, jaki przygniatał Chrystusa. Uczniowie byli bojowo nastawieni. Po wieczerzy paschalnej ich nastawienie opisuje znamienny werset w Ewangelii Mateusza 26,35: Rzecze mu Piotr: Choćbym miał z tobą umrzeć, nie zaprę się ciebie. Podobnie mówili i wszyscy uczniowie. Parafrazując jego słowa można powiedzieć, że Piotr mówił: "Co Ty mówisz Panie? Rób swoje. Wszystko idzie dobrze! Jakby jednak coś poszło nie po naszej myśli, to też nie martw się. Ja będę w pobliżu".
 
Zupełnie inna była postawa Chrystusa, który miał świadomość duchowego zmagania. Czytamy o tym w dalszej części tego fragmentu w Ewangelii Mateusza 26,36-39: Wtedy idzie Jezus z nimi do ogrodu, zwanego Getsemane, i mówi do uczniów: Siądźcie tu, a Ja tymczasem odejdę tam i będę się modlił. I wziął z sobą Piotra oraz dwóch synów Zebedeuszowych, i począł się smucić i trwożyć. Wtedy mówi do nich: Smętna jest dusza moja aż do śmierci; pozostańcie tu i czuwajcie ze mną. Potem postąpił nieco dalej, upadł na oblicze swoje, modlił się i mówił: Ojcze mój, jeśli można, niech mnie ten kielich minie; wszakże nie jako Ja chcę, ale jako Ty. Trzej uczniowie byli z Jezusem w czasie zmagania duchowego i pospali się. Okazuje się, że można być na placu duchowej bitwy i jednocześnie nie brać w niej udziału lub nawet nie mieć świadomości toczącej się wokół duchowego zmagania. Można być członkiem jakiegoś lokalnego kościoła i jednocześnie nie być częścią duchowego zmagania, jaki ten kościół toczy na swoim duchowym terytorium oddziaływania. Takie rozdwojenie, nawet wśród duchowych postaw wierzących wyraźnie sygnalizował Chrystus zapowiadając swoją śmierć na Krzyżu w Ewangelii Łukasza 12,49-51: Ogień przyszedłem rzucić na ziemię i jakżebym pragnął, aby już płonął. Chrztem mam być ochrzczony i jakże jestem udręczony, aż się to dopełni. Czy myślicie, że przyszedłem, by dać ziemi pokój? Bynajmniej, powiadam wam, raczej rozdwojenie. W kontekście tej zapowiedzi Jezusa nieco inaczej brzmią Jego słowa: Smętna jest dusza Moja aż do śmierci”. Chrystus wyraził pragnienie, aby chrzest ogniem, którym miał być ochrzczony wykonał się, mając jednocześnie świadomość kosztu takiej ofiary. Natomiast Jego uczniowie prawdopodobnie przypuszczali, że Jezus ma "zły dzień" i bardzo pesymistyczny pogląd na sprawy ich przyszłego zwycięstwa.
 
Podczas kilku dni, które poprzedzały usłużenie Chrystusa "umyciem nóg swoim uczniom" byli oni świadkami wielu wydarzeń, zapewne ich zdaniem bardzo korzystnych dla sprawy Jezusa, jako Króla Izraela i Bożego Mesjasza. Widzieli ucztę wydaną na cześć Jezusa w domu Łazarza jego sióstr Marty i Marii. Byli świadkami namaszczenia Chrystusa przez Marię bardzo kosztowną maścią. Uczestniczyli w Jego triumfalnym wjeździe do Jerozolimy. Widzieli jak lud słał szaty i gałązki palmy przed Nim, gdy jechał na oślęciu. Słyszeli okrzyki, które znajdujemy w Ewangelii Mateusza 21,9: Hosanna Synowi Dawidowemu! Błogosławiony, który przychodzi w imieniu Pańskim. Hosanna na wysokościach!”. Słyszeli także jak Jezus zareagował na próbę powstrzymania tych wydarzeń przez żydowskie władze religijne słowami, które z znajdujemy w Ewangelii Łukasza 19,40: Powiadam wam, że jeśli ci będą milczeć, kamienie krzyczeć będą. Cała Jerozolima była ożywiona tak, że nawet żydowskie władze religijne były zdumione i bały się ludu. Uczniowie Jezusa byli wraz z Nim w Świątyni, gdzie Chrystus wygnał z placu świątynnego sprzedawców i właścicieli kantorów wymiany walut. Byli świadkami tego, że gdy Faryzeusze i Saduceusze starali się pochwycić Jezusa na odpowiedziach na "trudne pytania", to On mądrze obrócił ich własne argumenty przeciw nim tak, iż w końcu nie śmieli Go się więcej pytać, bo pogarszali tylko swoją sytuację. Wszystkie te wydarzenia zdawały się wskazywać na to, że uczniowie znajdowali się w przededniu wielkiego wywyższenia Jezusa na wysokie stanowisko, być może na króla Izraela. Prawdopodobnie mieli też uzasadnioną nadzieję, że jako współpracownicy Chrystusa wraz z Nim też załapią się na prestiżowe stanowiska władzy. Uczniowie nie mogli zrozumieć duchowego smutku Chrystusa. Jakub i Jan za wstawiennictwem mamusi prosili Jezusa o przedniejsze miejsca w Jego Królestwie. Raczej nie mieli wątpliwości, że Królestwo Boże jest blisko. Ich motywacje nie musiały być koniecznie złe, oni tylko odważyli się to wyrazić, że pragnęliby być jak najbliżej Mistrza.
 
Te wydarzenia nie sprzyjały wzrostowi pokory u uczniów, ale raczej pychy w ich sercach. Takimi bojowymi myślami przepełnione były ich umysły. Więc żadnemu z nich podczas "ostatniej wieczerzy" nie nasunęła się myśl umycia nóg Chrystusowi. Zwyczajem wschodnim, także stosowanym u Żydów było trzymanie sług do usługiwania gościom. Jednak w tym wypadku nie było sług, a z apostołów żaden nie był na tyle domyślnym, aby samemu podjął się usłużyć. Widocznie w tej chwili nie tylko nie znajdowali się w usposobieniu, by służyć jeden drugiemu, ale nawet nie pomyśleli, by umyć Mistrzowi nogi. Okazuje się, że jako chrześcijanie jesteśmy zdolni do okazania samolubstwa nawet w miłości i to w Bożej obecności. Ponieważ sprawia nam trudność rozeznanie swojego własnego serca, to powinniśmy być bardzo powściągliwi w ocenianiu serc i intencji innych osób. Powinniśmy raczej okazywać zbyt wielkie miłosierdzie, czy nawet nadmierną pobłażliwość, niż mielibyśmy drugiego człowieka potępić za to, co on robi lub czego nie robi. Przepraszam, że posłużę się w tym miejscu zasłyszanym dowcipem. Pewnemu wierzącemu Anglikowi wypadło cygaro z ust z oburzenia na widok wierzącego Francuza, który wypijał do posiłku butelkę wina. Nasze "święte oburzenie" nie rozwiąże problemu przyjęcia lub nie przyjęcia objawienia życia w wolności dzieci Bożych. Jestem przekonany, głównie na podstawie swoich doświadczeń, że gdyby zapytać apostołów o motywy ich postępowania, to zapewne zaprzeczyliby stanowczo, iż powodowało nimi samolubstwo. Raczej zapewnialiby o tym, że kierowali się tylko przywiązaniem do Mistrza i jedynym ich pragnieniem jest być blisko Boga.
 
To przedstawia nam smutną prawdę, o której mówi Biblia w Księdze Przypowieści Salomona 4,23: Czujniej niż wszystkiego innego strzeż swego serca, bo z niego tryska źródło życia!”. Jaka może być definicja serca ludzkiego w tym kontekście? To duchowe miejsce, gdzie mieszają się nasze i zewnętrzne myśli z naszymi emocjami. Serce ludzkie jest zwodnicze i potrzebuje nieustannego i uważnego czuwania, bo w przeciwnym wypadku, czyli, np. gdy poddamy się tylko emocjom, to pod płaszczykiem dobrych motywacji mogą być pielęgnowane także i złe uczucia. Zasadą, która wynika z całego nauczania Biblii jest to, że jeżeli złe myśli i emocje są rozpoznane, czy nawet zdemaskowane, to muszą być natychmiast usunięte z naszego umysłu i serca. Ta zasada jest jasno sformułowana w Liście do Hebrajczyków 12,14-15: Dążcie do pokoju ze wszystkimi i do uświęcenia, bez którego nikt nie ujrzy Pana, bacząc, żeby nikt nie pozostał z dala od łaski Bożej, żeby jakiś gorzki korzeń rosnący w górę, nie wyrządził szkody i żeby przezeń nie pokalało się wielu”. Dlatego właśnie Biblia mówi o sercu, że jest zwodnicze. Moim zdaniem nie ma dobrych, czy złych emocji. Problemem jest wyrażanie lub nie wyrażanie naszych emocji w dobrej, czy w złej sprawie. Dobrym przykładem może tu być problem dojrzałości chrześcijańskiej, np. w powściąganiu lub nie powściąganiu swojego języka.
 
Na zakończenie tej części rozważania trzy wersety z nauczania apostoła Jakuba na temat naszego serca w kontekście naszego duchowego życia w prawdziwej pokorze, które powinniśmy osobiście przyjąć i zastosować w swoim życiu. W Liście Jakuba 1,26 czytamy: Jeśli ktoś sądzi, że jest pobożny, a nie powściąga języka swego, lecz oszukuje serce swoje, tego pobożność jest bezużyteczna. W fałszywej pokorze można oszukać swoje serce poprzez mówienie na pokaz o swojej pobożności. Natomiast prawdziwa pokora nieraz nie wymaga nawet słów, tylko rzeczywistego świadectwa naszego przemienionego życia.
I już bez żadnego komentarza.
(Lista Jakuba 3,14): Jeśli jednak gorzką zazdrość i kłótliwość macie w sercach swoich, to przynajmniej nie przechwalajcie się i nie kłamcie wbrew prawdzie.
(List Jakuba 4,8): Zbliżcie się do Boga, a zbliży się do was. Obmyjcie ręce, grzesznicy, i oczyśćcie serca, ludzie o rozdwojonej duszy.
 
Ciąg dalszy w części 2.

Bogdan Podlecki

czwartek, 5 maja 2016

Biblijne dzieje grzechu cz. 2

Biblijne dzieje grzechu cz. 2


Kontynuujemy rozważanie na temat biblijnej historii grzechu. Pan Bóg od początku miał plan zbawienia człowieka i realizując go konsekwentnie wskazywał na ludzi, którzy wypełniali Jego wolę. Wszelkie próby samowoli nie znajdowały potwierdzenia w udziale w Bożym błogosławieństwie. W 1. Księdze Mojżeszowej 11,31-32 czytamy: „I wziął Terach syna swego Abrama i wnuka swego Lota, syna Harana, i synową swoją Saraj, żonę syna swego Abrama, i wyszedł z nimi z Ur chaldejskiego, aby udać się do ziemi Kanaan. Gdy przybyli do Haranu, zamieszkali tam. Terach żył dwieście pięć lat. I umarł Terach w Haranie”. Bóg chciał oddzielenia do tej misji Abrama, więc Terach musiał zakończyć swoją działalność w Haranie. Jako ludzie możemy bardzo dużo planować, a nawet możemy mieć wspaniałe intencje, żeby coś zdziałać dla Boga. Jednak to Pan Bóg decyduje o czasie, miejscu i sposobie wypełnienia się Jego woli. Wyraźnie mówi o tym apostoł Paweł w Liście do Filipian 2,13: „Albowiem Bóg to według upodobania sprawia w was i chcenie i wykonanie.


Mimo tego, że Abraham był człowiekiem wiary, to i on nie ustrzegł się niewiary. Niewiara, to nie jest brak wiary. Jest duchem przeciwnym Bogu i uleganie mu powoduje duchowe i cielesne konsekwencje. Przykładem może być historia Hagar i Ismaela, opisana w 16. rozdziale 1. Księgi Mojżeszowej. Bóg wyraźnie mówi, że nie ma dziedzictwa dla nikogo i niczego, co zrodziło się z niewiary w Boże obietnice. Czytamy o tym w 1. Księdze Mojżeszowej 21,10-12: „(…) Wypędź tę niewolnicę i jej syna, nie będzie bowiem dziedziczył syn tej niewolnicy z moim synem Izaakiem! (…) Lecz Bóg rzekł do Abrahama: Niech ci to nie będzie przykre, co się tyczy chłopca i niewolnicy twojej. Cokolwiek ci powie Sara, posłuchaj jej, gdyż tylko od Izaaka nazwane będzie potomstwo twoje”. Pan Bóg wyraźnie mówi nam, że Jego wolą jest oddzielenie się dla Niego. Czytamy o tym w 2. Liście do Koryntian 6,14: „Nie chodźcie w obcym jarzmie z niewiernymi; bo co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością?”.


Abraham wybrał pozostanie w woli Bożej, w odróżnieniu od swojego bratanka Lota, który ulegał pokusom i wychodził z Bożej woli, dokonując cielesnych wyborów. Czytamy o tym w 1. Księdze Mojżeszowej 13,10-12: „Wtedy Lot podniósłszy oczy, widział, że cały okręg nadjordański - zanim Pan zniszczył Sodomę i Gomorę - był obfity w wodę, jak ogród Pana, jak ziemia egipska, aż do Soaru. I wybrał sobie Lot cały okręg nadjordański. I wyruszył Lot na wschód. Tak rozstali się obaj ci mężowie. Abram zamieszkał w ziemi kanaanejskiej, natomiast Lot przebywał w miastach okręgu nadjordańskiego i rozbijał swe namioty aż do Sodomy”. Pan Bóg bardziej docenia, gdy posługujemy się "duchowymi oczyma" i nie ulegamy z pozoru piękniejszym wizjom przekazywanym przez nasze "cielesne oczy".


Dalej w historii biblijnej czytamy, że Abraham przeciwstawił się strachowi, który był konsekwencją upadku człowieka. Duch strachu prowadzi do ulegania wpływom mocy ciemności w naszym życiu. Ilustrację tego znajdujemy w 1. Księdze Mojżeszowej 15,11-12: „Wtedy zleciały ptaki drapieżne do padliny, lecz Abram je odpędził. A gdy zachodziło słońce, ogarnął Abrama twardy sen, wtedy też opadły go lęk i głęboka ciemność”. Dzięki tej zwycięskiej próbie, Abraham był sygnatariuszem przymierza Boga z ludźmi. To wspaniały przykład życia w wierze, który uczy nas tego, że obietnic Bożych dla naszego życia musimy strzec i przeciwstawiać się diabłu, który chce je nam wykraść.


Degradacja człowieka postępowała dalej. Szerzyły się zabory mienia, bunty i wojny. Abraham i jego rodzina, mimo duchowych obietnic, także żyli w realiach tego świata. Jednak Bóg błogosławił otoczeniu Abrahama ze względu na jego wiarę. Mimo pokus polegania na sobie, Abraham zachował swoją wiarę i oddał chwałę Bogu. Czytamy o tym w 1. Księdze Mojżeszowej 14,21-23: „Wtedy rzekł król Sodomy do Abrama: Daj mi ludzi, a zabierz sobie dobytek! Lecz Abram odpowiedział królowi Sodomy: Podnoszę rękę swą do Pana, Boga Najwyższego, stworzyciela nieba i ziemi, że nie wezmę ani nitki, ani rzemyka sandałów, ani niczego z tego wszystkiego, co należy do ciebie, abyś nie mógł powiedzieć: To ja wzbogaciłem Abrama”.


Pan Bóg wyraźnie określił w SWOIM SŁOWIE normy życia seksualnego człowieka. Znajdujemy je w 1. Księdze Mojżeszowej 2,24: „Dlatego opuści mąż ojca swego i matkę swoją i złączy się z żoną swoją, i staną się jednym ciałem”. Wszelkie normy zostały jednak przez ludzkość wypaczone. Czytamy o tym w 1. Księdze Mojżeszowej 18,20: „Potem rzekł Pan: Wielki rozlega się krzyk przeciwko Sodomie i Gomorze, że grzech ich jest bardzo ciężki”. Upadek w grzech wszeteczeństwa posunął się do takich granic, że po ich przekroczeniu musiała nastąpić bezpośrednia Boża ingerencja i zniszczenie tych miast. Jednak Boża wierność ze względu na wiarę Abrahama też miała swoje granice. W 1. Księdze Mojżeszowej 19,26 czytamy: „Lecz żona Lota obejrzała się za siebie i stała się słupem soli”. Nawet w obliczu wielkich doświadczeń, Pan Bóg domaga się od nas wiary i wyraźnie zapowiada, że grzech niewiary w Jego Słowo może mieć bardzo poważne konsekwencje. Potwierdza to Chrystus w Ewangelii Łukasza 9,62: „A Jezus rzekł do niego: Żaden, który przyłoży rękę do pługa i ogląda się wstecz, nie nadaje się do Królestwa Bożego”. Lot nie wyciągnął wniosków z doświadczeń i po raz drugi wybrał drogę oddzielenia od Bożej woli. Czytamy o tym w 1. Księdze Mojżeszowej 19,30: „Potem wyszedł Lot z Soaru i zamieszkał w górach, a z nim dwie jego córki. Bał się bowiem mieszkać w Soarze (…)”. Także w jego rodzinie grzech niewiary okazał się dziedziczny. Jego córki nie miały wiary w Boże zaopatrzenie i popełniły grzech wszeteczeństwa. Informację o tym mamy w 1. Księdze Mojżeszowej 19,31-38. Konsekwencją tego grzechu było powstanie narodów Moabitów i Amonitów, które podobnie jak Ismaelici w przyszłości gnębiły Izrael. Pan Bóg mówi bardzo wyraźnie, że korzenie naszych grzechów muszą być zdecydowanie usunięte, bo w przeciwnym wypadku może to skutkować poważnymi konsekwencjami w przyszłości.


Najpoważniejsze upadki ludzi w grzech miały w swoje źródło w braku bojaźni Bożej. Czytamy o tym w 1. Księdze Mojżeszowej 20,11: „Abraham zaś odpowiedział (…): Zaiste, nie ma bojaźni Bożej na tym miejscu i zabiją mnie z powodu żony mojej”. Jedną z konsekwencji degradacji człowieka była też niepłodność kobiet. Jednak Pan Bóg wyraźnie pokazuje nam, że objawienie się chwały Bożej następuje ze względu na wstawiennictwo wierzących. Przykład tego mamy w 1. Księdze Mojżeszowej 20,17-18: „I modlił się Abraham do Boga, a Bóg uzdrowił Abimelecha i żonę jego, i niewolnice jego, tak że znowu mogły rodzić, gdyż Pan zamknął każde łono w domu Abimelecha z powodu Sary, żony Abrahama”. Błogosławieństwo może spływać na niewierzących ze względu na ludzi mających wiarę w Boże obietnice. Czytamy o tym w 1. Księdze Mojżeszowej 21,22-27: „W tym czasie rzekł Abimelech i Pikol, dowódca jego wojska, do Abrahama tak: Bóg jest z tobą we wszystkim, co czynisz. Przysięgnij mi więc tu teraz na Boga, że nie zdradzisz ani mnie, ani potomka mego (…) Wtedy Abraham wziął owce i woły i dał Abimelechowi, i obaj zawarli przymierze”. Podobnie było w przypadku Izaaka, syna Abrahama. Informację o tym fakcie znajdujemy w 1. Księdze Mojżeszowej 26,28-29: „A oni odpowiedzieli: Widzieliśmy wyraźnie, że Pan jest z tobą i dlatego pomyśleliśmy sobie: Niech stanie między nami ugoda (…) Ty teraz jesteś błogosławiony przez Pana”. Przekazywanie błogosławieństwa ze względu na wierzącego człowieka było szczególnie widoczne w historii Józefa w Egipcie. Jednak on sam, niekoniecznie od początku będąc świadomy tego faktu, był "przekaźnikiem" Bożego błogosławieństwa dla narodu wybranego, a przez to i dla swojego aktualnego otoczenia.


Historia życia synów Izaaka, Jakuba i Ezawa od początku symbolizuje dwie różne natury i dwie różne drogi życia. W 1. Księdze Mojżeszowej 25,27 czytamy: „A gdy chłopcy wyrośli, Ezaw był mężem biegłym w myślistwie i żył na stepie. Jakub zaś był mężem spokojnym, mieszkającym w namiotach”. Ezaw dobrowolnie wybrał własną drogę z dala od Boga. Jakub pozostawał w "namiocie Bożej obecności". Jedno z dynamicznych angielskich tłumaczeń mówi: „A Ezaw kochał być poza domem”. Dzisiaj także niektórzy chrześcijanie kochają robić wiele rzeczy poza Domem Bożym. Boża obecności w ich życiu jest jakby zagrożeniem dla nich, ponieważ musiałaby spowodować ich zmianę. Ezaw był miły i kochany przez Izaaka. Dzisiaj też spotykamy miłych i dobrych ludzi, jednak z własnego wyboru są daleko od Boga. Mają naturę Ezawa i jedyną drogą powrotu do Pana Boga jest dla nich szczere nowo narodzenie i uświęcenie życia. Koniecznością w życiu każdego z nas jest odrzucenie natury "starego człowieka". Wyraźnie pisze o tym apostoł Paweł w Liście do Efezjan 4,22-24: „Zewleczcie z siebie starego człowieka wraz z jego poprzednim postępowaniem, którego gubią zwodnicze żądze, i odnówcie się w duchu umysłu waszego, a obleczcie się w nowego człowieka, który jest stworzony według Boga w sprawiedliwości i świętości prawdy”. Kiedy rodzi się człowiek, to od początku posiada starą naturę. Pan Jezus bardzo jasno wyjaśnia tę sprawę w rozmowie z Nikodemem w Ewangelii Jana 3,3: „(…) Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego”. Przejaw natury Ezawa był widoczny szczególnie wtedy, gdy wzgardził swoim pierworództwem. Jeżeli wzgardzimy Bożym wybraniem, to mamy jeszcze naturę Ezawa. Mamy wzrok skierowany na siebie, widzimy tylko swoje interesy. Chcemy wszystkiego teraz i dla siebie, nie widząc przy tym Bożych celów dla naszego życia. Diabeł jest zawsze w gotowości z miską smacznej potrawy, żeby tylko odciągnąć nas od Słowa Bożego. Smaczna potrawa tylko chwilowo zaspokoi głód, zaraz potem znowu będziemy głodni. Jedynie osobiście objawione Boże Słowo jest w stanie nas trwale nasycić.


Diabeł próbuje także dzisiaj wprowadzić nas w swoje zwiedzenie: „żyj chwilą, pozwól sobie na przerwę i przyjmij na chwilę naturę Ezawa”. Te chwile mają jakąś dziwną tendencję do wydłużania i powtarzania się w naszym życiu. Pan Bóg przestrzega przed taką postawą bardzo wyraźnie w Liście do Hebrajczyków 12,14-17: „Dążcie do pokoju ze wszystkimi i do uświęcenia, bez którego nikt nie ujrzy Pana, bacząc, żeby nikt nie pozostał z dala od łaski Bożej, żeby jakiś gorzki korzeń rosnący w górę, nie wyrządził szkody i żeby przezeń nie pokalało się wielu, żeby nikt nie był rozpustny lub lekkomyślny jak Ezaw, który za jedną potrawę sprzedał pierworodztwo swoje. A wiecie, że potem, gdy chciał otrzymać błogosławieństwo, został odrzucony, nie uzyskał bowiem zmiany swego położenia, chociaż o nią ze łzami zabiegał”. Ukrywanie się przed Panem Bogiem w naturę Ezawa może mieć poważne konsekwencje. Pisze o tym prorok Jeremiasz w swojej Księdze 49,10: Gdyż Ja sam obnażę Ezawa, odsłonię jego kryjówki, tak że nie zdoła się ukryć (…)”.


Konsekwencją natury Ezawa jest brak Bożego błogosławieństwa, a to z kolei może prowadzić do jeszcze większego upadku w grzech. O tej duchowej zasadzie, której pierwowzorem była historia Kaina i Abla, czytamy w 1. Księdze Mojżeszowej 27,41: „Dlatego znienawidził Ezaw Jakuba z powodu błogosławieństwa, którym go pobłogosławił ojciec, i taki powziął Ezaw zamiar: Zbliżają się dni żałoby po ojcu moim. Wtedy zabiję brata mego Jakuba”. Zawiść z powodu braku Bożego, ojcowskiego błogosławieństwa w wyniku zaniedbania, stała się grzechem dziedzicznym w kolejnych pokoleniach. Szczególnie jest to widoczne w historii Józefa i jego braci. Natura Ezawa przejawiająca się dobrowolnym oddalaniem od Bożej rodziny, skutkowała zawieraniem małżeństw z kobietami z obcych plemion. Czytamy o tym w 1. Księdze Mojżeszowej 26,34-35): „A gdy Ezaw miał czterdzieści lat, pojął za żonę Judytę, córkę Beeriego, Chetyty, i Basemat, córkę Chetyty Elona. Były one powodem trosk dla Izaaka i Rebeki”. Konsekwencjami takich związków w następnych pokoleniach Izraela były kompromisy, bałwochwalstwo, a potem zupełne odstępstwo od Boga Izraela.


Jakub także ulegał pokusie polegania na własnych siłach. Jednak ostatecznie wycofał się ze swojej niezależności na rzecz pełnej podległości Panu Bogu. O przełomowym momencie w jego życiu czytamy w 1. Księdze Mojżeszowej 32,24-25: „Jakub zaś pozostał sam. I mocował się z nim pewien mąż aż do wzejścia zorzy. A gdy widział, że go nie przemoże, uderzył go w staw biodrowy i zwichnął staw biodrowy Jakuba, gdy się z nim mocował”. Pan Bóg docenia naszą determinację w szukaniu Jego błogosławieństwa. Jednak musimy się liczyć z Bożą korektą, która uchroni nas od zbytniego zaufania we własne siły. W rozmowie z faraonem pod koniec ziemskiego etapu swojego życia, Jakub powiedział w 1. Księdze Mojżeszowej 47,9: „(…) Czas mojego pielgrzymowania wynosi sto trzydzieści lat. Krótki i zły był czas życia mojego i nie dosięgnął lat życia ojców moich w czasie ich pielgrzymowania”. Miał świadomość "złego" czasu życia o własnych siłach i w związku z tym zbyt "krótkiego" czasu życia w wierze i w pełnym posłuszeństwie Bogu, w porównaniu ze swoim ojcem Izaakiem i dziadkiem Abrahamem. Jednak w końcu wykazał się determinacją i poddał się przemianie dzięki Bożej łasce.


Przez całe nauczanie Biblii przewija się zasada: "grzech rodzi grzech". Wymownym przykładem jest historia upadku Judy. Czytamy o tym w 38. rozdziale 1. Księgi Mojżeszowej 38,1-3: „W owym czasie odszedł Juda od braci swoich i przyłączył się do męża z Adullam, imieniem Chira. Tam ujrzał Juda córkę męża kananejskiego, imieniem Szua i pojął ją za żonę i obcował z nią. A ona poczęła i urodziła syna (…)”. Zaczęło się od ucieczki Judy w naturę Ezawa, czyli oddalenie od domu rodzinnego, a w konsekwencji małżeństwo obcoplemienne. Następnie mamy upadek jego pierworodnego syna, Era i nieposłuszeństwo kolejnego syna, Onana. Konsekwencją złych wyborów Judy jest historia Tamar, jego niedoszłej synowej. Jednak i takie historie nie są problemem dla działania Bożej łaski. Pokazuje to rodowód Jezusa Chrystusa, który prowadzi przez linię pokoleniową Judy.


Degradacja człowieka postępowała w wyniku jego niezależnych i cielesnych wyborów. Jednak pierwotną przyczyną było duchowe zwiedzenie i upadek w grzeszną naturę w wyniku dobrowolnego oddalenia od Bożej obecności. To, co wydaje nam się czasami z ludzkiego punktu widzenia upadkiem ze spektakularnymi konsekwencjami, Pan Bóg obraca ku dobremu. Potwierdzenie zasady Bożego wybrania i powołania dla tych, którzy dobrowolnie nie wybierają natury Ezawa mamy w Liście do Rzymian 8,28: „A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia jego są powołani”. Sprawiedliwość Boża, to nie jest ludzka sprawiedliwość. Dostrzegł to już Józef, mimo swoich bolesnych doświadczeń mówi w 1. Księdze Mojżeszowej 50,19-20: „A Józef rzekł do nich: Nie bójcie się! Czyż ja jestem na miejscu Boga? Wy wprawdzie knuliście zło przeciwko mnie, ale Bóg obrócił to w dobro, chcąc uczynić to, co się dziś dzieje: zachować przy życiu liczny lud”. Czytamy o tym także w 1. Księdze Mojżeszowej 45,5-8): „Lecz teraz nie trapcie się ani nie róbcie sobie wyrzutów, żeście mnie tu sprzedali, gdyż Bóg wysłał mnie przed wami, aby was zachować przy życiu. Bo już dwa lata trwa głód na ziemi, a jeszcze będzie pięć lat bez orki i żniwa. Bóg posłał mnie przed wami, aby zapewnić wam przetrwanie na ziemi i aby wielu zostało zachowanych przy życiu. Tak więc nie wyście mnie tu posłali, ale Bóg (…)”.


Upadek był dla człowieka pierwszą i najpoważniejszą porażką, której kolejnymi konsekwencjami były: wstyd, poczucie winy, strach oraz chęć ukrycia się przed Bogiem. Taki mechanizm porażki funkcjonuje do dziś, powodując u człowieka poczucie odrzucenia i w konsekwencji syndrom, czyli zamkniętą pętlę kolejnych porażek. Człowiek wpadł w błędne koło poczucia niższości, które skoncentrowało jego uwagę na samym sobie, zamiast na Stwórcy. Poczucie niższości z kolei pociąga za sobą lęk, pychę, poczucie niezależności oraz nieposłuszeństwo i bunt. Chwała Bogu za to, że dał od początku wyjście z tego błędnego koła w postaci planu zbawienia w Panu Jezusie Chrystusie. Wyraźnie pisze o tym apostoł Paweł w 1. Liście do Koryntian 15,45: „Tak też napisano: Pierwszy człowiek Adam stał się istotą żywą, ostatni Adam stał się duchem ożywiającym”.


Historia grzechu nie kończy się na kartach Biblii. Proroczo czytamy o tym w 2. Księdze Królewskiej 17,41: „I tak te narody oddawały cześć Panu, ale służyły też swoim bałwanom. Również ich synowie i wnuki postępują tak, jak postępowali ich ojcowie, aż do dnia dzisiejszego”. Biblijne dzieje grzechu, to historia upadku człowieka, która może zakończyć się dobrze. Jednak dobre zakończenie może być dla tych, którzy nie tylko wierzą w Boga, ale raczej wierzą Panu Bogu. Indywidualne dzieje grzechu można zakończyć tylko osobistą decyzją pojednania się z Bogiem i poddania swojego życia pod pełną Bożą zależność. Tylko świadoma rezygnacja z niezależności człowieka może zakończyć historię grzechu w jego życiu. Pan Jezus Chrystus powiedział do każdego z nas w Ewangelii Mateusza 11,28-30: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest miłe, a brzemię moje lekkie”. Więc zakończmy ten diabelski mechanizm porażki przez wiarę i praktyczne przyjęcie tego Bożego objawienia w naszym osobistym i społecznym chrześcijaństwie.

Bogdan Podlecki