niedziela, 8 maja 2016

Przwdziwa, a fałszywa pokora cz. 1

Prawdziwa, a fałszywa pokora cz. 1

W 13. rozdziale Ewangelii Jana czytamy o tym, że Pan Jezus Chrystus wytłumaczył uczniom prawdziwy sens umycia im nóg. Bezpośrednią inspiracją dla mnie do napisania tego rozważania były dwie myśli pochodzące z cyklu nauczania Bogdana Olechnowicza o "pokorze Boga", które wysłuchałem na stronie "Górnej Izby" jakiś czas temu. Po pierwsze, aby umyć komuś nogi, to trzeba się co najmniej nachylić lub nawet przyklęknąć przed tym kimś. I po drugie, jeżeli tę czynność wykonał Pan Jezus Chrystus, to każdy z uczniów zobaczył klęczącego Syna Bożego przed sobą, czyli pysznym człowiekiem. Przeczytajmy uważnie ten fragment z Ewangelii Jana 13,1-17: „(1) Przed świętem Paschy, Jezus, wiedząc, iż nadeszła godzina jego odejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich, którzy byli na świecie, umiłował ich aż do końca. (2) A podczas wieczerzy, gdy diabeł wzbudził w sercu Judasza, syna Szymona Iskarioty, zamysł wydania go, (3) wiedząc, iż Ojciec wszystko dał mu w ręce i że od Boga wyszedł i do Boga odchodzi, (4) wstał od wieczerzy, złożył szaty, a wziąwszy prześcieradło, przepasał się. (5) Potem nalał wody do misy i począł umywać nogi uczniów i wycierać prześcieradłem, którym był przepasany. (6) Podszedł też do Szymona Piotra, który mu rzekł: Panie, Ty miałbyś umywać moje nogi? (7) Odpowiedział Jezus i rzekł mu: Co Ja czynię, ty nie wiesz teraz, ale się potem dowiesz. (8) Rzecze mu Piotr: Przenigdy nie będziesz umywał nóg moich! Odpowiedział mu Jezus: Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał działu ze mną. (9) Rzecze mu Szymon Piotr: Panie, nie tylko nogi moje, lecz i ręce, i głowę. (10) Rzecze mu Jezus: Kto jest umyty, nie ma potrzeby myć się, chyba tylko nogi, bo czysty jest cały. I wy czyści jesteście, lecz nie wszyscy. (11) Wiedział bowiem, kto go ma wydać; dlatego rzekł: Nie wszyscy jesteście czyści. (12) Gdy więc umył nogi ich i przywdział szaty swoje, i znów usiadł, rzekł do nich: Czy wiecie, co wam uczyniłem? (13) Wy nazywacie mnie Nauczycielem i Panem, i słusznie mówicie, bo jestem nim. (14) Jeśli tedy Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem nogi wasze, i wy winniście sobie nawzajem umywać nogi. (15) Albowiem dałem wam przykład, byście i wy czynili, jak Ja wam uczyniłem. (16) Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Sługa nie jest większy nad pana swego ani poseł nie jest większy od tego, który go posłał. (17) Jeśli to wiecie, błogosławieni jesteście, gdy zgodnie z tym postępować będziecie”.
 

Zwróćmy uwagę, że w 4. wersecie tego fragmentu czytamy, iż Jezus wstał od wieczerzy, żeby umyć nogi uczniom. Czyli to wydarzenie nie miało miejsca przed, ani po wieczerzy, ale w jej trakcie. W jednym z komentarzy do tego fragmentu znalazłem wzmiankę, że Jezus nie doczekawszy się umycia nóg, wstał i uczynił to sam. Ciekawe jest jednak to, że w tekście nie znajdujemy informacji o umyciu nóg Jezusowi. W wyniku tej sytuacji, to Chrystus umył nogi tylko swoim uczniom. Jedynie w pełni CZYSTY BÓG może naprawdę oczyścić człowieka. Myślę, że objawienie tego faktu miał Piotr domagając się umycia nie tylko swoich nóg, ale także rąk i głowy. Jedenastu z uczniów Jezusa prawdopodobnie najpierw zaakceptowało, a potem po Zmartwychwstaniu Chrystusa przyjęło to Boże objawienie. W tym szczególnie Piotr, który zrozumiał to, że jego początkowy opór nie wynikał z pokory, ale tak naprawdę z jego pychy. Jednak to niekoniecznie oznacza, że uczniowie zrozumieli wszystko w momencie tej zaskakującej usługi Jezusa.

Inaczej było w przypadku Judasza. W dalszej części tej historii znajdujemy dosyć tajemniczy 21. werset: „Po tych słowach Jezus, wstrząśnięty do głębi, oświadczył, mówiąc: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie wyda”. Jezus wcześniej wypowiedział wiele słów. Czy któreś z nich były aż tak wstrząsające dla Jezusa? Czy Jezus był wstrząśnięty faktem, że Judasz Go wyda? Przecież doskonale o tym wiedział i mówi o tym w 11. wersecie. Jak zaznaczyłem w wstępie do tego rozważania, zrozumienie tego fragmentu może być takie, że aby umyć komuś nogi, to trzeba się co najmniej nachylić lub nawet przyklęknąć przed tym kimś. Każdy z uczniów zobaczył klęczącego Syna Bożego przed pysznym człowiekiem. To musiało być wstrząsające przesiewanie pychy z serca każdego z nich. Jednak czytamy w tym fragmencie, że to Jezus był wstrząśnięty do głębi, a nie Jego uczniowie! Czym? Tym, że pokora Boga nie była w stanie oczyścić z pychy serca Judasza. Wcześniej, w 2. wersecie czytamy, że Judasz był poddany pokusie diabelskiej: „A podczas wieczerzy, gdy diabeł wzbudził w sercu Judasza, syna Szymona Iskarioty, zamysł wydania go”. Dopiero po jego osobistej decyzji wejścia w stan zatwardziałości serca, czytamy dalej w 27. wersecie: „A zaraz potem wszedł w niego szatan. Rzekł więc do niego Jezus: Czyń zaraz, co masz czynić”. To jest typowy schemat. Najpierw przyjmujemy pokusę. Potem następuje praca tej pokusy w naszym umyśle. Jeśli na tym etapie nie nastąpi zdemaskowanie i odrzucenie tych myśli, to zmierzamy w kierunku ulegania pokusie. To jest zawsze nasza decyzja. Jej wynikiem jest albo życie w wolności, albo zniewolenie. Apostoł Paweł dobitnie przedstawił ten problem w kontekście nieprzebaczenia w 2. Liście do Koryntian 2,11: „aby nas szatan nie podszedł; jego zamysły bowiem są nam dobrze znane”.

Judasz wraz z pozostałymi uczniami był poddany przesiewaniu. Zapowiedział to Pan Jezus Chrystus w Ewangelii Łukasza 22,31: „Szymonie, Szymonie, oto szatan wyprosił sobie, aby was przesiać jak pszenicę”. Jedenastu z nich wycofało się na jakiś czas w obliczu wielkiego zagrożenia i prześladowań. Natomiast próba Judasza była związana z pokusą zysku i ewentualnym uzyskaniem prestiżu u władz religijnych. Co prawda potem zwrócił pieniądze, lecz jego serce było już zbyt zatwardzone, aby przyjść do Boga po wybaczenie tak, jak zrobił to Piotr. Jezus miał wgląd w stan serca Judasza. To była jego dobrowolna decyzja. Judasz zatwardził serce i dlatego diabeł miał do niego dostęp. Jezus jest wstrząśnięty do głębi dobrowolnymi decyzjami ludzi. Słowo Boże mówi do każdego z nas w Liście do Hebrajczyków 4,7: „Dziś, jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych”. Judasz fizycznie słyszał Chrystusa, jednak ten głos nie trafiał już do jego serca. Jezus może być sprzedany z naszego życia, np. za doraźne korzyści finansowe. Jednak takie duchowe transakcje handlowe podlegają Bożemu przesiewaniu. To wcale, przynajmniej na początku nie musi boleć. To może nawet wyglądać bardzo obiecująco. Jednak po dłuższym lub krótszym czasie, ból rozłączenia z Panem Jezusem Chrystusem oraz niczym nie dająca się wypełnić pustka w naszym życiu w końcu nas dopadnie.


Postawa Judasza jest tragicznym przykładem fałszywej pokory, w odróżnieniu od postawy Piotra. On pomimo tego, że czasami nawet jak był "tak skromny, że aż chwilami z tego dumny", to zawsze jeśli okazywał pokorę, to była ona szczera. Co Chrystus miał na myśli, mówiąc w 10. wersecie naszego kluczowego fragmentu: „Rzecze mu Jezus: Kto jest umyty, nie ma potrzeby myć się, chyba tylko nogi, bo czysty jest cały. I wy czyści jesteście, lecz nie wszyscy”? Myślę, że zdecydowanie chodzi tu o czystość duchową, symbolicznie przedstawioną za pomocą wschodniego zwyczaju umycia nóg gościowi przekraczającemu progi domostwa, czy namiotu. Tym bardziej, że greckie słowo "katharos", które zostało przetłumaczone w tym wersecie jako "czysty" ma oryginalne znaczenie "oczyszczony". Formą podstawową tego słowa jest "katharsis", czyli "oczyszczenie". Co mówi o tym terminie Słownik Terminów Literackich? Czytamy w nim następujące słowa: "Jedna z podstawowych kategorii tragedii antycznej. Sprecyzował je i utrwalił Arystoteles w swej Poetyce w rozdz. VI o tragedii. Uznał on, że celem sztuki jest wzbudzenie u widza uczuć "litości i trwogi", aby przez to oczyścić jego umysł z tych doznań, co rozumiano jako rozładowanie uczuć. Widz, odczuwając litość i trwogę, dochodzi do zrozumienia ich istoty, a przez to uwalnia się od nich. Kategoria katharsis była także rozpatrywana w ujęciach religijnych i moralnych". Podstawowym znaczeniem tego słowa było oczyszczenie umysłu, a w kategoriach moralnych – oczyszczenie duszy, natomiast w kategoriach religijnych – oczyszczenie, w sensie odrodzenie ducha. Greka nowotestamentowa ma zupełnie inne określenie – "leloumenos" na "tego, który jest umyty", czyli "czysty na ciele". W 10. wersecie naszego kluczowego fragmentu są użyte oba te słowa dla kontrastu. To oznacza, że "być umytym", nie zawsze jest równoznaczne z "być czystym". W znanym fragmencie z 1. Listu Jana 1,7 czytamy: „Jeśli zaś chodzimy w światłości, jak On sam jest w światłości, społeczność mamy z sobą, i krew Jezusa Chrystusa, Syna jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu”. Jak myślicie jakie jest greckie słowo na przetłumaczenie "oczyszcza", które jest użyte w sensie "krew Chrystusa obmywa"? Oczywiście, że "katharizei", które jest tylko inną formą "katharsis".

 
W Biblii czytamy o tym, że Jezus oprócz tego, iż umył nogi uczniom, to także chrzcił. Informację o tym mamy w Ewangelii Jana 3,22: Potem Jezus poszedł wraz ze swymi uczniami do ziemi judzkiej i tam przebywał z nimi, i chrzcił. Więc przez analogię, jeżeli Jezus miałby ustanowić ceremonię "umywania nóg", to także była ustanowiona ceremonia chrztu. Jeżeli umycie nóg w trakcie takiej ceremonii oczyszcza duszę, to także każde ceremonialne zanurzenie w wodzie powinno być uznawane jako chrzest wodny. To jest oczywiście przejaskrawione porównanie, ale zmusza do myślenia. Chrzest nie jest ceremonią religijną. Jest dobrowolną i publiczną manifestacją śmierci "starego" i zmartwychwstania do "nowego" życia. "Umycie nóg" też nie jest ceremonią, ale symbolem oczyszczenia, w sensie odnowienia ducha człowieczego dla Bożych celów poprzez uniżenie przed drugim człowiekiem. Nie mam w zwyczaju komentowania praktyk religijnych w kościołach. Jednak jakoś pasuje mi ta ceremonia w wykonaniu papieża rzymskokatolickiego, jeżeli robi to w imieniu tego kościoła, ponieważ daje przykład takiej postawy wszystkim członkom kościoła, któremu przewodzi. Zdecydowanie mniej pasuje mi to jako usługa indywidualna "jedni drugim".

Zastanówmy się więc, co mogą oznaczać słowa Chrystusa w końcówce naszego kluczowego fragmentu z Ewangelii Jana 13,13-17: Wy nazywacie mnie Nauczycielem i Panem, i słusznie mówicie, bo jestem nim. Jeśli tedy Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem nogi wasze, i wy winniście sobie nawzajem umywać nogi. Albowiem dałem wam przykład, byście i wy czynili, jak Ja wam uczyniłem. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Sługa nie jest większy nad pana swego ani poseł nie jest większy od tego, który go posłał. Jeśli to wiecie, błogosławieni jesteście, gdy zgodnie z tym postępować będziecie”? Te słowa mogą oznaczać to, że uczniowie Chrystusa powinni wzajemnie troszczyć się o swoje dobro, by zachowywać siebie nawzajem w czystości, świętości i szczerości oraz pomagać sobie wzajemnie w przezwyciężaniu doświadczeń, pokus i zasadzek pochodzących z trzech źródeł pokuszenia: "świata", "ciała" i "diabła". Kolejność tych trzech źródeł nie jest przypadkowa. Nie gloryfikujmy diabła nadając mu pierwszeństwo w tym względzie. Wystrzegajmy się pokus "ciała" i "świata". Diabeł nie traci czasu na osobiste zajmowanie się przypadkami ulegania pokusom "ciała", czyli "własnych pożądliwości".
 
Pan Jezus Chrystus raczej nie myślał o "literalnych nogach", zachęcając uczniów do wzajemnego mycia nóg. Bóg żyje w WIECZNYM TERAZ i ustala ponadczasowe duchowe zasady. W tamtych czasach zwyczaj umycia komuś nóg był po prostu okazaniem grzeczności i szacunku, czyli można powiedzieć był "duchowy" na tle kulturowym. To tak samo, jakby dzisiaj, np. nie przywitać gościa przed nabożeństwem w kościele przez podanie mu ręki, jeśli jest to w danym kościele przyjęte jako "duchowe". Dzisiaj umywanie nóg, np. w polskiej kulturze jest raczej przeciwieństwem duchowości na tle kulturowym. Jednak było to normalne w tamtych czasach. "Wschodnia kultura" zwyczaju mycia nóg gościowi w bogatszych domach była realizowana poprzez niewolników lub służących. To nie gospodarz, ale jego służba wykonywała te czynności. Przez umycie nóg swoim uczniom Jezus sprawił, że oni poczuli się niewygodnie. To była taka terapia szokowa. Zwyczajowo zawsze "mniejszy" usługiwał "większemu". Być może usługując im w ten sposób, Jezus napomniał ich "wygodę" i przyzwyczajenie się do obecności Boga. Parafrazując, to mogło mieć taki wydźwięk: "Słuchajcie chłopaki. Wiem, że traktowałem was jak przyjaciół i partnerów w służbie. Jednak to JA JESTEM BOGIEM i gościem na tym świecie. Zresztą już niedługo nie będzie mnie wśród was". Słowa Jezusa wzywające do wzajemnego umywania nóg są raczej zdecydowaną zachętą do służenie sobie nawzajem w miłości, choćby w najprostszy przyjęty w danej sytuacji i kulturze sposób. Umycie nóg jest obrazem prawdziwej pokory wyrażonej w zwykły sposób, czyli zgodny z aktualnymi uwarunkowaniami kulturowymi.
 
Przypomnijmy sobie okoliczności, przy których Chrystus umył nogi swoim uczniom. Pan Jezus i Jego dwunastu uczniów zgromadzili się w "Górnej Izbie", czy jak kto woli w "Wieczerniku" w celu spożycia baranka paschalnego. W czasie tego wydarzenia Pan Jezus Chrystus ustanowił pamiątkę Wieczerzy Pańskiej. Uczniowie byli pełni entuzjazmu i zapału spotęgowanego jeszcze triumfalnym wjazdem Jezusa do Jerozolimy kilka dni wcześniej. Oni nie byli w stanie w tym momencie zrozumieć smutku, jaki przygniatał Chrystusa. Uczniowie byli bojowo nastawieni. Po wieczerzy paschalnej ich nastawienie opisuje znamienny werset w Ewangelii Mateusza 26,35: Rzecze mu Piotr: Choćbym miał z tobą umrzeć, nie zaprę się ciebie. Podobnie mówili i wszyscy uczniowie. Parafrazując jego słowa można powiedzieć, że Piotr mówił: "Co Ty mówisz Panie? Rób swoje. Wszystko idzie dobrze! Jakby jednak coś poszło nie po naszej myśli, to też nie martw się. Ja będę w pobliżu".
 
Zupełnie inna była postawa Chrystusa, który miał świadomość duchowego zmagania. Czytamy o tym w dalszej części tego fragmentu w Ewangelii Mateusza 26,36-39: Wtedy idzie Jezus z nimi do ogrodu, zwanego Getsemane, i mówi do uczniów: Siądźcie tu, a Ja tymczasem odejdę tam i będę się modlił. I wziął z sobą Piotra oraz dwóch synów Zebedeuszowych, i począł się smucić i trwożyć. Wtedy mówi do nich: Smętna jest dusza moja aż do śmierci; pozostańcie tu i czuwajcie ze mną. Potem postąpił nieco dalej, upadł na oblicze swoje, modlił się i mówił: Ojcze mój, jeśli można, niech mnie ten kielich minie; wszakże nie jako Ja chcę, ale jako Ty. Trzej uczniowie byli z Jezusem w czasie zmagania duchowego i pospali się. Okazuje się, że można być na placu duchowej bitwy i jednocześnie nie brać w niej udziału lub nawet nie mieć świadomości toczącej się wokół duchowego zmagania. Można być członkiem jakiegoś lokalnego kościoła i jednocześnie nie być częścią duchowego zmagania, jaki ten kościół toczy na swoim duchowym terytorium oddziaływania. Takie rozdwojenie, nawet wśród duchowych postaw wierzących wyraźnie sygnalizował Chrystus zapowiadając swoją śmierć na Krzyżu w Ewangelii Łukasza 12,49-51: Ogień przyszedłem rzucić na ziemię i jakżebym pragnął, aby już płonął. Chrztem mam być ochrzczony i jakże jestem udręczony, aż się to dopełni. Czy myślicie, że przyszedłem, by dać ziemi pokój? Bynajmniej, powiadam wam, raczej rozdwojenie. W kontekście tej zapowiedzi Jezusa nieco inaczej brzmią Jego słowa: Smętna jest dusza Moja aż do śmierci”. Chrystus wyraził pragnienie, aby chrzest ogniem, którym miał być ochrzczony wykonał się, mając jednocześnie świadomość kosztu takiej ofiary. Natomiast Jego uczniowie prawdopodobnie przypuszczali, że Jezus ma "zły dzień" i bardzo pesymistyczny pogląd na sprawy ich przyszłego zwycięstwa.
 
Podczas kilku dni, które poprzedzały usłużenie Chrystusa "umyciem nóg swoim uczniom" byli oni świadkami wielu wydarzeń, zapewne ich zdaniem bardzo korzystnych dla sprawy Jezusa, jako Króla Izraela i Bożego Mesjasza. Widzieli ucztę wydaną na cześć Jezusa w domu Łazarza jego sióstr Marty i Marii. Byli świadkami namaszczenia Chrystusa przez Marię bardzo kosztowną maścią. Uczestniczyli w Jego triumfalnym wjeździe do Jerozolimy. Widzieli jak lud słał szaty i gałązki palmy przed Nim, gdy jechał na oślęciu. Słyszeli okrzyki, które znajdujemy w Ewangelii Mateusza 21,9: Hosanna Synowi Dawidowemu! Błogosławiony, który przychodzi w imieniu Pańskim. Hosanna na wysokościach!”. Słyszeli także jak Jezus zareagował na próbę powstrzymania tych wydarzeń przez żydowskie władze religijne słowami, które z znajdujemy w Ewangelii Łukasza 19,40: Powiadam wam, że jeśli ci będą milczeć, kamienie krzyczeć będą. Cała Jerozolima była ożywiona tak, że nawet żydowskie władze religijne były zdumione i bały się ludu. Uczniowie Jezusa byli wraz z Nim w Świątyni, gdzie Chrystus wygnał z placu świątynnego sprzedawców i właścicieli kantorów wymiany walut. Byli świadkami tego, że gdy Faryzeusze i Saduceusze starali się pochwycić Jezusa na odpowiedziach na "trudne pytania", to On mądrze obrócił ich własne argumenty przeciw nim tak, iż w końcu nie śmieli Go się więcej pytać, bo pogarszali tylko swoją sytuację. Wszystkie te wydarzenia zdawały się wskazywać na to, że uczniowie znajdowali się w przededniu wielkiego wywyższenia Jezusa na wysokie stanowisko, być może na króla Izraela. Prawdopodobnie mieli też uzasadnioną nadzieję, że jako współpracownicy Chrystusa wraz z Nim też załapią się na prestiżowe stanowiska władzy. Uczniowie nie mogli zrozumieć duchowego smutku Chrystusa. Jakub i Jan za wstawiennictwem mamusi prosili Jezusa o przedniejsze miejsca w Jego Królestwie. Raczej nie mieli wątpliwości, że Królestwo Boże jest blisko. Ich motywacje nie musiały być koniecznie złe, oni tylko odważyli się to wyrazić, że pragnęliby być jak najbliżej Mistrza.
 
Te wydarzenia nie sprzyjały wzrostowi pokory u uczniów, ale raczej pychy w ich sercach. Takimi bojowymi myślami przepełnione były ich umysły. Więc żadnemu z nich podczas "ostatniej wieczerzy" nie nasunęła się myśl umycia nóg Chrystusowi. Zwyczajem wschodnim, także stosowanym u Żydów było trzymanie sług do usługiwania gościom. Jednak w tym wypadku nie było sług, a z apostołów żaden nie był na tyle domyślnym, aby samemu podjął się usłużyć. Widocznie w tej chwili nie tylko nie znajdowali się w usposobieniu, by służyć jeden drugiemu, ale nawet nie pomyśleli, by umyć Mistrzowi nogi. Okazuje się, że jako chrześcijanie jesteśmy zdolni do okazania samolubstwa nawet w miłości i to w Bożej obecności. Ponieważ sprawia nam trudność rozeznanie swojego własnego serca, to powinniśmy być bardzo powściągliwi w ocenianiu serc i intencji innych osób. Powinniśmy raczej okazywać zbyt wielkie miłosierdzie, czy nawet nadmierną pobłażliwość, niż mielibyśmy drugiego człowieka potępić za to, co on robi lub czego nie robi. Przepraszam, że posłużę się w tym miejscu zasłyszanym dowcipem. Pewnemu wierzącemu Anglikowi wypadło cygaro z ust z oburzenia na widok wierzącego Francuza, który wypijał do posiłku butelkę wina. Nasze "święte oburzenie" nie rozwiąże problemu przyjęcia lub nie przyjęcia objawienia życia w wolności dzieci Bożych. Jestem przekonany, głównie na podstawie swoich doświadczeń, że gdyby zapytać apostołów o motywy ich postępowania, to zapewne zaprzeczyliby stanowczo, iż powodowało nimi samolubstwo. Raczej zapewnialiby o tym, że kierowali się tylko przywiązaniem do Mistrza i jedynym ich pragnieniem jest być blisko Boga.
 
To przedstawia nam smutną prawdę, o której mówi Biblia w Księdze Przypowieści Salomona 4,23: Czujniej niż wszystkiego innego strzeż swego serca, bo z niego tryska źródło życia!”. Jaka może być definicja serca ludzkiego w tym kontekście? To duchowe miejsce, gdzie mieszają się nasze i zewnętrzne myśli z naszymi emocjami. Serce ludzkie jest zwodnicze i potrzebuje nieustannego i uważnego czuwania, bo w przeciwnym wypadku, czyli, np. gdy poddamy się tylko emocjom, to pod płaszczykiem dobrych motywacji mogą być pielęgnowane także i złe uczucia. Zasadą, która wynika z całego nauczania Biblii jest to, że jeżeli złe myśli i emocje są rozpoznane, czy nawet zdemaskowane, to muszą być natychmiast usunięte z naszego umysłu i serca. Ta zasada jest jasno sformułowana w Liście do Hebrajczyków 12,14-15: Dążcie do pokoju ze wszystkimi i do uświęcenia, bez którego nikt nie ujrzy Pana, bacząc, żeby nikt nie pozostał z dala od łaski Bożej, żeby jakiś gorzki korzeń rosnący w górę, nie wyrządził szkody i żeby przezeń nie pokalało się wielu”. Dlatego właśnie Biblia mówi o sercu, że jest zwodnicze. Moim zdaniem nie ma dobrych, czy złych emocji. Problemem jest wyrażanie lub nie wyrażanie naszych emocji w dobrej, czy w złej sprawie. Dobrym przykładem może tu być problem dojrzałości chrześcijańskiej, np. w powściąganiu lub nie powściąganiu swojego języka.
 
Na zakończenie tej części rozważania trzy wersety z nauczania apostoła Jakuba na temat naszego serca w kontekście naszego duchowego życia w prawdziwej pokorze, które powinniśmy osobiście przyjąć i zastosować w swoim życiu. W Liście Jakuba 1,26 czytamy: Jeśli ktoś sądzi, że jest pobożny, a nie powściąga języka swego, lecz oszukuje serce swoje, tego pobożność jest bezużyteczna. W fałszywej pokorze można oszukać swoje serce poprzez mówienie na pokaz o swojej pobożności. Natomiast prawdziwa pokora nieraz nie wymaga nawet słów, tylko rzeczywistego świadectwa naszego przemienionego życia.
I już bez żadnego komentarza.
(Lista Jakuba 3,14): Jeśli jednak gorzką zazdrość i kłótliwość macie w sercach swoich, to przynajmniej nie przechwalajcie się i nie kłamcie wbrew prawdzie.
(List Jakuba 4,8): Zbliżcie się do Boga, a zbliży się do was. Obmyjcie ręce, grzesznicy, i oczyśćcie serca, ludzie o rozdwojonej duszy.
 
Ciąg dalszy w części 2.

Bogdan Podlecki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz