środa, 24 lutego 2016

Osobiste chrześcijaństwo

Osobiste chrześcijaństwo 

Zdefiniowanie pojęcia "chrześcijaństwo" jest dosyć trudne. Podam moją osobistą definicję. Chrześcijaństwo, to indywidualny i świadomy wybór życia w Bożej obecności już teraz i z konsekwencjami na wieczność. Nie będę zajmował się w tym rozważaniu szukaniem odpowiedzi na pytanie: Co to jest chrześcijaństwo? Spróbuję poszukać odpowiedzi na pytanie: Czym jest lub może czym nie zawsze jest, ale powinno być moje chrześcijaństwo? Będzie to rodzaj opisu mojego osobistego pojmowania chrześcijaństwa. A ty, drogi czytelniku, jeśli zechcesz przeczytać ten tekst do końca, to spróbuj poszukać odpowiedzi na pytanie: Czym jest lub może czym nie jest, lecz powinno być twoje chrześcijaństwo? Zróbmy to szczerze i otwórzmy się na Boży głos, gdy będziemy sobie odpowiadać na zadane pytania. Otwórzmy swoje fizyczne oraz duchowe oczy i uszy. 

Posłużę się w tym miejscu pewnym zasłyszanym żartem sytuacyjnym. Osoba nieświadoma tego, że człowiek obok niej jest niewidomy, zwraca się do niego: Czy możesz się przesunąć? Na to odpowiada niewidomy: Oczywiście, nie widzę przeszkód… . Naturalnie, że zabawna w tej sytuacji może być tylko gra słów. W odpowiedzi niewidomego człowieka jest jednoznaczne stwierdzenie faktu, że nie widzi i w związku z tym nie może iść samodzielnie. Z logicznego punktu widzenia są cztery możliwości użycia wyrażenia ''(nie) widzieć i (nie) iść'', także w znaczeniu duchowym.
1. Można ''widzieć przeszkody i iść naprzód''.
Takie postępowanie można nazwać: "iść w wierze" mimo niesprzyjających okoliczności.
2. Można ''nie widzieć przeszkód i iść naprzód''.
Wtedy można to raczej nazwać racjonalnym postępowaniem.
3. Można ''nie widzieć przeszkód i nie iść naprzód''.
Nazwałbym to raczej lenistwem.
4. Można ''widzieć przeszkody i nie iść naprzód''.
To może być strach, asekuranctwo lub wyraźny Boży zakaz.

Myślę, że idąc naszą osobistą drogą życia chrześcijańskiego oraz posługując się duchowym i fizycznym wzrokiem, w efekcie doświadczamy w różnym stopniu każdej z wymienionych wyżej możliwości. Jednak Panu Bogu podoba się wybór tego pierwszego wariantu, czyli widzieć przeszkody i mimo to iść naprzód w wierze. Czytamy o tym w Liście do Hebrajczyków 11,6: „Bez wiary zaś nie można podobać się Bogu; kto bowiem przystępuje do Boga, musi uwierzyć, że On istnieje i że nagradza tych, którzy go szukają”. Całe nauczanie Biblii potwierdza, że wierzącymi jesteśmy nie tyle dlatego, że wierzymy w Pana Boga, a raczej z powodu tego, iż uwierzyliśmy Panu Jezusowi Chrystusowi. W Liście do Kolosan 2,17 mamy jednoznaczne stwierdzenie: „Wszystko to są tylko cienie rzeczy przyszłych; rzeczywistością natomiast jest Chrystus”. Oczywiście, kontekstem tego wersetu jest doświadczenie rzeczywistości duchowej w Chrystusie. Można powiedzieć, że wierzącymi są ci, którzy ''żyją Bożą wiarą''. Dla nich rzeczywistością jest ''widzieć rzeczy'' duchowymi oczyma. Biblia określa to mianem ''życia w Chrystusie''. Jednak w duchowym sensie ''widzieć'', to nie zawsze jest to samo, co ''zobaczyć'', a ''słyszeć'' nie musi być równoznaczne z ''usłyszeniem''. Duchową rzeczywistością wierzącego człowieka jest możliwość zobaczenia i usłyszenia Chrystusa w osobistym i społecznym chrześcijaństwie. Wtedy mamy do czynienia z prawdziwymi uczniami i naśladowcami Chrystusa, czyli wierzącymi. To właśnie o tym mówi Pan Jezus w Ewangelii Jana 8,31-36: „Jeżeli wytrwacie w SŁOWIE MOIM, prawdziwie uczniami MOIMI będziecie i poznacie PRAWDĘ, a PRAWDA was wyswobodzi. (…) Jeśli więc Syn was wyswobodzi, prawdziwie wolnymi będziecie”. Prawdziwą wolność daje poznanie PRAWDY, czyli Chrystusa w osobistej relacji uczniostwa. Biblia nazywa to także ''życiem w duchu'', czyli w DUCHU CHRYSTUSOWYM. 

Chrześcijaństwo jest postrzegane przez innych ludzi przez pryzmat tego, jacy są poszczególni, najbliżsi tym ludziom chrześcijanie. W Dziejach Apostolskich 11,26 czytamy: „W Antiochii też nazwano po raz pierwszy uczniów chrześcijanami. Zasadą wynikającą z tego fragmentu jest to, że musisz być uczniem i naśladowcą Chrystusa, żeby nazwano cię chrześcijaninem. Nie jest istotne, czy sam nazywasz siebie chrześcijaninem lub tak nazywają ciebie inni chrześcijanie. Istotne jest to, że powinieneś zostać nazwany chrześcijaninem przez kogoś, kto nim nie jest. Samo słowo ''chrześcijanin'' nie pochodzi o słowa ''chrzest'', ale od słowa ''Chrystus'', czyli ''mesjasz''. Chrystus, to namaszczony Boży Mesjasz. Prawdopodobnie określenie ''chrześcijanin'' miało negatywną konotację, np. w formie przezwiska, czy nawet wyzwiska: ''chrystusowiec''. Wytyka się, czy nawet piętnuje się ludzi, którzy są ''inni''. Musi być coś w naszym życiu, co odróżnia nas jako chrześcijan. Nawet jeśli to coś w oczach oceniającego jest negatywne. Ponieważ odstajemy od innych, odmawiając zrobić coś, co robi większość lub przeciwnie robimy coś, czego inni nie robią. 

Nie zadawajmy sobie dzisiaj pytania: Co mam zrobić, by nazwano mnie chrześcijaninem? Zadajmy sobie raczej pytanie: Co robię lub co mogę zrobić, by chrześcijaństwo ogarnęło całe moje życie, czyli każdą dziedzinę mojego życia? Pierwsi chrześcijanie byli odróżniani dzięki widocznemu świadectwu przemienionego życia. Ta zasada nie zmieniła się. Chrześcijaństwo nie jest tylko zbiorem doktryn zebranych i spisanych w Biblii, które trzeba znać i stosować w swoim życiu. Chrześcijaństwo musi być sposobem naszego życia. Chrześcijanami nie jesteśmy tylko w niedzielne przedpołudnie, czy w jeden lub więcej wieczorów w tygodniu lub nawet przez kilka dni na zorganizowanych zgromadzeniach. Chrześcijanami jesteśmy zawsze i wszędzie. Musimy być zawsze i wszędzie gotowi, by zaświadczać całym świadectwem swojego przemienionego życia. Wyraźnie pisze o tym apostoł Chrystusa w 1. Liście Piotra 3,15: „Lecz Chrystusa Pana poświęcajcie w sercach waszych, zawsze gotowi do obrony przed każdym, domagającym się od was wytłumaczenia się z nadziei waszej. 

Pytania dla każdego z nas, na które powinniśmy sami sobie szczerze odpowiedzieć. Czym dla mnie jest chrześcijaństwo? Co sprawiło, że uważam się za chrześcijanina? Omówię pokrótce cztery możliwe odpowiedzi na te pytania. Powiem szczerze, że każdą z nich uważałem za prawdziwą w różnych okresach mojego życia, w tym także chrześcijańskiego. 

Pierwszą z nich jest "wychowanie chrześcijańskie" w rodzinie i kościele. Nie wiem jak u ciebie, ale u mnie to nie sprawdziło się. Chrześcijański kraj, chrześcijańska rodzina, czy nawet chrześcijański kościół tego nie gwarantują. Najlepsza tradycja chrześcijańska, nawet ta katolicka, czy zielonoświątkowa, czy też każda inna nie spowoduje postrzegania mnie jako chrześcijanina. W moim przypadku paradoksem może być to, że kiedyś regularnie uczestniczyłem w zgromadzeniach chrześcijańskich i z poczuciem wspólnoty bywało różnie. Teraz staram się być na zgromadzeniach, ale mam pełne poczucie przynależności do Kościoła Pana Jezusa Chrystusa. 

Drugą możliwą odpowiedzią na pytanie o nasze osobiste pojmowanie chrześcijaństwa jest "przestrzeganie zasad wyznania wiary chrześcijańskiej". Chrześcijaństwo, czy mamy tego świadomość, czy też nie, to tworzy pewien system wartości. Czy się do tego przyznajemy, czy też nie, to utożsamiamy się z jakimś wyznaniem wiary. Niezbędną cechą osobistego chrześcijaństwa musi być ortodoksyjność. Oczywiście dobrze rozumiana ortodoksyjność. To określenie zostało wypaczone i ma dzisiaj negatywne znaczenie. Dobrze pojęta ortodoksyjność chrześcijańska polega na tym, że w zakresie fundamentalnych biblijnych wartości, nie możemy zawierać kompromisów. 

Trzecią możliwą odpowiedzią może być "prowadzenie dobrego życia i przestrzeganie zasad moralnych w świecie". Można postrzegać bycie chrześcijaninem w wymiarze ''negatywnym''. Jestem w prządku, bo jestem na NIE: nie palę, nie piję, nie zabijam, itd. Można też postrzegać bycie chrześcijaninem w wymiarze ''pozytywnym''. Jestem dobrym świadectwem życia chrześcijańskiego, bo jestem na TAK: pomagam, wspieram finansowo, organizuję coś pożytecznego, itp. Znamy jednak osoby, które uważamy za dobrych ludzi, a którzy niekoniecznie są chrześcijanami. Wielu z nas jest kierowcami, jak to ktoś, kiedyś żartobliwie określił: ''na kierowniczym stanowisku''. Spróbujcie któregoś dnia, najlepiej zawsze, wyobrazić sobie, że w samochodzie obok nas jedzie Pan Jezus Chrystus. To nie powinno być takie trudne, przecież ON zawsze jest z nami. Jedźmy przy ograniczeniu prędkości do 30 kilometrów na godzinę z prędkością nie przekraczającą tego ograniczenia, nie wyprzedzajmy tam, gdzie nie wolno wyprzedzać, itp. To nie jest takie proste, sam to wiem, bo sporo jeżdżę. Testowałem któregoś dnia w ten sposób moją wyobraźnię i to był dla mnie bardzo dobry czas. Kilkanaście dni później otrzymałem pocztą zdjęcie i stanowczą prośbę o skontaktowanie się z posterunkiem Straży Miejskiej w pewnym mieście, przez które przejeżdżałem. No cóż, data i godzina wykonania tego zdjęcia przez fotoradar pokazała, że nie było to w dniu mojej próby. Mimo wszystko dalej próbuję, bo chcę być "dobrym chrześcijaninem", także na kierowniczym stanowisku. Czy czyni to ze mnie lepszego chrześcijanina? Sam nie wiem, chyba jednak nie, ale mimo wszystko warto próbować. 

Wreszcie czwarta odpowiedź na pytanie o nasze osobiste chrześcijaństwo, to "przeżycia duchowe", czyli manifestacje BOŻEJ OBECNOŚCI w nas. Każde z nich zmieniło coś w moim życiu chrześcijańskim i pozostawiło w nim trwały ślad. Po doświadczeniu prawdziwego osobistego przeżycia manifestacji obecności Bożej nie jest możliwe pozostanie ''takim samym człowiekiem''. No chyba, że je zupełnie odrzucimy. Czy jest możliwe chrześcijaństwo nominalne, czyli religijne? Myślę, że nie, chociaż widzę, że tak. Z obserwacji wynika, że większość żyje tak, jakby to było możliwe. Mimo to pozostanę w mniejszości. W Starym Testamencie czytamy, że Izrael miał do wyboru dwa, istniejące równolegle, w odległości ok. 6 km od siebie miejsca spotkania z Panem Bogiem. Pierwszym był Przybytek Dawida, który symbolizował wolność dzięki BOŻEJ ŁASCE i w Bożej obecności. Drugim miejscem był Namiot Przymierza, gdzie w nominalny sposób przestrzegano prawa z ofiarami za grzechy. Pan Bóg nie zmienia się i dzisiaj też możemy wybrać między życiem w wolności dzieci Bożych, a życiem religijnym. Wiem, że w prawdziwym chrześcijaństwie są konieczne osobiste przeżycia duchowe, które nie pozwalają byśmy pozostawali w tym samym miejscu naszego osobistego, czy społecznego chrześcijaństwa. Jednak widzimy wokół siebie, że ludzie odbierają raczej pozytywnie przeżycia emocjonalne, czyli ''duszewne'', które bardzo łatwo pomylić z duchowymi. Przykładami mogą być sanktuaria kultowe w Polsce i nie tylko w Polsce, sekty religijne, czy wreszcie jakieś nowe nauki, oparte na Biblii, lecz nie przynoszące jednak w dłuższej perspektywie dobrego owocu dla Bożego Kościoła. Dodam w tym miejscu, że przez pojęcie "Kościół Boży" rozumiem ogół ludzi wyznających Jezusa Chrystusa rzeczywistym Panem swojego życia, bez względu na przynależność do określonej wspólnoty, czy ''wyznania''. Jednak Pan Bóg zapowiedział, że przywróci "stan pełnej wolności" w uwielbieniu dla NIEGO, jaka miała miejsce w "Królestwie Dawida". Czytamy o tym w Księdze Amosa 9,11: W owym dniu podniosę upadającą chatkę Dawida i zamuruję jej pęknięcia, i podźwignę ją z ruin, i odbuduję ją jak za dawnych dni”. Myślę, że dzieje się to na naszych oczach. Tylko, czy mamy tego świadomość i uczestniczymy w tej BOŻEJ ODBUDOWIE?

Każda z wymienionych odpowiedzi, czyli: "wychowanie chrześcijańskie", "przestrzeganie zasad wyznania wiary chrześcijańskiej", "prowadzenie dobrego życia i przestrzeganie zasad moralnych w świecie", czy "osobiste przeżycia duchowe" jest dobra, jeśli jest zbudowana na biblijnym fundamencie. Ale jeśli ograniczymy się tylko do nich, to stanowczo za mało, żeby być lepszym chrześcijaninem. 

Czy jest więc jakiś test, który może dać odpowiedź na pytanie: Czy moje poczucie bycia chrześcijaninem jest prawdziwe? Jest i sprowadza się do szczerej odpowiedzi na pytanie: W jaki sposób reagujemy na próby i doświadczenia? Jeśli byłem religijny, to miałem spokój, bo uspokajała mnie moja religijność. Przyszły próby, to moja religijność nie dała odpowiedzi na moje problemy. Kiedy dotyka mnie poważny problem, czyli ''doświadczenie wiary'', to ani moja dobroć, ani moralność nie jest w stanie podnieść mnie na duchu. To, że wyświadczyłem komuś dobrą przysługę, czy wsparcie też nie stanowi antidotum na mój problem. Prawdziwym testem naszego osobistego chrześcijaństwa jest próba wiary i naszego zachowania wtedy, gdy wszystko się nam sprzeciwia, a nawet wali. Zostajemy bez pomocy i sami nie możemy nic zrobić. W jaki sposób przechodzę przez próby, jeśli uważam, że jestem prawdziwym chrześcijaninem? Fragment z Dziejów Apostolskich 4,31 daje nam wyraźne odpowiedzi na to pytanie: A gdy skończyli modlitwę, zatrzęsło się miejsce, na którym byli zebrani, i napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i głosili z odwagą Słowo Boże. Chrześcijanie z tego fragmentu BOŻEGO SŁOWA w trakcie wielkich doświadczeń, wiedzieli co robić. Wołali szczerze do Boga i modlili się z wiarą do Stworzyciela i Wszechmogącego Pana. Mieli świadomość opozycji, ale też mieli pewność, że Pan Bóg odpowie na ich modlitwę w cudowny sposób. Oczekiwali na Bożą odpowiedź i doczekali się Bożej odpowiedzi. Jednocześnie zostali wyposażeni w moc Ducha Świętego do świadczenia o Chrystusie całym swoim życiem chrześcijańskim. 

Modlitwa wiary w naszym osobistym życiu chrześcijańskim nie pozostawia miejsca na wątpliwości. Myślę, że znamy to z doświadczenia. Modlimy się, gdy mamy problem, ale zaraz przychodzą wątpliwości: Czy to ma sens? Czy ktoś mnie słyszy? Nawet dochodzi do tego, że próbujemy przekonać samych siebie, że to jednak ma sens. Może ty nie masz takich problemów, żeby przekonywać samego siebie. Ja miałem i w dalszym ciągu miewam. Za każdym razem przekonało mnie osobiste SŁOWO od Boga. 

Zadajmy sobie dzisiaj pytanie: Jak wyjaśnić komuś, że teraz mamy całkowitą pewność zbawienia, jaką powinien przecież mieć każdy chrześcijanin? Jak wytłumaczyć komuś, że nasze zbawienie jest w Chrystusie i ma miejsce w BOŻYM WIECZNYM TERAZ. Pierwsi chrześcijanie poznali podstawowy cel chrześcijańskiego zwiastowania, którym jest przyprowadzenie człowieka do poznania Pana Boga. To jest właśnie odpowiedź na naszą chrześcijańską pewność zbawienia i to jest zasadniczy cel chrześcijańskiego zwiastowania osobiste poznanie Boga. Jednak z czasem w historii chrześcijaństwa ten cel uległ spłyceniu. Dzisiaj przeważa oczekiwanie na niezapomniane przeżycia duchowe i to raczej w zorganizowanej formie, zamiast osobistego oczekiwania na Pana Boga. Ja też oczekuję na przeżycia duchowe, ale chcę mieć pewność, że najpierw przyjdzie Bóg i spowoduje, że GO doświadczę. Chrześcijaństwo może zapewnić nam duchowe przeżycia, ale przede wszystkim w osobistym poznawaniu Pana Boga.

Dzisiaj w kościołach przeważa nauczanie, że celem chrześcijaństwa jest otrzymanie zapewnienia o przebaczeniu grzechów. Ja też zgadzam się z tym. Ale jest to tylko krok w dobrym kierunku, czyli osobistego poznania Boga, co jest równoznaczne z tym, że pozwolimy Panu Bogu, żeby poznał nas. Wyraźnie mówi o tym apostoł Paweł w Liście do Galacjan 4,8-9: „Lecz dawniej, gdy nie znaliście Boga, służyliście tym, którzy z natury bogami nie są; teraz jednak, kiedy poznaliście Boga, a raczej, kiedy zostaliście przez Boga poznani, czemuż znowu zawracacie do słabych i nędznych żywiołów, którym ponownie, jak dawniej służyć chcecie?. Pan Bóg oczekuje od nas tego, że będziemy GO poznawać oraz równocześnie w osobistej relacji z NIM, pozwolimy MU na szczere poznanie nas i zmianę naszego myślenia. Tego wymaga szczera przyjaźń z Bogiem. 

Czym charakteryzuje się osobiste poznanie Pana Boga? Są dwa ważne aspekty takiego poznania. Po pierwsze, zwracamy się do Boga jak do bliskiej nam OSOBY i mówimy o NIM, jako o bliskiej OSOBIE. Tę bliskość musimy mieć jednak osobiście objawioną w Bożej obecności, a w następnej kolejności tę intymną relację powinniśmy w zdyscyplinowany sposób pielęgnować. Niektórzy uważają, że modlitwa do Boga jest sama w sobie wartością. Czy mówienie o pięknych rzeczach w pięknych słowach sprawia, że czujemy się lepiej? Może i tak! Jednak modlitwa powinna być dialogiem, a nie tylko monologiem do Pana Boga. Tylko czy potrafimy wyciszyć się w JEGO obecności, dając sobie przez to szansę na usłyszenie JEGO odpowiedzi? Z mojego doświadczenia Boga i przypuszczam nie tylko z mojego, wynika, że zdecydowanie lepsza jest modlitwa wiary, w której mówimy szczerą prawdę o sobie i naszym osobistym pojmowaniu Pana Boga. Drugim aspektem osobistego poznania Boga jest to, że zwracamy się do NIEGO jak do suwerennego Pana. Bóg jest doskonałą MIŁOŚCIĄ, ale też jednocześnie sprawiedliwym SĘDZIĄ. Nie demokracja, ale teokracja, czyli Boże panowanie zawsze było, jest i będzie Bożym modelem władzy. Teokracja to rządy Boga oparte na JEGO ŚWIĘTOŚCI i ŁASCE, jako Pana panów i Króla królów. Do wszystkich, którzy uważają się za wierzących, a w szczególności do tych, którzy są w służbie chrześcijańskiej skierowane są słowa z 1. Listu do Tymoteusza 6,13-16: Nakazuję ci przed obliczem Boga, który wszystko ożywia, przed obliczem Chrystusa Jezusa, który przed Poncjuszem Piłatem złożył dobre wyznanie, abyś zachował przykazanie bez skazy i bez nagany aż do przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa, które we właściwym czasie objawi błogosławiony i jedyny władca, Król królów, Pan panów, jedyny, który ma nieśmiertelność, który mieszka w światłości niedostępnej, którego nikt z ludzi nie widział i widzieć nie może; jemu niech będzie cześć i moc wieczna. Amen. 

Czy mamy osobiste poznanie Pana Boga? Czy chcemy poddać się pod pełną Bożą zależność w każdej dziedzinie naszego życia chrześcijańskiego? W 2. Liście do Koryntian 13,5 czytamy: Poddawajcie samych siebie próbie, czy trwacie w wierze, doświadczajcie siebie; czy nie wiecie o sobie, że Jezus Chrystus jest w was? Chyba żeście próby nie przeszli. Czy zwracamy się do Boga bezpośrednio w godzinie próby i nie tylko w czasie próby? To właśnie odróżnia osobiste, czy też społeczne chrześcijaństwo od osobistej, czy też publicznej religijności. Chrześcijaństwo nie jest ''religijnością'', czyli próbami zbliżenia się do Pana Boga przez "własne zasługi" inspirowane przez ducha religijności, który jest przeciwny Bogu. Religia jest oszustwem i zwiedzeniem. Jest diabelską podróbką szczerej bogobojności, czyli BOJAŹNI BOŻEJ. Chrześcijaństwo jest dobrowolnym i osobistym wyborem Bożego panowania w naszym życiu z konsekwencjami na wieczność. Czy mamy takie osobiste poznanie Pana Boga? Czy potrafimy bezgranicznie zaufać Bogu bez względu na okoliczności? 

W naszym osobistym chrześcijaństwie, żeby modlić się z pewnością Bożej odpowiedzi musimy nie tylko wierzyć w ŻYWEGO i WSZECHMOCNEGO Boga. Przede wszystkim powinniśmy uwierzyć Bogu oraz osobiście doświadczać i poznawać GO w naszym życiu. Pan Bóg zawsze chce nam się osobiście objawiać. ON czeka na nasze prawdziwe i szczere pragnienie poznania GO. Czy znasz osobiście Chrystusa? Pragnij tego. Pan Bóg powiedział wyraźnie do każdego z nas w Księdze Jeremiasza 33,3: „Wołaj do mnie, a odpowiem ci i oznajmię ci rzeczy wielkie i niedostępne, o których nie wiesz!. Dodam w tym miejscu od siebie: ''o których jeszcze nie wiesz, ale możesz dowiedzieć się bezpośrednio od Pana Boga, w tym szczególnie z kompletnego objawienia JEGO SŁOWA spisanego w Biblii''. Powiedział także do nas w Liście do Hebrajczyków 12,26-27: „Ten, którego głos wtenczas wstrząsnął ziemią, zapowiedział teraz, mówiąc: Jeszcze raz wstrząsnę nie tylko ziemią, ale i niebem. Słowa: "Jeszcze raz" wskazują, że rzeczy podlegające wstrząsowi ulegną przemianie, ponieważ są stworzone, aby ostały się te, którymi wstrząsnąć nie można. Czy po Bożym wstrząsie w naszym życiu zostaną tylko te dziedziny, którymi już nie trzeba wstrząsać? Czy poddaliśmy już wszystkie dziedziny naszego życia pod Boże panowanie? Czy jesteśmy gotowi być w Bożym Królestwie, w którym nic już nie podlega wstrząsaniu? To są prawdziwe pytania o nasze osobiste chrześcijaństwo, na które powinniśmy sobie szczerze odpowiedzieć. Po osobistym spotkaniu z Bogiem nie można pozostać takim samym. Chrześcijaństwo, to indywidualny i świadomy wybór życia w Bożej obecności już teraz i z konsekwencjami na wieczność. Jednak powinniśmy najpierw dokonać tego wyboru!


Bogdan Podlecki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz