Osobiste chrześcijaństwo
Zdefiniowanie
pojęcia "chrześcijaństwo" jest dosyć trudne. Podam moją
osobistą definicję. Chrześcijaństwo, to indywidualny i świadomy
wybór życia w Bożej obecności już teraz i z konsekwencjami na
wieczność. Nie będę zajmował się w tym rozważaniu szukaniem
odpowiedzi na pytanie: Co to jest chrześcijaństwo? Spróbuję
poszukać odpowiedzi na pytanie: Czym jest lub może czym nie zawsze
jest, ale powinno być moje chrześcijaństwo? Będzie to rodzaj
opisu mojego osobistego pojmowania chrześcijaństwa. A ty, drogi
czytelniku, jeśli zechcesz przeczytać ten tekst do końca, to
spróbuj poszukać odpowiedzi na pytanie: Czym jest lub może czym
nie jest, lecz powinno być twoje chrześcijaństwo? Zróbmy to
szczerze i otwórzmy się na Boży głos, gdy będziemy sobie
odpowiadać na zadane pytania. Otwórzmy swoje fizyczne oraz duchowe
oczy i uszy.
1. Można ''widzieć przeszkody i iść naprzód''.
Takie postępowanie można nazwać: "iść w wierze" mimo niesprzyjających okoliczności.
2. Można ''nie widzieć przeszkód i iść naprzód''.
Wtedy można to raczej nazwać racjonalnym postępowaniem.
3. Można ''nie widzieć przeszkód i nie iść naprzód''.
Nazwałbym to raczej lenistwem.
4. Można ''widzieć przeszkody i nie iść naprzód''.
To może być strach, asekuranctwo lub wyraźny Boży zakaz.
Myślę, że idąc naszą osobistą drogą życia chrześcijańskiego oraz posługując się duchowym i fizycznym wzrokiem, w efekcie doświadczamy w różnym stopniu każdej z wymienionych wyżej możliwości. Jednak Panu Bogu podoba się wybór tego pierwszego wariantu, czyli widzieć przeszkody i mimo to iść naprzód w wierze. Czytamy o tym w Liście do Hebrajczyków 11,6: „Bez wiary zaś nie można podobać się Bogu; kto bowiem przystępuje do Boga, musi uwierzyć, że On istnieje i że nagradza tych, którzy go szukają”. Całe nauczanie Biblii potwierdza, że wierzącymi jesteśmy nie tyle dlatego, że wierzymy w Pana Boga, a raczej z powodu tego, iż uwierzyliśmy Panu Jezusowi Chrystusowi. W Liście do Kolosan 2,17 mamy jednoznaczne stwierdzenie: „Wszystko to są tylko cienie rzeczy przyszłych; rzeczywistością natomiast jest Chrystus”. Oczywiście, kontekstem tego wersetu jest doświadczenie rzeczywistości duchowej w Chrystusie. Można powiedzieć, że wierzącymi są ci, którzy ''żyją Bożą wiarą''. Dla nich rzeczywistością jest ''widzieć rzeczy'' duchowymi oczyma. Biblia określa to mianem ''życia w Chrystusie''. Jednak w duchowym sensie ''widzieć'', to nie zawsze jest to samo, co ''zobaczyć'', a ''słyszeć'' nie musi być równoznaczne z ''usłyszeniem''. Duchową rzeczywistością wierzącego człowieka jest możliwość zobaczenia i usłyszenia Chrystusa w osobistym i społecznym chrześcijaństwie. Wtedy mamy do czynienia z prawdziwymi uczniami i naśladowcami Chrystusa, czyli wierzącymi. To właśnie o tym mówi Pan Jezus w Ewangelii Jana 8,31-36: „Jeżeli wytrwacie w SŁOWIE MOIM, prawdziwie uczniami MOIMI będziecie i poznacie PRAWDĘ, a PRAWDA was wyswobodzi. (…) Jeśli więc Syn was wyswobodzi, prawdziwie wolnymi będziecie”. Prawdziwą wolność daje poznanie PRAWDY, czyli Chrystusa w osobistej relacji uczniostwa. Biblia nazywa to także ''życiem w duchu'', czyli w DUCHU CHRYSTUSOWYM.
Chrześcijaństwo jest postrzegane przez innych ludzi przez pryzmat tego, jacy są poszczególni, najbliżsi tym ludziom chrześcijanie. W Dziejach Apostolskich 11,26 czytamy: „W Antiochii też nazwano po raz pierwszy uczniów chrześcijanami”. Zasadą wynikającą z tego fragmentu jest to, że musisz być uczniem i naśladowcą Chrystusa, żeby nazwano cię chrześcijaninem. Nie jest istotne, czy sam nazywasz siebie chrześcijaninem lub tak nazywają ciebie inni chrześcijanie. Istotne jest to, że powinieneś zostać nazwany chrześcijaninem przez kogoś, kto nim nie jest. Samo słowo ''chrześcijanin'' nie pochodzi o słowa ''chrzest'', ale od słowa ''Chrystus'', czyli ''mesjasz''. Chrystus, to namaszczony Boży Mesjasz. Prawdopodobnie określenie ''chrześcijanin'' miało negatywną konotację, np. w formie przezwiska, czy nawet wyzwiska: ''chrystusowiec''. Wytyka się, czy nawet piętnuje się ludzi, którzy są ''inni''. Musi być coś w naszym życiu, co odróżnia nas jako chrześcijan. Nawet jeśli to coś w oczach oceniającego jest negatywne. Ponieważ odstajemy od innych, odmawiając zrobić coś, co robi większość lub przeciwnie robimy coś, czego inni nie robią.
Nie
zadawajmy sobie dzisiaj pytania: Co mam zrobić, by nazwano mnie
chrześcijaninem? Zadajmy sobie raczej pytanie: Co robię lub co mogę
zrobić, by chrześcijaństwo ogarnęło całe moje życie, czyli
każdą dziedzinę mojego życia? Pierwsi chrześcijanie byli
odróżniani dzięki widocznemu świadectwu przemienionego życia. Ta
zasada nie zmieniła się. Chrześcijaństwo nie jest tylko zbiorem
doktryn zebranych i spisanych w Biblii, które trzeba znać i
stosować w swoim życiu. Chrześcijaństwo musi być sposobem
naszego życia. Chrześcijanami nie jesteśmy tylko w niedzielne
przedpołudnie, czy w jeden lub więcej wieczorów w tygodniu lub
nawet przez kilka dni na zorganizowanych zgromadzeniach.
Chrześcijanami jesteśmy zawsze i wszędzie. Musimy
być zawsze i
wszędzie gotowi, by zaświadczać całym świadectwem swojego
przemienionego życia. Wyraźnie pisze o tym apostoł Chrystusa w 1.
Liście Piotra 3,15: „Lecz
Chrystusa Pana poświęcajcie w sercach waszych, zawsze gotowi do
obrony przed każdym, domagającym się od was wytłumaczenia się z
nadziei waszej”.
Pytania
dla każdego z nas, na które powinniśmy sami sobie szczerze
odpowiedzieć. Czym dla mnie jest chrześcijaństwo? Co sprawiło, że
uważam się za chrześcijanina? Omówię pokrótce cztery możliwe
odpowiedzi
na te pytania. Powiem szczerze, że każdą z nich uważałem za
prawdziwą w
różnych okresach mojego życia, w tym także chrześcijańskiego.
Pierwszą
z nich jest "wychowanie chrześcijańskie" w rodzinie i
kościele. Nie wiem jak u ciebie, ale
u mnie to nie sprawdziło się. Chrześcijański kraj, chrześcijańska
rodzina, czy nawet chrześcijański kościół tego nie gwarantują.
Najlepsza tradycja chrześcijańska, nawet ta katolicka, czy
zielonoświątkowa, czy też każda inna nie spowoduje postrzegania
mnie jako chrześcijanina. W moim przypadku paradoksem może być to,
że kiedyś regularnie uczestniczyłem w zgromadzeniach
chrześcijańskich i z poczuciem wspólnoty bywało różnie. Teraz
staram się być na zgromadzeniach, ale mam pełne poczucie
przynależności do Kościoła Pana Jezusa Chrystusa.
Drugą
możliwą odpowiedzią na
pytanie o nasze osobiste pojmowanie chrześcijaństwa jest
"przestrzeganie zasad
wyznania wiary chrześcijańskiej". Chrześcijaństwo, czy mamy
tego świadomość, czy też nie, to tworzy pewien system wartości.
Czy się do tego przyznajemy, czy też nie, to utożsamiamy się z
jakimś wyznaniem wiary. Niezbędną cechą osobistego
chrześcijaństwa musi być ortodoksyjność. Oczywiście dobrze
rozumiana ortodoksyjność. To określenie zostało wypaczone i ma
dzisiaj negatywne znaczenie. Dobrze pojęta ortodoksyjność
chrześcijańska polega na tym, że w zakresie
fundamentalnych biblijnych wartości, nie możemy zawierać
kompromisów.
Trzecią
możliwą odpowiedzią może być "prowadzenie dobrego życia i
przestrzeganie zasad moralnych w świecie". Można postrzegać
bycie chrześcijaninem w wymiarze ''negatywnym''.
Jestem
w prządku, bo jestem na NIE: nie palę, nie piję, nie zabijam, itd.
Można też postrzegać bycie chrześcijaninem w wymiarze
''pozytywnym''. Jestem dobrym świadectwem życia chrześcijańskiego,
bo jestem na TAK: pomagam, wspieram finansowo, organizuję coś
pożytecznego, itp. Znamy jednak osoby, które uważamy za dobrych
ludzi, a którzy niekoniecznie są chrześcijanami. Wielu
z nas jest kierowcami, jak to ktoś, kiedyś żartobliwie określił:
''na kierowniczym stanowisku''. Spróbujcie któregoś dnia,
najlepiej zawsze, wyobrazić sobie, że w samochodzie obok nas jedzie
Pan Jezus Chrystus. To nie powinno być takie trudne, przecież ON
zawsze jest z nami. Jedźmy przy ograniczeniu prędkości do 30
kilometrów na godzinę z prędkością nie przekraczającą tego
ograniczenia, nie wyprzedzajmy tam, gdzie nie wolno wyprzedzać, itp.
To nie jest takie proste, sam to wiem, bo sporo jeżdżę. Testowałem
któregoś dnia w ten sposób moją wyobraźnię i to był dla mnie
bardzo dobry czas. Kilkanaście dni później otrzymałem pocztą
zdjęcie i stanowczą prośbę o skontaktowanie się z posterunkiem
Straży Miejskiej w pewnym mieście, przez które przejeżdżałem.
No cóż, data i godzina wykonania tego zdjęcia przez fotoradar
pokazała, że nie było to w dniu mojej próby. Mimo wszystko dalej
próbuję, bo chcę być "dobrym chrześcijaninem", także
na kierowniczym stanowisku. Czy czyni to ze mnie lepszego
chrześcijanina? Sam nie wiem, chyba jednak nie, ale mimo wszystko
warto próbować.
Wreszcie
czwarta odpowiedź na pytanie o nasze osobiste chrześcijaństwo,
to "przeżycia duchowe", czyli
manifestacje BOŻEJ OBECNOŚCI w nas.
Każde z nich zmieniło coś w moim życiu chrześcijańskim i
pozostawiło w nim trwały ślad. Po doświadczeniu prawdziwego
osobistego przeżycia manifestacji obecności Bożej nie jest możliwe
pozostanie ''takim samym człowiekiem''. No chyba, że je zupełnie
odrzucimy. Czy jest możliwe chrześcijaństwo nominalne, czyli
religijne? Myślę, że nie, chociaż widzę, że tak. Z
obserwacji wynika, że większość żyje tak, jakby to było
możliwe. Mimo to pozostanę w mniejszości. W
Starym Testamencie czytamy, że Izrael miał do wyboru dwa,
istniejące równolegle, w odległości ok. 6 km od siebie miejsca
spotkania z Panem Bogiem. Pierwszym był Przybytek Dawida, który
symbolizował wolność dzięki BOŻEJ ŁASCE i w Bożej obecności.
Drugim miejscem był Namiot Przymierza, gdzie w nominalny sposób
przestrzegano prawa z ofiarami za grzechy. Pan Bóg nie zmienia się
i dzisiaj też możemy wybrać między życiem w wolności dzieci
Bożych, a życiem religijnym. Wiem, że w prawdziwym
chrześcijaństwie są konieczne osobiste przeżycia duchowe, które
nie pozwalają byśmy pozostawali w tym samym miejscu naszego
osobistego, czy społecznego chrześcijaństwa. Jednak widzimy wokół
siebie, że ludzie odbierają raczej pozytywnie przeżycia
emocjonalne, czyli ''duszewne'', które bardzo łatwo pomylić z
duchowymi. Przykładami mogą być sanktuaria kultowe w Polsce i nie
tylko w Polsce, sekty religijne, czy wreszcie jakieś nowe nauki,
oparte na Biblii, lecz nie przynoszące jednak w dłuższej
perspektywie dobrego owocu dla Bożego Kościoła. Dodam w tym
miejscu, że przez pojęcie "Kościół Boży" rozumiem
ogół ludzi wyznających Jezusa Chrystusa rzeczywistym Panem swojego
życia, bez względu na przynależność do określonej wspólnoty,
czy ''wyznania''. Jednak
Pan Bóg zapowiedział, że przywróci "stan pełnej wolności"
w uwielbieniu dla NIEGO, jaka miała miejsce w "Królestwie
Dawida". Czytamy o tym w Księdze Amosa 9,11: „W
owym dniu podniosę upadającą chatkę Dawida i zamuruję jej
pęknięcia, i podźwignę ją z ruin, i odbuduję ją jak za dawnych
dni”. Myślę, że dzieje się to na naszych oczach. Tylko, czy mamy tego świadomość i uczestniczymy w tej BOŻEJ ODBUDOWIE?
Każda
z wymienionych odpowiedzi, czyli: "wychowanie chrześcijańskie",
"przestrzeganie zasad wyznania wiary chrześcijańskiej",
"prowadzenie dobrego życia i przestrzeganie zasad moralnych w
świecie", czy "osobiste przeżycia duchowe" jest
dobra, jeśli jest zbudowana na biblijnym fundamencie. Ale jeśli
ograniczymy się tylko do nich, to stanowczo za mało, żeby być
lepszym chrześcijaninem.
Czy
jest więc jakiś test, który może dać odpowiedź na pytanie: Czy
moje poczucie bycia chrześcijaninem jest prawdziwe? Jest i sprowadza
się do szczerej odpowiedzi na pytanie: W jaki sposób reagujemy na
próby i doświadczenia? Jeśli byłem religijny, to miałem spokój,
bo uspokajała mnie moja religijność. Przyszły próby, to moja
religijność nie dała odpowiedzi na moje problemy. Kiedy dotyka
mnie poważny problem, czyli ''doświadczenie wiary'', to ani moja
dobroć, ani moralność nie jest w stanie podnieść mnie na duchu.
To, że wyświadczyłem komuś dobrą przysługę, czy wsparcie też
nie stanowi antidotum na mój problem. Prawdziwym testem naszego
osobistego chrześcijaństwa jest próba wiary i naszego zachowania
wtedy, gdy wszystko się nam sprzeciwia, a nawet wali. Zostajemy bez
pomocy i sami nie możemy nic zrobić. W
jaki sposób przechodzę przez próby, jeśli uważam, że jestem
prawdziwym chrześcijaninem? Fragment z Dziejów Apostolskich 4,31
daje nam wyraźne odpowiedzi na to pytanie: „A
gdy skończyli modlitwę, zatrzęsło się miejsce, na którym byli
zebrani, i napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i głosili z
odwagą Słowo Boże”.
Chrześcijanie z tego fragmentu BOŻEGO SŁOWA w trakcie wielkich
doświadczeń, wiedzieli co robić. Wołali szczerze do Boga i
modlili się z wiarą do Stworzyciela i Wszechmogącego Pana. Mieli
świadomość opozycji, ale też mieli pewność, że Pan Bóg
odpowie na ich modlitwę w cudowny sposób. Oczekiwali na Bożą
odpowiedź i doczekali się Bożej odpowiedzi. Jednocześnie zostali
wyposażeni w moc Ducha Świętego do świadczenia o Chrystusie całym
swoim życiem chrześcijańskim.
Modlitwa
wiary w naszym osobistym życiu chrześcijańskim nie pozostawia
miejsca na wątpliwości. Myślę, że znamy to z doświadczenia.
Modlimy się, gdy mamy problem, ale zaraz przychodzą wątpliwości:
Czy to ma sens? Czy ktoś mnie słyszy? Nawet
dochodzi do tego, że próbujemy przekonać samych siebie, że to
jednak ma sens. Może
ty nie masz takich problemów, żeby przekonywać samego siebie. Ja
miałem i w dalszym ciągu miewam. Za każdym razem przekonało mnie
osobiste SŁOWO od Boga.
Zadajmy sobie dzisiaj pytanie: Jak wyjaśnić komuś, że teraz mamy całkowitą pewność zbawienia, jaką powinien przecież mieć każdy chrześcijanin? Jak wytłumaczyć komuś, że nasze zbawienie jest w Chrystusie i ma miejsce w BOŻYM WIECZNYM TERAZ. Pierwsi chrześcijanie poznali podstawowy cel chrześcijańskiego zwiastowania, którym jest przyprowadzenie człowieka do poznania Pana Boga. To jest właśnie odpowiedź na naszą chrześcijańską pewność zbawienia i to jest zasadniczy cel chrześcijańskiego zwiastowania – osobiste poznanie Boga. Jednak z czasem w historii chrześcijaństwa ten cel uległ spłyceniu. Dzisiaj przeważa oczekiwanie na niezapomniane przeżycia duchowe i to raczej w zorganizowanej formie, zamiast osobistego oczekiwania na Pana Boga. Ja też oczekuję na przeżycia duchowe, ale chcę mieć pewność, że najpierw przyjdzie Bóg i spowoduje, że GO doświadczę. Chrześcijaństwo może zapewnić nam duchowe przeżycia, ale przede wszystkim w osobistym poznawaniu Pana Boga.
Zadajmy sobie dzisiaj pytanie: Jak wyjaśnić komuś, że teraz mamy całkowitą pewność zbawienia, jaką powinien przecież mieć każdy chrześcijanin? Jak wytłumaczyć komuś, że nasze zbawienie jest w Chrystusie i ma miejsce w BOŻYM WIECZNYM TERAZ. Pierwsi chrześcijanie poznali podstawowy cel chrześcijańskiego zwiastowania, którym jest przyprowadzenie człowieka do poznania Pana Boga. To jest właśnie odpowiedź na naszą chrześcijańską pewność zbawienia i to jest zasadniczy cel chrześcijańskiego zwiastowania – osobiste poznanie Boga. Jednak z czasem w historii chrześcijaństwa ten cel uległ spłyceniu. Dzisiaj przeważa oczekiwanie na niezapomniane przeżycia duchowe i to raczej w zorganizowanej formie, zamiast osobistego oczekiwania na Pana Boga. Ja też oczekuję na przeżycia duchowe, ale chcę mieć pewność, że najpierw przyjdzie Bóg i spowoduje, że GO doświadczę. Chrześcijaństwo może zapewnić nam duchowe przeżycia, ale przede wszystkim w osobistym poznawaniu Pana Boga.
Dzisiaj
w kościołach przeważa nauczanie, że celem chrześcijaństwa jest
otrzymanie zapewnienia o przebaczeniu grzechów. Ja też zgadzam się
z tym. Ale jest to tylko krok w dobrym kierunku, czyli osobistego
poznania Boga, co jest równoznaczne z tym, że pozwolimy Panu Bogu,
żeby poznał nas. Wyraźnie mówi o tym apostoł Paweł w Liście do
Galacjan 4,8-9: „Lecz
dawniej, gdy nie
znaliście Boga,
służyliście tym, którzy z natury bogami nie są; teraz jednak,
kiedy poznaliście Boga, a raczej, kiedy zostaliście przez Boga
poznani, czemuż znowu zawracacie do słabych i nędznych żywiołów,
którym ponownie, jak dawniej służyć chcecie?”.
Pan Bóg oczekuje od nas tego, że będziemy GO poznawać oraz
równocześnie w osobistej relacji z NIM, pozwolimy MU na szczere
poznanie nas i zmianę naszego myślenia. Tego wymaga szczera
przyjaźń z Bogiem.
Czym
charakteryzuje się osobiste poznanie Pana Boga? Są
dwa
ważne aspekty takiego poznania. Po pierwsze, zwracamy się do Boga
jak do bliskiej nam OSOBY i mówimy o NIM, jako o bliskiej OSOBIE. Tę
bliskość musimy mieć jednak osobiście objawioną w Bożej
obecności, a w następnej kolejności tę intymną relację
powinniśmy w zdyscyplinowany sposób pielęgnować. Niektórzy
uważają, że modlitwa do Boga jest sama w sobie wartością. Czy
mówienie o pięknych rzeczach w pięknych słowach sprawia, że
czujemy się lepiej? Może i tak! Jednak modlitwa powinna być
dialogiem, a nie tylko monologiem do Pana Boga. Tylko czy potrafimy
wyciszyć się w JEGO obecności, dając sobie przez to szansę na
usłyszenie JEGO odpowiedzi? Z mojego doświadczenia Boga i
przypuszczam nie tylko z mojego, wynika, że zdecydowanie lepsza jest
modlitwa wiary, w której mówimy szczerą prawdę o sobie i naszym
osobistym pojmowaniu Pana Boga. Drugim
aspektem osobistego poznania Boga jest to, że zwracamy się do NIEGO
jak do suwerennego Pana. Bóg jest doskonałą MIŁOŚCIĄ, ale też
jednocześnie sprawiedliwym SĘDZIĄ. Nie demokracja, ale teokracja,
czyli Boże panowanie zawsze było, jest i będzie Bożym modelem
władzy. Teokracja to rządy Boga oparte na JEGO ŚWIĘTOŚCI i
ŁASCE, jako Pana panów i Króla królów. Do wszystkich, którzy
uważają się za wierzących, a w szczególności do tych, którzy
są w służbie chrześcijańskiej skierowane są słowa z 1. Listu
do Tymoteusza 6,13-16: „Nakazuję
ci przed obliczem Boga, który wszystko ożywia, przed obliczem
Chrystusa Jezusa, który przed Poncjuszem Piłatem złożył dobre
wyznanie, abyś zachował przykazanie bez skazy i bez nagany aż do
przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa, które we właściwym
czasie objawi błogosławiony i jedyny władca, Król królów, Pan
panów, jedyny, który ma nieśmiertelność, który mieszka w
światłości niedostępnej, którego nikt z ludzi nie widział i
widzieć nie może; jemu niech będzie cześć i moc wieczna. Amen”.
Czy
mamy osobiste poznanie Pana Boga? Czy chcemy poddać się pod pełną
Bożą zależność w każdej dziedzinie naszego życia
chrześcijańskiego? W
2. Liście do Koryntian 13,5 czytamy: „Poddawajcie
samych siebie próbie, czy trwacie w wierze, doświadczajcie siebie;
czy nie wiecie o sobie, że Jezus Chrystus jest w was? Chyba żeście
próby nie przeszli”. Czy zwracamy się do Boga bezpośrednio w
godzinie próby i nie tylko w czasie próby? To właśnie odróżnia
osobiste, czy też społeczne chrześcijaństwo od osobistej, czy też
publicznej religijności. Chrześcijaństwo
nie jest ''religijnością'', czyli próbami zbliżenia się do Pana
Boga przez "własne zasługi" inspirowane przez ducha
religijności, który jest przeciwny Bogu. Religia jest oszustwem i
zwiedzeniem. Jest diabelską podróbką szczerej bogobojności, czyli
BOJAŹNI BOŻEJ. Chrześcijaństwo jest
dobrowolnym i osobistym wyborem Bożego panowania w naszym życiu z
konsekwencjami na wieczność. Czy mamy takie osobiste poznanie Pana
Boga? Czy potrafimy bezgranicznie zaufać Bogu bez względu na
okoliczności?
W
naszym osobistym chrześcijaństwie, żeby modlić się z pewnością
Bożej odpowiedzi musimy nie tylko wierzyć w ŻYWEGO i WSZECHMOCNEGO
Boga. Przede wszystkim powinniśmy uwierzyć Bogu oraz osobiście
doświadczać i poznawać GO w naszym życiu.
Pan Bóg zawsze chce nam się osobiście objawiać. ON czeka na nasze
prawdziwe i szczere pragnienie poznania GO. Czy znasz osobiście
Chrystusa? Pragnij tego. Pan Bóg powiedział wyraźnie do każdego z
nas w Księdze Jeremiasza 33,3: „Wołaj
do mnie, a odpowiem ci i oznajmię ci rzeczy wielkie i niedostępne,
o których nie wiesz!”. Dodam
w tym miejscu od siebie: ''o których jeszcze nie wiesz, ale możesz
dowiedzieć się bezpośrednio od Pana Boga,
w tym szczególnie z kompletnego objawienia JEGO SŁOWA spisanego w Biblii''. Powiedział
także do nas w Liście do Hebrajczyków 12,26-27: „Ten,
którego głos wtenczas wstrząsnął ziemią, zapowiedział teraz,
mówiąc: Jeszcze raz wstrząsnę nie tylko ziemią, ale i niebem.
Słowa: "Jeszcze raz" wskazują, że rzeczy podlegające
wstrząsowi ulegną przemianie, ponieważ są stworzone, aby ostały
się te, którymi wstrząsnąć nie można”.
Czy po Bożym wstrząsie w naszym życiu zostaną tylko te dziedziny,
którymi już nie trzeba wstrząsać? Czy poddaliśmy już wszystkie
dziedziny naszego życia pod Boże panowanie? Czy jesteśmy gotowi
być w Bożym Królestwie, w którym nic już nie podlega
wstrząsaniu? To są prawdziwe pytania o nasze osobiste
chrześcijaństwo, na które powinniśmy sobie szczerze odpowiedzieć.
Po osobistym spotkaniu z Bogiem nie można pozostać takim samym.
Chrześcijaństwo, to indywidualny i świadomy wybór życia w Bożej
obecności już teraz i z konsekwencjami na wieczność. Jednak
powinniśmy najpierw dokonać tego wyboru!
Bogdan Podlecki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz